Od kilku tygodni Polacy żyją podwyżkami cen. Okazało się, że inflacja w grudniu wzrosła z 2,6 do 3,4 proc., czyli najwyższego poziomu od 2012 roku. Na dodatek już w pierwszych miesiącach 2020 roku wskaźnik ma przekroczyć 4 proc.
Na długiej liście drożejących towarów i usług są: prąd, śmieci, żywność, a w związku m.in. z regulacjami wprowadzanymi przez rząd, znacząco więcej będą kosztować np. słodzone napoje, alkohol i papierosy czy paliwa.
Wśród klientów sklepów widać coraz większą złość, że wszystko w szybkim tempie drożeje. Jednak ekonomiści ciągle zachowują zimną krew i starają się tonować nastroje. Z jednej strony przypominają, że w latach 2011-2012 inflacja była wyższa i wahała się w przedziale 3-5 proc. A w XXI wieku takich okresów było nawet kilka. Nie jest to więc nadzwyczajna sytuacja.
Z drugiej strony zwracają uwagę, że przy wzroście zarobków i świadczeniach typu 500 zł na każde dziecko, statystyczna rodzina i tak może kupować więcej niż w poprzednich latach. Po prostu stać nas na to.
Pytanie, czy dotyczy to tylko "statystycznego" Polaka, który zarabia ponad 5 tys. zł brutto (przeciętne wynagrodzenie wg GUS)? Wiadomo, że zdecydowana większość mieszkańców naszego kraju inkasuje miesięcznie mniej. A mowa nie tylko o pracownikach, ale także np. emerytach, którzy średnio otrzymują 2350 zł brutto.
Inflacja? Zarobki rosną szybciej
Okazuje się, że od kilku lat zarówno średnia krajowa, płaca minimalna i przeciętne emerytury rosną w szybszym tempie niż inflacja. Statystycznie więc co roku do budżetu domowego trafia więcej pieniędzy, niż wynosi różnica w cenach. Inną kwestią jest to, że wraz z rosnącą zamożnością, zwiększają się też oczekiwania. Chcemy kupować coraz lepsze produkty i konsumować więcej, stąd wrażenie, że przez inflację w portfelu zostaje mniej pieniędzy.
Przypomnijmy, że według ostatnich danych GUS, przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło w listopadzie o 5,3 proc. W tym samym czasie ceny wzrosły średnio o 2,6 proc. Wiemy, że w grudniu podwyżki cen przyspieszyły do 3,4 proc., ale trudno oczekiwać, by dynamika zarobków spadła poniżej tego poziomu.
Ekonomiści pytani przez money.pl oceniają, że będzie to raczej 6-6,5 proc. Co więcej, jest niemal pewne, że padnie kolejny rekord - pierwszy raz w historii przeciętne wynagrodzenie przekroczy 5,5 tys. zł brutto.
Teraz różnica między wzrostem inflacji i zarobków zmniejszyła się, ale jeszcze w styczniu 2019 roku wynosiła prawie 7 pkt proc. Ceny rosły wtedy w tempie 0,7 proc., a pensje były wyższe o 7,5 proc.
Ostatni raz inflacja przewyższała wzrost średniej płacy na początku 2013 roku.
Płaca minimalna i emerytura też rosną szybciej
Nie tylko dobrze zarabiający nie powinni zbytnio narzekać na skalę wzrostu cen. Okazuje się, że także płaca minimalna zwiększa się co roku w szybszym tempie. W 2019 roku blisko trzykrotnie szybciej niż inflacja. W ciągu ostatniej dekady roczna podwyżka wahała się od 4 do 8 proc.
Od stycznia 2020 roku wynosi 2600 zł brutto. W porównaniu z 2019 rokiem to 15 proc. podwyżki. Jeśli wierzyć prognozom ekonomistów, inflacja może średniorocznie wzrosnąć w tym czasie o jedną czwartą lub jedną piątą (3-4 proc.).
Pozostaje jeszcze spora grupa emerytów. Wielu nie może liczyć na 2,6 tys. zł brutto miesięcznie, nie mówiąc już o kwotach rzędu 5,5 tys. zł. Co z nimi?
Najnowsze dane GUS mówią o średnim świadczeniu emerytalnym na poziomie 2353 zł brutto. Niewiele, ale w porównaniu z końcówką 2018 roku jest to o około 5 proc. więcej. Poza krótkim okresem na przełomie 2016-2017 roku, gdy dynamika inflacji przekroczyła wzrost średniej emerytury, w ostatnich latach zmiany były na korzyść emerytów. Oczywiście znowu mowa o "przeciętnym" emerycie, a nie wszystkich.
Zestawienie danych wyraźnie pokazuje, że Polacy bogacą się szybciej, niż rosną ceny. A nie uwzględniamy w dochodach wpływów, takich jak 500+ itp. Oczywiście nie usprawiedliwia to np. sztucznego podnoszenia cen przez producentów czy akceptowania podwyżek podatków, które skutkują wzrostem cen (jak w przypadku alkoholu czy napojów słodzonych), ale pokazują, że utrzymaną w ryzach inflację da się przeżyć.
Pisząc o cenach, używaliśmy inflacji jako średniej. Oczywiście ceny poszczególnych produktów, jak np. warzyw, potrafią rosnąć kilkanaście procent w skali roku. Jednak obiektywnie podchodząc do tematu, trzeba przyznać, że w skali miesiąca wydatki rozkładają się na tak wiele towarów i usług, że nawet kilka złotych więcej za kilogram pietruszki nie powinno zburzyć domowego budżetu. Dla przeciwwagi, statystyki GUS pokazują, że np. ubrania i buty tanieją.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl