Emerytury stażowe w praktyce. Kampania prezydencka okazją do przerzucania się obietnicami
Urzędujący prezydent już parę lat temu próbował przeforsować tzw. emerytury stażowe. Koncepcja zakładała wówczas, że przysługiwałyby one po 35 latach pracy dla kobiet i 40 dla mężczyzn. Jak komentował ostatnio rzecznik prezydenta, Błażej Spychalski, istnieje szansa, że pomysł zostanie podniesiony po raz kolejny. Parę dni temu poznaliśmy już szczegóły prezydenckiej propozycji.
Jednak oprócz Dudy emerytury stażowe zawładnęły również wyobraźnią innych kandydatów. Wśród nich znajduje się lider ludowców, Władysław Kosiniak-Kamysz. PSL ma w tej sprawie wsparcie Ogólnopolskiego Porozumienia Związków. Przypomnijmy, że sam pomysł od lat konsekwentnie forsują dwie największe centrale związkowe - Solidarność i OPZZ.
Emerytury stażowe w praktyce. Kampania prezydencka okazją do przerzucania się obietnicami
Jak jednak wygląda kwestia emerytur stażowych w praktyce? Emerytury służbowe wg wyliczeń ZUS (w myśl koncepcji Dudy) mogłyby kosztować aż 13 mld zł rocznie. Przy okazji mogą one "wypchnąć" liczne rzesze przyszłych świadczeniobiorców z rynku pracy. Same emerytury stażowe podlegają bowiem rygorowi stażu pracy - nie wieku potencjalnego emeryta. Pomysł zakłada, że kobieta po 35 latach pracy i mężczyzna po 40-tu może pobierać pieniądze z ZUS w ramach świadczenia. Niezależnie od kwestii wieku. Jakie jednak mogą być tego konsekwencje?
Nie 2,7 tys. zł, a zaledwie 1,7 tys. zł emerytury. Tysiąc złotych straty i to co miesiąc. Emerytury to prosta matematyka. Im dłużej pracujesz, tym więcej - ale krócej - pobierasz. Każdy przepracowany rok gwarantuje jednocześnie większy procent do świadczenia. Co opłaca się bardziej? To podlega krytycznej ocenie wyborców, który zdanie - również w tej kwestii - poznamy już 10 maja bieżącego roku.