Dziś rata kredytu składa się z dwóch elementów: marży, którą pobiera bank oraz stawki rynkowej WIBOR, która przeważnie ustalana jest na trzy miesiące. I właśnie wokół WIBOR-u jest całe zamieszanie.
WIBOR powinien odwzorowywać to, na jaki procent banki pożyczają między sobą pieniądze. Sęk w tym, że do takich transakcji nie dochodzi. Stawka jest więc umowna i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Ta "deklaratywność" otworzyła furtkę dla różnych spekulantów, którzy np. manipulowali LIBOR-em, czyli podobną stawką jak WIBOR tylko, że na rynku międzybankowym w Londynie.
Unijni urzędnicy powiedzieli: "koniec z tym, stawka musi odpowiadać realnym transakcjom". I tak powstało rozporządzenie BMR. 1 stycznia 2020 roku mija w Polsce czas na wdrożenie tych przepisów - przypomina portal next.gazeta.pl.
Opcje są trzy. Pierwsza, którą forsuje warszawska giełda papierów wartościowych, to tzw. "nowy WIBOR", który byłby oparty na dobrze uzasadnionych deklaracjach banków. Ta wizja nie podoba się jednak Narodowemu Bankowi Polskiemu.
Ten chce uzależnić nową stawkę wysokości rat od oprocentowania depozytów, zbieranych przez banki od firm czy instytucji finansowych. Z kolei ten pomysł nie podoba się bankom prywatnym.
W bramce nr 3 jest pomysł wiceministra finansów Piotra Nowaka, który chce by oprocentowanie kredytów złotowych zależało od głównej stopy procentowej NBP. To oznaczałoby, że bank centralny miałby pełnią władzy nad poziomem rat kredytów.
Prace nad znalezieniem rozwiązania trwają. Banki zapewniają jednak, że przejście między wskaźnikami nie powinno być odczuwalne dla klientów banków. Innymi słowy - nie należy się spodziewać znaczącej podwyżki lub spadku poziomu rat.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl