W Komisji Europejskiej trwają prace nad prawem, umożliwiającym zawieszenie przez banki wypłat środków z kont i depozytów "w wyjątkowych okolicznościach". Agencja Reuters dotarła do odpowiedniego dokumentu, datowanego na 10 lipca, a przygotowanego przez Estonię, sprawującą europejską prezydencję.
Plany zakładają, że jeśli bank wpadnie w kłopoty, to może wprowadzić blokadę środków klientów na pięć dni roboczych. W razie konieczności okres ten byłby wydłużany do 20 dni. Bank wypłacać musiałby tylko "limitowane fundusze".
Obecnie co prawda już obowiązują przepisy umożliwiające bankom z kłopotami zawieszenie wypłat na dwa dni, ale nie dotyczy to depozytów. Nowe prawo ma je obejmować.
Podobne zasady na swoim terytorium stosują już np. Niemcy, które zresztą popierają pomysł. Argumentem "za" jest, że dzięki temu bank, będący w krytycznej sytuacji, nie byłby dodatkowo spychany w przepaść przez klientów.
To jednak oczywiście punkt widzenia banku. Co innego widać ze strony klienta. To on straci dostęp do konta i do oszczędności. I to nie z własnej winy, ale banku, który zbyt ryzykownie udzielał kredyty. Klient nie będzie mógł szybko wypłacić środków, ale solidarnie musi czekać z wszystkimi innymi klientami. Czekać na to, aż sytuacja banku się wyjaśni. Bez pewności, że wyjaśni się pozytywnie.
- Mamy sytuację, w której Komisja Europejska postanowiła opowiedzieć się przeciwko interesom zwykłych obywateli, a chronić interesy sektora bankowego. Inaczej niż zrobił na przykład niedawno rząd Szwecji, który ustanowił, że w przypadku kryzysu w bankach kosztami zostaną obciążone zarządy i właściciele banków, a nie ich klienci - zauważa Andrzej Sadowski, prezes Centrum im. Adama Smitha.
Można się uratować przed złym bankiem
Nawet bankierzy zauważają, że nowe prawo może zniechęcić do trzymania depozytów w bankach oraz do bardziej nerwowego zachowania klientów. Zła informacja albo plotka może uruchomić błyskawiczne reakcje i... doprowadzić do upadku banku.
- Mamy mocne przekonanie, że to zachęci deponentów do ucieczki z depozytami już na wczesnym etapie (kłopotów banku - przyp. red.) - powiedział agencji Reuters Charlie Bannister ze Związku na rzecz Rynków Finansowych w Europie (AFME).
- To nie jest dobry pomysł - mówi money.pl Mariusz Zygierewicz, dyrektor Związku Banków Polskich. - Nie ma takiej potrzeby, by blokować środki. To powoduje tylko niepokój klientów, a zablokowanie środków na pięć dni i tak nie zmieni sytuacji. Podobny pomysł był przedstawiany już po problemach na Cyprze, ale nie znalazł poparcia. Depozyty do 100 tys. euro muszą być po prostu bezpieczne dla klientów.
Przy nowych przepisach klient musiałby być bardziej czujny i obserwować uważnie to, co się z jego bankiem dzieje. W razie wątpliwości szybko reagować, natychmiast przelewając środki do innego banku, np. na konto współmałżonka lub rodziców.
W przypadku depozytów długoterminowych wiązałoby się to jednak z koniecznością ich zerwania i prawdopodobnej utratą odsetek. Są jednak inne sposoby, by uniknąć nerwowego obserwowania kondycji swojego banku.
Oszczędności można przecież trzymać poza bankiem, na przykład w przysłowiowej skarpecie. Przy obecnych niskich odsetkach w bankach, dodatkowo obciążonych "podatkiem Belki” trzymanie pieniędzy na depozytach i tak nie daje wielkich profitów, więc po co to robić? Odsetki to już nie argument do korzystania z usług banku.
W skarpecie pieniądze nie są jednak oczywiście bezpieczne. Co, jeśli ktoś włamie się do domu?
Można się zabezpieczyć i kupić sejf. To jednak koszt i dodatkowo brak pewności, że złodziej sejfu nie otworzy, lub nie zastraszy nas, żebyśmy sami to zrobili.
Zostaje nam jeszcze skrytka bankowa. Nawet jeśli bank będzie miał kłopoty, to skrytki nie wchodzą w masę upadłościową i nie będą blokowane. Tyle że utrzymanie skrytki kosztuje.
Cyfryzacja pieniądza. Przed bankami nie uciekniesz?
Jeśli zdecydujemy się na "skarpetę", gotówkę w sejfie czy banknoty w skrytce bankowej, to musimy pamiętać o jeszcze jednej sprawie. Wcale nie ma pewności, jak długo banknoty, które złożymy np. w skrytce, będą jeszcze w obiegu. Są już przecież plany ich całkowitej cyfryzacji.
