Lwia część udzielonych hipotek w Polsce to te oparte na wskaźniku WIBOR. O tym, że ryzyko stopy procentowej — wzrost oprocentowania kredytów, skutkujący wzrostem rat kredytowych — w przypadku tych kredytów spoczywa nie na bankach, lecz na klientach, wiadomo od dawna. Mimo to odchodzenie od kredytów zmiennoprocentowych w kierunku stałoprocentowych wciąż idzie nam jak po grudzie.
WIBOR do likwidacji. NBP unika tematu
Przypomnijmy, że KNF zobowiązała banki do sprzedaży kredytów stałoprocentowych, począwszy od 2019 r. W ofercie pojawiły się głównie hipoteki ze stałą stopą na 5 lat. Na koniec ubiegłego roku udział kredytów o okresowo-stałej stopie procentowej wynosił 12,2 proc. Pod tym względem Polska jest niechlubnym wyjątkiem wśród krajów Unii Europejskiej. Wkrótce to ma się jednak zmienić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kolejna próba KNF
Chcąc wymusić na bankach zmiany w hipotekach, Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) powołała do życia specjalną Grupę Roboczą, która ma wypracować "docelową koncepcję długoterminowego finansowania kredytów hipotecznych". Precyzyjniej — Wskaźnik Finansowania Długoterminowego (w skrócie WFD), który określa, skąd banki biorą pieniądze na udzielanie hipotek.
Obecnie banki finansują się głównie bieżącymi depozytami klientów, o czym więcej piszemy w dalszej części tekstu. Według KNF to ryzykowane dlatego chce zmusić banki, aby emitowały więcej tzw. listów zastawnych — czyli zabezpieczonych papierów wartościowych. Kupujący je od banków klienci zarabiają na odsetkach oraz na wynagrodzeniu w momencie jego wykupu przez bank. Choć nie są to nowe na rynku papiery, to wciąż mało popularne w Polsce.
Na koniec grudnia 2022 r. wyemitowane listy zastawne opiewały na 21 mld zł, co stanowi 4,73 proc. portfela kredytów na nieruchomości mieszkalne. Co ciekawe, polskie listy zastawne stanowią ok. 0,2 proc. rynku europejskiego.
Obecnie są one oferowane głównie klientom instytucjonalnym: innym bankom, ubezpieczycielom, funduszom, jako sposób długoterminowego oszczędzania, ale wciąż w ograniczonym zakresie. Jest pomysł, aby były dostępne również dla Kowalskich. Byłaby to alternatywa dla lokat.
Listy zastawne są bezpieczniejsze nawet od obligacji skarbowych. W popularyzowaniu tych instrumentów na polskim rynku niewątpliwie pomogłoby zwolnienie z podatku Belki, czyli od zysków kapitałowych — przekonuje w rozmowie z money.pl Sobiesław Kozłowski, ekspert Noble Securities.
Problem w tym, że wśród osób prywatnych nie ma zainteresowania inwestycjami długoterminowymi.
Mimo bardzo atrakcyjnego oprocentowania detalicznych obligacji skarbowych do tych instrumentów z depozytów bankowych odpłynęło relatywnie niewiele oszczędności Polaków. To pokazuje, że ludzie z różnych względów nie są zainteresowani długoterminowymi instrumentami finansowymi, nawet tak bezpiecznymi, prostymi i płynnymi jak obligacje skarbowe — zauważa w rozmowie z money.pl Andrzej Powierża, analityk Domu Maklerskiego Banku Handlowego.
Banki żerują na klientach?
W Europie listy zastawne są popularne w: Danii, Niemczech, Francji, Hiszpanii, Szwecji, Holandii oraz we Włoszech. W Polsce stanowią — o czym wspomnieliśmy wcześniej — niewielką część finansowania portfela hipotecznego, podobnie zresztą jak obligacje. Sprowadza się to do tego, że banki w znakomitej większości finansują się pieniędzmi zgromadzonymi na bieżących rachunkach klientów — czyli po taniości. Same zaś obecnie zarabiają krocie na odsetkach.
