Pracownicze Plany Kapitałowe to jedno z ważniejszych narzędzi, które może wpłynąć na wysokość przyszłej emerytury. Pieniądze lokowane w PPK są bowiem pomnażane - co najmniej 40 proc. z nich służy do obrotu akcjami spółek notowanych w WIG20.
Z nieoficjalnych na razie doniesień wynika, że ten aspekt działania Planów może zostać zmieniony przez nowy rząd. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", ekipa Donalda Tuska chce zmniejszyć limity inwestowania w WIG20.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy faktycznie aż 40 proc. portfela akcji powinno być lokowane w największe spółki wchodzące w skład WIG20? Jarosław Niedzielewski, dyrektor Departamentu Inwestycji Investors TFI, uważa, że jest to kwestia do dyskusji.
Jest to indeks zdominowany przez spółki z udziałem Skarbu Państwa, a ten wielokrotnie udowodnił już, że interes akcjonariuszy mniejszościowych, w tym uczestników PPK, nie jest istotnym czynnikiem branym pod uwagę w zarządzaniu przedsiębiorstwem - wskazuje ekspert.
Ekspert nie wyklucza, że taka korekta polityki inwestycyjnej może poprawić efektywność funduszy PPK. - Jakiekolwiek inne zmiany w funkcjonowaniu programu powinny być natomiast mocno przemyślane. Nie powinny doprowadzić do odwrócenia się Polaków od PPK, gdyż generalnie jest to ważny i potrzebny program - wyjaśnia.
Według niego jest i druga strona medalu. - Największe spółki zapewniają płynność akcji, a to kluczowy czynnik do realnej wyceny. Całkowita dowolność w inwestowaniu funduszy PPK na Giełdzie Papierów Wartościowych może doprowadzić do powstania bańki spekulacyjnej na małych spółkach i nieefektywnej alokacji kapitału - zaznacza Niedzielewski.
Ostrożnie ze zmianami w PPK?
Już dziś warto podkreślić jedno. PPK nie cieszą się wielkim zainteresowaniem. Pomimo automatycznego zapisu dokonywanego przez pracodawców, w programie oszczędza ok. 45 proc. uprawnionych, czyli 3,37 mln osób. W sumie odłożyli oni 20,22 mld zł.
Jarosław Niedzielewski wskazuje, że ta ostrożność Polaków może mieć swoje uzasadnienie.
Jakiekolwiek zmiany w PPK powinny być bardzo przemyślane. Po tym, co stało się z OFE, jako społeczeństwo bardzo nieufnie podchodzimy do jakichkolwiek regulowanych prawem form oszczędzania długoterminowego. Widać to choćby po dużo niższej od założeń partycypacji w PPK. Doprowadzenie do spadku tego i tak nikłego zaufania do systemu będzie szkodliwe zarówno dla Polaków, jak i gospodarki, dla której długoterminowe oszczędności są ważnym czynnikiem decydującym o rozwoju - podkreśla ekspert.
Jego zdaniem właśnie ze względu na istotny wpływ oszczędności na inwestycje w gospodarce, większość wpłat do PPK powinna być lokowana na krajowej giełdzie. - Oczywiście dobrze, że część portfela może trafiać na rynki zagraniczne. Zapewnia to dywersyfikację i poprawia płynność. Gros aktywów powinno pozostać jednak w Polsce - podkreśla Niedzielewski.
PFR apeluje o ostrożność
O ostrożność w kontekście PPK zaapelował też w poniedziałek Bartosz Marczuk, wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju, który zarządza programem.
Można oczywiście wprowadzać korekty, ale trzeba tu być więcej niż ostrożnym. Polacy masowo wskazują jako powód rezygnacji z PPK obawę, że 'przyjdą i zabiorą'. To efekt zmian w OFE - napisał na platformie X.
O jakie obawy chodzi? W 2013 r. ówczesny rząd zreformował Otwarte Fundusze Emerytalne. Pieniądze zgromadzone przez Polaków w ramach OFE zostały przeniesione na subkonta ZUS. Ta decyzja wywołała ogromne emocje. Według krytyków pieniądze Polaków zostały im odebrane.
Donald Tusk bronił tego ruchu w trakcie ostatniej kampanii wyborczej.
Uratowałem pieniądze, które leżały w OFE. Stracilibyście na tym, gdyby dalej tam leżały. Wszystkie wasze pieniądze trafiły na wasze indywidualne konta do ZUS-u i każdy może sprawdzić. To była naprawdę bardzo dobra decyzja - przekonywał.
Warto przy tej okazji podkreślić, że pieniądze gromadzone w PPK "są naszą własnością". Możemy je - pod pewnymi warunkami - wypłacić niemal w każdej chwili, podlegają też dziedziczeniu.
Możliwe inne zmiany w PPK
Zmian w PPK może być więcej. "Gazeta Wyborcza" powołuje się na jednego z polityków Koalicji Obywatelskiej. Jego zdaniem należy też wziąć pod uwagę "zmiany w autozapisie, czyli obowiązkowym zapisywaniu Polaków do PPK".
Dziś pracodawca nie musi uzyskać zgody pracownika, aby zapisać go do programu - właśnie przez tzw. autozapis. Oznacza to, że jeśli pracownik w wieku 18-55 lat nie złożył deklaracji o rezygnacji z dokonywania potrąceń na rzecz PPK, pracodawca sam "przydziela" go do programu.
Nawet jeśli pracownik zrezygnuje, po pewnym czasie znów może do PPK trafić. Co cztery lata pracodawca musi bowiem ponowić procedurę autozapisu. Pierwszy taki przypadek miał miejsce w 2023 r. O ile nowy rząd przepisów nie zmieni, kolejny raz będzie można trafić do PPK w roku 2027.
Dlaczego rząd promuje PPK?
Pracownicze Plany Kapitałowe są jednym ze sztandarowych programów rządu PiS. Robert Zapotoczny, prezes PFR Portal PPK, współtwórca ustawy o planach, podkreśla, że mają one jedną zasadniczą zaletę.
- Kiedy oszczędzamy sami, to wpłacamy tylko i wyłącznie swoje pieniądze. W Pracowniczych Planach Kapitałowych do naszego indywidualnego oszczędzania dokłada nam się pracodawca i państwo. Praktycznie drugie tyle dostajemy od pracodawcy i państwa, co oszczędzimy sami - podkreśla.
Zwolennicy PPK twierdzą, że dzięki uczestnictwie w programie emerytury będą wyższe.
- Praktycznie ze wszystkich ekspertyz wynika, że emerytura jedynie z systemu publicznego będzie oznaczała znaczący spadek dochodu pracownika po zakończeniu aktywności zawodowej. Powinniśmy więc gromadzić oszczędności prywatne, a PPK są bardzo dobrym narzędziem. Konstrukcja programu zapewnia jego bardzo niskie koszty, współfinansowanie wpłat przez pracodawcę oraz państwo, a także dopasowanie strategii inwestycyjnej do wieku uczestnika - podkreśla Jarosław Niedzielewski.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl