Manipulacje, malwersacje i nadużycie zaufania klientów doprowadziły 26 islandzkich bankierów odpowiedzialnych za kryzys 2008 roku do więziennej celi na lodowatym odludziu w Kviabryggja w zachodniej Islandii.
Wyroki odsiadują w nim między innymi Sigurour Einarsson, były prezesa banku Kaupthing i Hreidar Mar Sigurdsson, dyrektor generalny tego banku. Obaj, zgodnie z uzasadnieniem wyroku sądu, dopuścili się przestępstw finansowych tuż przed wybuchem kryzysu w 2008 roku, który pogrążył kraj w zapaści.
Większość wyroków, jakie zapadły i doprowadziły nieuczciwych finansistów za kratki, nie przekraczała 6 lat, ale jak podaje Bloomberg, Islandia jest jedynym krajem, który zdecydował o takim sposobie ukarania winnych kryzysu.
Więzienie Kviabryggja nie potrzebuje ani wysokich murów, ani drutów kolczastych, ani też uzbrojonych po zęby strażników. Znajduje się bowiem na cyplu otoczonym lodowatymi wodami oceanu, skałami uśpionego wulkanu i w oddaleniu od cywilizacji.
Jak opisują to reporterzy Bloobegra, którzy spędzili tam dobę, rozmawiając z więźniami, obsługą więzienia i uczestnicząc w programach resocjalizacyjnych, Kviabryggja jest miejscem odosobnienia przypominającym stary folwark, a nie blok więzienny.
Islandia stawiana jest za wzorcowy przykład kraju, który poradziła sobie z kryzysem gospodarczym. W drodze referendum w 2008 r. zdecydowała się nie spłacać 5 mld dol. długów znacjonalizowanych banków wobec holenderskich i brytyjskich wierzycieli. I ogłosiła kontrolowane bankructwo.
W pierwszych dwóch latach doszło do załamania gospodarki. Nastąpiła dewaluacja korony o 70 proc., bezrobocie skoczyło do 8 proc., inflacja w 2009 sięgnęła 18 proc. w skali roku. Do tego doszła fala upadków firm i banków, podwyżki podatków i reformy. Ruszyły też procesy dyrektorów banków, finansistów i menadżerów, odpowiedzialnych za tragiczną sytuację kraju i rzeszy klientów.
Źródło: Agencja Moody's
W 2009 roku PKB skurczyło się o 6,6 proc, a w następnym roku spadło o 4 proc. Apokalipsa? Być może, ale to tąpnięcie było konieczne i się opłaciło. Dziś wyspiarze z północy spłacili większość swoich długów, część przed terminem.
Rząd w Reykjaviku wdrożył program cięć oszczędnościowych - 10 proc. PKB w trzy lata, zwiększył podatki, zmniejszył płace budżetówki i subwencje rolne, zrestrukturyzował system wydatków społecznych.
Gospodarka rozwija się dynamicznie, a działania rządu w Reykjaviku określa się mianem islandzkiego cudu gospodarczego, który chwali nawet noblista Paul Krugman.
Dziś Islandia swoją gospodarkę opiera głównie na turystyce. Wpływ tego sektora jest bardzo mocny - w ostatnich kilku latach wypracowywał aż 55 proc. PKB Islandii - wynika z danych urzędu statystycznego tego kraju. Dzięki temu możliwa będzie stabilizacja gospodarki, która przechodzi historyczny proces transformacji.
Islandia przygotowuje się więc na istną "gorączkę złota" w branży turystycznej i spodziewa się w tym roku wzrostu liczby turystów odwiedzających ten kraj o 23 proc. - podaje Islandsbanki. Do 2020 r. Islandię mogą odwiedzać rocznie nawet 3 miliony turystów.
Biorąc pod uwagę, że liczba mieszkańców tego kraju wynosi zaledwie 320 tys., to 3 miliony wydają się ogromną liczbą.