Tak było w Rennes w północno-zachodniej części kraju, gdzie funkcjonariusze starali się uspokoić radykalnych demonstrantów. Gaz łzawiący został też użyty w Nantes na zachodzie Francji. Z kolei w północnym Tourcoing przed posterunkiem policji przeciwko reformie protestowało kilkunastu policjantów.
W Lyonie marsz przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego zaczął się około południa. W mieście zostało zamkniętych kilka uczelni. Protestujący wybili okno w agencji pracy tymczasowej. Media donoszą też o wyłączeniu elektrowni wodnej w Cusset, dostarczającej energię dla miasta, a w rafinerii Feyzin niedaleko Lyonu strajkujący zablokowali wyjazd ciężarówek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Policja podała, że w całym kraju protestowało 1,28 mln obywateli, więcej niż podczas rekordowej mobilizacji 31 stycznia. Według związków, które już przygotowują się do kolejnej fali protestów w sobotę, na ulice wyszło 3,5 mln ludzi. W samym Paryżu, według szacunków konfederacji związkowej CGT, we wtorkowych protestach wzięło udział 700 tys. osób. Zdaniem prefektury policji było ich 81 tys.
Na placu Włoskim w Paryżu policja zatrzymała agresywnych uczestników demonstracji. Funkcjonariusze zostali obrzuceni kostką brukową, na co odpowiedzieli gazem łzawiącym. Prefektura podała, że na godz. 17 w stolicy zostało aresztowanych 13 osób. Wcześniej poinformowano, że w związku z protestami zamknięte we wtorek będą Pałac Wersalski oraz Muzeum Orsay.
Francuski publiczny przewoźnik kolejowy SNCF odwołał 80 proc. pociągów, a niektóre połączenia międzynarodowe między Francją a Niemcami, Hiszpanią i Wielką Brytanią zostały odwołane – podaje agencja AFP. Ruch pociągów będzie zakłócony również w kolejnych dniach, gdyż związki zapowiadają kontynuację protestów – przewiduje SNCF.
Kraju raczej nie sparaliżują
Dziennik "Le Figaro" ocenia, że obecne protesty nie mogą sparaliżować kraju na kilka tygodni, jak to miało miejsce podczas protestów w 1995 roku. Wtedy Francuzi sprzeciwiali się planom cięć socjalnych rządu Alaina Juppe w celu zmniejszenia deficytu budżetowego.
Jak zauważa gazeta, kolejne pięć fal protestów, zapoczątkowanych jeszcze w styczniu, nie skłoniło dotychczas rządu do odstąpienia od planów reformy emerytalnej. Prezydent Emmanuel Macron i rząd pod przewodnictwem premier Elisabeth Borne argumentują, że reforma systemu emerytalnego jest konieczna, by utrzymać wypłacalność systemu, ale sondaże pokazują, że dwie trzecie Francuzów wypowiada się przeciwko tym zmianom.
Przed wtorkową mobilizacją związki zawodowe wezwały do zaostrzenia protestów. Związkowcy mówili o "strajku odnawialnym", który miałby trwać po 7 marca, oraz o "rzuceniu francuskiej gospodarski na kolana". - Rzucanie gospodarki na kolana to w rzeczywistości rzucanie pracowników na kolana – zareagował minister pracy Olivier Dussopt.
- Dziś ruch strajkowy jest bardzo rozproszony, a zdolność do mobilizacji związkowej mniejsza niż w latach 90. – twierdzi prof. Michel Pigenet, specjalista od ruchów społecznych. Siłą związków pozostaje jednak to, że są aktywne w sektorze publicznym, przede wszystkim transporcie, sektorze energetycznym czy edukacji.
"Le Figaro" zwraca też uwagę, że rozpowszechnienie pracy zdalnej też nie pomaga w utrzymaniu się dłuższej mobilizacji. "Według wszelkiego prawdopodobieństwa kraj zmierza raczej w kierunku scenariusza typu 2010: następujących po sobie dni demonstracji i strajków bez trwałych i całkowicie paraliżujących blokad" – ocenia dziennik.
W 2010 roku związki protestowały przeciwko reformie emerytalnej podpisanej ostatecznie przez ówczesnego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego. Podnosiła ona stopniowo wiek emerytalny z 60 do 62 lat. Obecna reforma ma na celu podniesienie wieku przechodzenia na emeryturę do 64 lat.
W ubiegły czwartek prace nad ustawą rozpoczął Senat, czyli izba wyższa parlamentu. Rząd liczy, że znajdzie poparcie u polityków prawicy, która kontroluje tę izbę. Kilka dni wcześniej senackiej komisji udało się przyjąć projekt reformy z kilkoma poprawkami.
Obecny wiek emerytalny we Francji należy do najniższych w Unii Europejskiej. Francuzi kończą aktywność zawodową średnio w wieku 62,3 lat – komentuje we wtorek agencja AFP, cytując dane Komisji Europejskiej. Średnio mieszkańcy UE przechodzą na emeryturę w wieku 63,8 lat. W Niemczech, we Włoszech, w Danii, a wkrótce też w Hiszpanii, wiek emerytalny to 67 lat, a w Wielkiej Brytanii - 66 lat. W Polsce dla kobiet wynosi on 60, a dla mężczyzn 65 lat.
Najwcześniej pracę zawodową kończą obywatele Luksemburga - średnio w wieku 60,2 lat, a najpóźniej Włosi - 65,5 lat. Dalej są Niemcy - 64,6 lat, Portugalczycy - 64,3 lat. Średnio mieszkańcy UE przechodzą na emeryturę w wieku 63,8 lat.
Tylko dwa unijne kraje wydają na emerytury więcej
Średnio emerytura Francuzów wynosi 54,4 proc. ich ostatniej pensji, podczas gdy średnia dla wszystkich krajów unijnych to 46,2 proc. Lepiej pod tym względem mają emeryci w Hiszpanii, gdzie jest to 77 proc. ostatniej wypłaty, w Portugalii - 74 proc., i we Włoszech - 66,9 proc.
Francja wydaje na emerytury 14,8 proc. PKB. W UE tylko Grecja i Włochy wydają na emerytury więcej - odpowiednio 15,7 proc. i 15,4 proc. PKB. Wydatki poniżej średniej unijnej, wynoszącej 11,6 proc. PKB, ponoszą Polska - 10,6 proc., Niemcy - 10,3 proc. i Rumunia - 8,1 proc. Najmniej wydaje Irlandia - 4,6 proc. PKB.