Rządy wielu państw szykują się do wprowadzenia cyfrowego pieniądza. Kto wie, czy za 20 lat będą jeszcze w ogóle w obiegu jakieś banknoty, którymi można by płacić? Jeśli dojdzie do całkowitej zamiany pieniądza na elektroniczny, to możliwość ucieczki przed bankami będzie już mocno ograniczona.
Pierwsza zbierała się do tego kroku Szwecja. Po 2030 roku były plany likwidacji "tradycyjnego", czyli materialnego pieniądza. Pieniądz elektroniczny musiałby być trzymany w banku.
Jak wskazuje Andrzej Sadowski z CAS, nie będzie to jednak takie proste. - Narodowy Bank Szwecji uznał, że trzymanie gotówki jest prawem obywatela i jest przeciwko cyfryzacji - zauważa.
Plany likwidacji pieniądza gotówkowego słychać już jednak ze strony wielu innych państw. A przy pieniądzu elektronicznym dla banków nie byłoby alternatywy.
Jedyną możliwością ucieczki ze złego banku będzie wtedy przelew środków do innego banku. A co jeśli cały system bankowy wpadnie w tarapaty? Jak uratować pieniądze, skoro twój własny kraj umożliwia zamrożenie twoich środków z intencją ratowania prywatnego banku?
Mamy jeszcze kilka możliwości uniknięcia problemów. Zamiast trzymać depozyt w banku można kupić obligacje państwowe lub "bezpieczne" fundusze inwestycyjne, tj. takie, które inwestują w obligacje. Nawet przy bankructwie zarządzającego funduszem środków nie tracimy. Ryzykujemy "tylko" niewypłacalność wystawcy obligacji.
Już zdarzało się jednak, że fundusz zainwestował w obligacje firmy, która bankrutowała i z "bezpiecznego" funduszu klientom udawało się wyjąć mniej niż połowę włożonych środków. Zbankrutować może też państwo i nie płacić za swoje obligacje.
Wreszcie zawsze pozostaje nam tradycyjna alternatywa w postaci złota i kosztowności. Jest co prawda ryzyko, że cena kruszcu spadnie. W tym roku kurs cennego metalu spadł o 5,5 proc. do 4,5 tys. zł za uncję. W trzy ostatnie lata złoto dało jednak zarobić 11 proc. a w ciągu dziesięciu lat aż 148 proc. Na tle dodrukowywanych walut złoto wciąż jednak robi wrażenie stabilności, bo jego podaż przyrasta w zrównoważonym tempie.
Stabilności, której nie dają drukowane na potęgę waluty. Nie mówiąc o "pozabankowym" bitcoinie i innych kryptowalutach raz błyskawicznie rosnących, innym razem lecących w dół na łeb na szyję.
Cypr przetarł szlaki
Sytuacja panicznego wyprowadzania przez klientów pieniędzy z banków zdarza się co jakiś czas. Choćby niedawno w Hiszpanii. Na początku czerwca największy bank w kraju - Santander, zresztą główny właściciel polskiego BZ WBK, kupił za symboliczne euro dotychczasowego konkurenta - Banco Popular. Dofinansował potem kwotą 7 mld euro. W ten sposób uratował go przed upadłością.
Wcześniejsze informacje o kłopotach Banco Popular sprawiły, że klienci rzucili się do kas po wypłatę swoich środków. Wycofywali nawet po 2 mld euro dziennie. W takiej sytuacji żaden bank w większości krajów świata nie uchroniłby się przed bankructwem. Po prostu przez system tzw. rezerwy cząstkowej pieniądze w bankach nie leżą, ale idą na kredyty. Jeśli klienci zaczynają je masowo wypłacać, to bank natychmiast traci płynność i bankrutuje.
Cztery lata temu podobne rzeczy działy się z bankami na Cyprze. Banki zostały zamknięte, a pieniądze zamrożone, bo klienci rzucili się do oddziałów i bankomatów, by ratować swoje środki. Dla uspokojenia nastrojów... zabroniono wypłat, również z bankomatów.
Wydarzenia na Cyprze można potraktować jako swoisty test odporności ludzi na to, co banki robią z ich pieniędzmi. Najwyraźniej test wypadł pomyślnie, bo pomysł z prawnym umożliwieniem zamrażania gotówki klientów wrócił już na poziomie całej Unii Europejskiej.
- Przykład Cypru, gdzie Komisja Europejska ćwiczyła konfiskatę pieniędzy, pokazuje, że niczyje depozyty i rachunki w Unii nie są bezpieczne - ostrzega Sadowski.
Propozycja Estonii w sprawie prawa zamrażania depozytów dyskutowana była 13 lipca, ale nie podjęto żadnej decyzji. Dyskusje mają być kontynuowane we wrześniu.