Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Ten cudzysłów przy określeniu "14. emerytura" nie jest przypadkowy. Nie jest to bowiem żadna 14. emerytura, bo powinna być wtedy równa emeryturze, którą co miesiąc otrzymujemy (otrzymujemy, bo ja też jestem pracującym emerytem). A przecież tak nie jest – kwota tego świadczenia jest zupełnie inna. Unikając tego oszukańczego określenia, będę więc pisał o dodatkowym świadczeniu.
Dodatkowe świadczenie dla emerytów, czyli 14. emerytura
Jest jeszcze bardziej dziwacznie, bo ustawa określająca dodatkowe świadczenie dla emerytów opisuje jedynie minimalne świadczenie. Mówi się tam bowiem o kwocie nie niższej od najniższej emerytury, obowiązującej od 1 marca roku, w którym wypłacane jest kolejne dodatkowe świadczenie. W 2023 roku najniższa emerytura to 1588,44 zł brutto, czyli nieco ponad 1400 zł netto. I nie każdy emeryt miał dostać takie świadczenie. Obowiązywała bowiem zasada "złotówka za złotówkę", z górnym progiem limitu głównego świadczenia emerytalnego na poziomie 2900 zł brutto (oznacza to, że wysokość "czternastki" będzie pomniejszona o kwotę przekroczenia limitu przez świadczeniobiorcę - przyp. red.).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Już samo takie świadczenie jest wysoce dyskusyjne, ale o tym niżej. W ustawie bowiem przewidziano możliwość określenia jego wysokości na wyższym poziomie. Do 31 października 2023 Rada Ministrów może to zrobić w drodze rozporządzenia. I to właśnie zostało wykorzystane przez rządzących. Minister MRiPS Marlena Maląg poinformowała, że świadczenie zostanie wypłacone we wrześniu (mogło być wypłacone do końca października).
Dlaczego wypłacenie 14. emerytury we wrześniu?
Zamiar jest więc więcej niż oczywisty – świadczenie ma wpłynąć na konto emerytów (najczęściej głosujących na Prawo i Sprawiedliwość) przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się 15 października. Kto rządzącym zabroni takiego ruchu? Nikt. Mało tego, Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, powiedział w niedzielę na dożynkach w Paradyżu, że świadczenie wyniesie 2200 zł netto.
Wydaje się, że prezes po prostu pomylił brutto z netto, na co niektórzy zwrócili uwagę. Poza tym świadczenia zawsze podaje się w układzie brutto, a nie netto. Tak czy inaczej, według zasady Roma locuta, causa finita (Rzym przemówił, sprawa skończona - wypowiedź papieża jest wiążąca dla wiernych) rząd pośpiesznie przyklepał kwotę 2200 złotych netto, czyli ponad pięćdziesiąt procent więcej niż wynosiła ustawowa kwota minimalna.
Sposób ustalania wysokości 14. emerytury
Abstrahując od tego, czy takie świadczenie ma sens, taki sposób ustalania jego wysokości jest wręcz karygodny. Jak widać jakiś człowiek (i cóż z tego, że szef rządzącej partii?) może obudzić się rano, chlapnąć dowolną kwotę i to może stać się prawem. Mało tego – może zrobić to przed wyborami, płacąc naszymi pieniędzmi za przychylność obywateli. Budżet do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS) dopłaca. Zdecydowanie uważam, że w ustawie powinien być zapisany mechanizm niedający możliwości robienia takich manipulacji. Powinien być wzór ustalający wysokość świadczenia bez względu na wolę rządu.
To według mnie jest to najważniejszy problem, ale są też inne – ekonomicznie merytoryczne. Takie świadczenia ("trzynastka" i to obecne) wykoślawiają zasady ustalone w 1999 roku, kiedy zmienialiśmy system emerytalny na taki, w którym obowiązywała zasada "ile wpłacisz składek, taką będziesz miał emeryturę". Mało kto wtedy zauważył, że nie będziemy mieli stopy zastąpienia takiej, jaką mają Francuzi (75 proc.) tylko z wielu powodów (między innymi dużo zatrudnienia bezskładkowego) stopa zastąpienia będzie dążyła ku 30 proc., a najniższych emerytur będzie szybko przybywało.
Teraz, dodatkowymi świadczeniami, rządzący spłaszczają system emerytalny i zasada "ile odłożysz, tyle dostaniesz" powoli odchodzi do lamusa. Mniej uposażeni emeryci powoli gonią tych lepiej uposażonych. Nie jestem przeciwnikiem podniesienia najniższych emerytur, a nawet z czasem (bardzo długi proces) przejścia na emeryturę obywatelską, ale uważam, że takie dodatkowe świadczenia bez zmiany całego systemu są w długim terminie szkodliwe.
Dodatkowe emerytury będą spłacane zadłużeniem?
Są jeszcze i inne problemy, które jednak trapią przede wszystkim ekonomistów, a nie większość społeczeństwa. Otóż, te dodatkowe świadczenia (bez waloryzacji emerytur) to będzie w tym roku koszt 25-26 miliardów złotych, czyli około 0,8 proc. PKB. Sporo. Dla przykładu, na obronę wydajemy około cztery razy więcej. Zawsze przy tej okazji pojawia się pytanie: czy nas na to stać?
Odpowiedź jest oczywista: nie, nie stać nas na to, ale jeśli zwiększymy zadłużenie, to damy radę. Obecnie zadłużenie Polski oceniane przez Eurostat (razem z zadłużeniem pozabudżetowym) jest niższe od 50 proc. PKB (około 1500 miliardów złotych). Średnie zadłużenie w Unii Europejskiej jest wyższe od 75 proc. PKB. Tak więc teraz rządzący niczego nie ryzykują. Z naciskiem na "teraz". Warto przypomnieć, że w Grecji w latach 70. XX wieku zadłużenie wynosiło 25 proc. PKB, a pamiętamy, co stało się potem.
Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion dla WP Opinie