Według KNF takie proporcje są ryzykowne. Kredyty mieszkaniowe są udzielane na 30 lat, klienci zaś mają prawo wypłacić pieniądze z konta z dnia na dzień. Oznacza to, że bank może zostać z kredytem, który będzie musiał jakoś finansować. Banki nie widzą w tym problemu, bo od dłuższego czasu są nadpłynne — mają więcej pieniędzy, niż są w stanie pożyczyć klientom.
W sektorze jest nadpłynność, bo wartość depozytów znacznie przewyższa wartość kredytów (na koniec lipca w sektorze wskaźnik kredytów do depozytów wynosił niecałe 74 proc.). Jeśli banki nie będę finansować kredytów depozytami klientów, tylko obligacjami i listami zastanymi, to należałoby się zastanowić, co zrobić z tymi pierwszymi — wskazuje Powierża.
Zdaniem analityka zmiana nie spowoduje, że kredyty będą tańsze. Wręcz przeciwnie — może się okazać, że kredyty będą droższe, ponieważ banki będą zmuszone sięgnąć po droższe finansowanie.
W Polsce kredyty hipoteczne stanowią istotny cześć aktywów banków — 16,2 proc. według stanu na koniec 2022 r. Aby przybliżyć skalę tego biznesu, wskażmy kwotę. Na koniec czerwca tego roku siedem najważniejszych banków w Polsce: PKO BP, ING, Santander, Pekao, mBank, BNP Paribas, Millennium łącznie miało w aktywach ponad 374 mld zł kredytów mieszkaniowych.
Powierży nie przekonuje argument, że finansowanie kredytów pieniędzmi pozyskanymi z obligacji jest bezpieczniejsze niż depozytami bieżącymi klientów.
To prawda, klienci mogą wypłacić depozyty w każdej chwili i banki muszą zarządzać ryzykiem płynności. Finansując kredyty hipoteczne papierami dłużnymi narażamy się na innego rodzaju ryzyko, polegające na tym, że w przypadku niekorzystnych warunków rynkowych możemy nie znaleźć nabywców na nowe obligacje, które będziemy emitować, aby pozyskać środki na spłatę zapadających papierów — ostrzega analityk.
Nie widzi też potrzeby zmiany struktury finansowania na siłę, tym bardziej że jego zdaniem ryzyko nagłego odpływu dużej ilości pieniędzy z rachunków bieżących jest zmniejszone m.in. dzięki gwarantowaniu depozytów — klient ze środkami nieprzekraczającymi 100 tys. euro nie ma powodu, aby w razie problemów uciekać z pieniędzmi z banku, bo jego pieniądze są chronione.
Marchewka lepsza od kija
Na tym etapie trudno oszacować, jakie będzie zainteresowanie listami zastawnymi po zakończeniu prac Grupy Roboczej.
Najpierw trzeba prowadzić ten instrument do oferty — zarówno dla klientów instytucjonalnych na instytucjonalnym, jak i detalicznych — na szeroką skalę, a następnie ocenić, czy na naszym rynku sprzedaje się tak dobrze, jak na rynkach rozwiniętych — mówi Kozłowski.
Według nadzorcy minimalny poziom wskaźnika WFD powinien wynosić 20 proc. To wariat "łagodny", oprócz którego są jeszcze dwa: "umiarkowany" (40 proc.) oraz "restrykcyjny" (60 proc.).
KNF sama dawała przyzwolenie na psucie struktury systemu bankowego, a teraz wychodzi z inicjatywą tworzenia wskaźnika WFD. Powołanie w tym celu specjalnej Grupy Roboczej przypomina czasy PRL-u. Naturalnie banki nie będą zainteresowane generowaniem długoterminowych pasywów (listów zastawnych — przyp. red.), bo będzie to droższe niż stan obecny — mówi nam osoba z sektora finansowego, która zastrzega sobie anonimowość.
Wzrost popularności kredytów hipotecznych o stałym oprocentowaniu może być dla banków dodatkową zachętą, aby sięgać po ten sposób finansowania. — Zdecydowanie uważam, że lepiej do wzrostu wykorzystania listów zastawnych w finansowaniu akcji kredytowej dążyć przy użyciu marchewki zamiast kija, a więc w dialogu z bankami usuwać przeszkody dla rozwoju tego rynku, a nie przymuszać je do tego wprowadzając nowe wymogi — podsumowuje Powierża.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl