Negatywny artykuł o Polsce, wydrukowany na okładce amerykańskiego dziennika rozdawanego w Davos, wywołał ostrą reakcję Andrzeja Dudy. "Jest w nim bardzo wiele nieprawdy" – ocenił prezydent. Sprawdziliśmy, czy tekst faktycznie odbiega od rzeczywistości.
"Nacjonaliści rządzący Polską wymazują Lecha Wałęsę z historii" – tak zatytułowano jeden z okładkowych artykułów "Wall Street Journal" przed kilkoma dniami. Pech chciał, że tekst wydrukowano w numerze, który rozdawano uczestnikom Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Tego samego, na którym Polska podjęła polityczną ofensywą skierowaną na poprawę wizerunku naszego kraju. Artykuł z pewnością nie ułatwił zadania obecnym w Szwajcarii Mateuszowi Morawieckiemu i Andrzejowi Dudzie.
Ten drugi został zapytany o sprawę w trakcie spotkania z prasą. Przekonywał wówczas, że nikt nie pytał go o publikację, a w samym artykule znalazło się "bardzo wiele nieprawdy", która mogła wynikać z "niedoinformowania" amerykańskich dziennikarzy. Sprawdziliśmy, czy miał rację
Problematyczny Kościół
Na pierwszy zgrzyt trafiamy po kilkunastu zdaniach lektury. Autorzy stwierdzili, że w Polsce przez ostatnie trzydzieści lat mieliśmy do czynienia z procesem "świeckiej westernizacji". Ciężko uznać to za prawdę, skoro w 1993 r. Polska podpisała konkordat, finansuje katechezy w szkołach z budżetu państwa, rokrocznie wypłaca kościołowi dziesiątki milionów złotych, a próby likwidacji Funduszu Kościelnego spełzły na niczym.
To, że jeden z kandydatów na prezydenta brał przed wyborami ślub kościelny w ekspresowym tempie, choć cywilny zawarł z żoną kilkadziesiąt lat wcześniej, jest tylko "wisienką na torcie" tezy o braku wpływu Kościoła na życie w Polsce.
Kolejny problem wiąże się z interpretacją danych statystycznych. Zdaniem zawarte w tekście "WSJ" o tym, że Polska od ćwierć wieku nie doświadczyła recesji, jest prawdziwe, ale informacja o tym, że jakość życia w tym samym czasie rosła nie wytrzymuje konfrontacji z danymi.
Pensje Polaków faktycznie nominalnie rosły, ale nałożenie na nie siły nabywczej złotówki pokazuje, że nawet w pierwszej dekadzie XXI wieku powoli spadały. Przeliczenie naszych wypłat na dolary pokazuje jeszcze gorszy obraz. Takie przeliczenie wskazuje jasno na fakt, iż zarabiamy mniej niż w okresie, gdy Donald Tusk po raz pierwszy zasiadał w gabinecie przy Alejach Ujazdowskich.
Co ciekawe, kilkadziesiąt zdań później autor artykułu przyznaje, że choć polska gospodarka rosła, gdy cały świat doświadczał recesji, to "pensje pozostawały niskie, a miejsca pracy niepewne”.
Lech Wałęsa i interpretacje
Dziennikarze "WSJ" przytoczyli także informacje o tym, że PiS zarzuca Lechowi Wałęsie "wprowadzenie Polski na drogę do stworzenia technokratycznej republiki".
O byłym prezydencie można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest czy był zwolennikiem republiki i republikanizmu. Noblista z 1983 r. wielokrotnie domagał się ustroju, w którym będzie mógł wydawać dekrety i rządzić państwem niemalże autorytarnie.
Także fragment artykułu o tym, że Lech Wałęsa w okresie prezydentury skupiał się na "wprowadzaniu wolnorynkowego kapitalizmu i zachodniej demokracji do kraju, gdzie niskie pensje i puste półki wpędziły Polaków w nędzę" wywołuje u polskiego czytelnika ból zębów.
Okres prezydentury Lecha Wałęsy to trudne, choć konieczne reformy gospodarcze, które skutkowały gigantycznym bezrobociem. Wprowadzanie kapitalizmu powinno przypisywać się raczej kolejnym rządom, nie prezydentowi skupionemu na budowie swojej pozycji politycznej. Przynajmniej w drugiej połowie swojej kadencji.
Nikt w Polsce, poza zainteresowanymi, nie potrafiłby chyba jednoznacznie stwierdzić, jak wyglądały kulisy zwolnienia braci Kaczyńskich z Kancelarii Lecha Wałęsy. Były prezydent mówi, że to on ich wyrzucił. Pojawiają się jednak informacje, że "zostali wypchnięci" bądź zmuszeni do złożenia rezygnacji. Autorom "WSJ" nie przeszkadzało to w jednoznacznej ocenie, iż to prezydent wyrzucił swoich ówczesnych współpracowników.
Pewne jest to, że po zakończeniu współpracy bliźniacy organizowali protesty wymierzone w Wałęsę, w trakcie których m.in. palono kukły przedstawiające prezydenta.
To idzie młodość?
Kolejną informacją, która nie znajduje pełnej odpowiedzi w rzeczywistości, jest zdanie o tym, że w 2007 r. zwycięską Platformą Obywatelską kierowali "młodzieńczy i wykształceni za granicą liderzy". Donald Tusk, Grzegorz Schetyna czy Bronisław Komorowski nie przystają do tej definicji, choć na listy wciągnięto m.in. Radosława Sikorskiego czy Janusza Palikota. Z tego względu należy stwierdzić, że informacje zawarte w "WSJ" są daleko posuniętą generalizacją.
Formalnie nieprawdą są także słowa o ustawie zmieniającej ustrój Sądu Najwyższego. Dziennikarz "WSJ" stwierdził, iż jest ona niekonstytucyjna. W oderwaniu od politycznych ocen trzeba wskazać, że każda przyjęta przez Sejm ustawa na mocy prawa ma przypisaną konstytucyjność. Zmienić może to tylko Trybunał Konstytucyjny nawet, gdy tak, jak w tym przypadku są w niej zapisy jawnie sprzeczne z ustawą zasadniczą (chociażby wygaszenie mandatu I Prezes SN). "Domniemanie zgodności ustawy z konstytucją może być obalone jedynie wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego" - orzekł w wyroku z 2001 r. sam Trybunał.
Zarzut o tym, że w artykule pojawiają się kłamstwa, może dotyczyć także słów o tym, iż 40 proc. sędziów SN zostało "zmuszonych" do emerytury. W tekście brakuje informacji o furtce prawnej pozwalającej na dalsze pełnienie urzędu.
Andrzej Duda ceni Lecha Wałęsę
W kontekście przytoczonych faktów, ciężko uznać zarzuty prezydenta za podstawne. Tekst zawiera uproszczenia, przekłamania i generalizacje, ale czy to wystarczy, by mówić, że autor napisał "bardzo wiele nieprawdy"? Odpowiedź zapewne zależeć będzie tylko od poglądów politycznych czytelnika.
Niezależnie od tego, warto odnotować drugą część wypowiedzi Andrzeja Dudy. Prezydent zapewnił, że nikt Lecha Wałęsy nie wymazuje z polskiej historii. - Ma ogromne zasługi lat 80. Ogromnie przyczynił się do polskiej wolności. Ja mu tego nie odbieram i mam nadzieję, że nikt nie będzie mu tego odbierał - zapewniała głowa państwa.