Planowane zmiany z zasadach udzielania kredytów hipotecznych są niekorzystne dla klientów. Mogą się odbić niekorzystnie na całej gospodarce, bo ludzi nie będzie stać na kredyt, więc nie będą kupować mieszkań i ucierpi na tym branża budowlana. Takie są oceny ekonomistów.
Natomiast opinie przedstawicieli banków są różne. Te banki, które udzielają kredytów tylko w złotówkach, zapewniają, że ograniczenia w dostępie do kredytów walutowych jest niezbędne dla dobra klientów. Bo waluty to ryzyko kursowe, a ponoć klienci nie są świadomi, że ich cena może się zmienić.
Zupełnie inne jest stanowisko banków posiadających atrakcyjną ofertę kredytów walutowych. Te nie widzą powodów, aby zmuszać ludzi do spłacania co miesiąc raty wyższej nawet kilkaset złotych. Bowiem kredyty złotówkowe, choć pozbawione ryzyka kursowego, są zacznie droższe.
Ta grupa bankowców jest zaskoczona projektem zaleceń Głównego Inspektora Nadzoru Bankowego, które znacznie mogłyby ograniczyć udzielania mieszkaniowych kredytów walutowych. "Te zalecenia są zdecydowanie zbyt restrykcyjne" - mówi nam pracownik kadry zarządzającej banku, nastawionego głównie na kredyty hipoteczne w walucie.
Propozycje, które w ostatnich dniach Główny Inspektor Nadzoru Bankowego przesłał bankom, to efekt wielomiesięcznej dyskusji o tym, jak uniknąć destabilizacji systemu bankowego w związków z dużą dynamiką kredytów walutowych.
Rzeczywiście: z danych NBP wynika, że na koniec 2005 roku wartość udzielonych kredytów mieszkaniowych wyniosła blisko 32 mld zł a wartość kredytów złotówkowych wyniosła 18 mld. Anologicznie rok wcześniej - 20 mld i 15 mld. Przyrost kredytów walutowych to ok. 50 procent, a złotowych jedynie ok. 15 procent.
GINB postanowił więc opracować zalecenia, które mają stać się w istocie zaporą przed kredytami w walutach.
Banki, które mogłyby ich udzielać, byłyby bankami o sporym kapitale i rezerwach, a ponadto mogłyby kredytować tylko do 70 proc. wartości nieruchomości. Klient musiałby być szczegółowo informowany o ryzyku kursowym.
"I bardzo dobrze" - mówi Money.pl Przemysław Barbrich, szef działu PR Związku Banków Polskich. "Bo potem, przy wzroście kursu waluty, gdy klient staje się niewypłacalny, ma pretensje do banku właśnie."
Związek Banków Polskich wraz z dużymi bankami od kilku miesięcy aktywnie zabiega o nagłośnienie konieczności informowania o ryzyku kursowym. Prowadzi też kampanię na rzecz ograniczenia, czy nawet zablokowania możliwości udzielania kredytów w walutach obcych.
"Ale czy w rzeczywistości nie jest to promocja mieszkaniowych kredytów złotówkowych i tych banków, które mają wyłącznie takie w ofercie?" - zastanawia się konkurencja, nastawiona z kolei na kredyty w walucie.
"To nie o to chodzi" - mówi Ziemowit Stępin, dyrektor ds. kredytów hipotecznych w BZ WBK. "W przypadku trudniejszej sytuacji na rynku walut, kryzys dotknie całego sektora bankowego, nas także. Dlatego uważamy, że kredyty powinny być udzielanie w takiej walucie, w jakiej kredytobiorca dostaje wynagrodzenie."
BZ WBK, tak, jak m.in. ING Bank Śląski, czy Pekao SA udziela kredytów wyłącznie w złotówkach.
Przemysław Barbrich zaprzecza, że ZBP lobuje na rzecz jakiekolwiek banku. "Nie mamy w tym żadnego interesu. Działamy na rzecz klientów banków" - tłumaczy.
Ekonomiści są bardzo ostrożni w ocenach zaleceń nadzoru bankowego. "Z punktu widzenia wzrostu gospodarczego będzie to niekorzystne. Pogorszenie warunków udzielania kredytów w walutach, czyli wymóg 30 proc. wpłaty własnej spowoduje, że kredyty będą droższe, rzadziej udzielanie. Spadnie więc popyt na mieszkania, co może się przełożyć na rynek budowlany i w efekcie na wzrost" - wyjaśnia Michał Chyczewski, ekonomista BPH.
Dodaje, że w związku z mniejszą dostępnością kredytów walutowych, wcale nie musi wzrosnąć liczba kredytów hipotecznych w złotówkach. "One są jednak sporo droższe, więc ludzie w ogóle mogą rezygnować w kredytów bankowych. Z punktu widzenia klientów, te zmiany też nie będą dobre" - mówi Michał Chyczewski.
Podobnego zdania jest Janusz Jankowiak, główny ekonomista banku BRE. "Jest to dość daleka ingerencja w zasady wolnego rynku" - mówi. Dodaje, że wprawdzie są tylko "zalecenia”, w rzeczywistości jednak - jeśli zostaną zaaprobowane - traktowane będą przez banki jak wytyczne, w przeciwnym wypadku banki narażą się na kontrole.
Nie wiadomo, czy te reguły zostaną przyjęte w tak rygorystycznej formie, jak proponuje GINB - być może któreś z rozwiązań zostanie przeforsowane, a reszta przepadnie po konsultacjach z bankami, które mają się odbyć 20 lutego. Przemysław Huk, rzecznik prasowy NBP, w rozmowie z Money pl. potwierdził, że na razie jest to zarys, który trzeba potraktować "miękko". Spodziewać się jednak należy, że kredyty walutowe objęte zostaną szczególnym nadzorem.