Najpierw przyjrzyjmy się PKP, a raczej rozwojowi cywilizacyjnemu z nimi związanemu. Od z górą czterdziestu lat przyglądam się dwóm miejscowościom na Mazowszu: Cegłowowi i Siennicy. Cegłów leży przy strategicznej niegdyś trasie kolejowej Moskwa - Berlin i to dawało mu ogromną przewagę nad Siennicą, którą przecina zaledwie wojewódzka droga 802.
Przewagę tę widać było na każdym kroku: ładniejsze domy, wyasfaltowane ulice, bardziej zadbane, o ile były, chodniki, zasobniejsze sklepy; nawet w liczbie kościołów Cegłów miał przewagę, bo miał dwa, a w Siennicy był tylko jeden. Ale przyszedł czas, że padł ustrój dekretowanej szczęśliwości powszechnej, trasa kolejowa Moskwa - Berlin przestała być tak strategiczna i generalnie zaczął się odwrót od kolei, bo cały naród przesiadł się do samochodów i, na początku z wielkim trudem, a później coraz sprawniej, zaczął budować drogi.
I tak Cegłów marniał sobie powoli, bo kolej nie dawała już przewagi, a drogę ma "piątej kolejności odśnieżania" - czyli jak sobie sami odśnieżą to jeżdżą, a jak nie to nie; a Siennica prosperowała, i prosperuje, coraz lepiej. Przewaga Cegłowa utrzymała się tylko w liczbie kościołów. Po drodze co prawda były akcje typu "tiry na tory" ale na ich efekty można tylko wzruszyć ramionami. W każdym razie Cegłów na nich nie skorzystał.
Ale teraz oto znowu idzie nowe. Cały naród to może jeszcze nie, ale Unia Europejska zachęca bardzo wyraźnie by przesiadać się do pociągów. Co prawda chodzi jej o zmniejszenie, przede wszystkim, znaczenia połączeń lotniczych na krótkich i średnich dystansach – jako tych nieekologicznych, a z tego co wiem nie ma w planach budowy portu lotniczego w okolicach Cegłowa (chociaż, z naszym upodobaniem do budowy lotnisk w miejscach zgoła nieoczywistych to kto wie), ale nadzieja w mieszkańcach Cegłowa, tęsknota za minioną wielkością, odżyły. Czy z tego coś rzeczywiście będzie? Może za kolejne "z górą czterdzieści lat".
Aha, jestem jeszcze winien odpowiedź na drugą część pytania, czyli dlaczego w ramach CPK (Centralny Port Komunikacyjny, który ponoć ma powstać w Baranowie nieopodal Warszawy) buduje się linie kolejowe na Sądecczyźnie? Panie Marku, zwyczajnie nie wiem. Może dlatego, że tam można a w Baranowie nie, bo tam gdzie ma być to lotnisko, i te tory, i te drogi rozliczne, ciągle jest ściernisko i pastwisko, a pasące się na nim krowy o lotnisku nic nie słyszały, a generalnie to są przeciw.
No i Panie Marku, co się Pan czepia? Skoro w Polsce, przez ostatnie dziesięciolecia, wybudowaliśmy kilkanaście kilometrów nowych linii kolejowych, a zlikwidowaliśmy ze sto razy więcej, to dobrze, że się buduje nowe. Prawda? Niezależnie od tego, że z Baranowa na Sądecczyznę rzeczywiście trochę daleko i najlepiej byłoby samolotem. Ale się nie da.
I teraz przejdźmy do Pracowniczych Planów Kapitałowych, które od Polskich Kolei Państwowych, a raczej ich wpływu na rozwój cywilizacyjny, „z pozoru różnią się wszystkim, ale tylko z pozoru”. Otóż, to też jest próba dania drugiego życia, tym razem nie kolejom i Cegłowowi, ale zabezpieczeniu emerytalnemu na starość.
Ponieważ, jak stwierdził ponad wszelką wątpliwość Robert Gwiazdowski, który swego czasu był szefem Rady Nadzorczej ZUS i przeszedł wszystkie pokoje tej w końcu nie małej instytucji: w ZUS-ie nie ma żadnych pieniędzy, postanowiono „coś z tym zrobić”. I powołano OFE czyli Otwarte Fundusze Emerytalne. Nie będę się już znęcał nad zasadami wprowadzania OFE, kosztami zarządzania, reklamami, w których polscy emeryci pławili się w słońcu pod palmami, tym bardziej, że… to w założeniu był naprawdę dobry pomysł. Tak na zabezpieczenie emerytalne na starość, jak i na rozwój rynku kapitałowego czy rzeczywistej prywatyzacji obywatelskiej polskiej gospodarki.
Tyle że utworzono te OFE i wszyscy o nich zapomnieli. I tak sobie te OFE funkcjonowały, lepiej, gorzej, ze wszystkimi objawami i przejawami chorób wieku niemowlęcego i dziecięcego, aż wyrosły na coś, co zaczęło zagrażać finansom państwa, no i nie było podporządkowane rządowi. No i znowu trzeba było „coś z tym zrobić”. Trochę to przypomina tę anegdotę, w której pewne młode małżeństwo wypuściło samopas, na cały dzień, swoje małoletnie pociechy, a kiedy wróciły wieczorem, niemiłosiernie umorusane, w podartych ubrankach, i w ogóle obraz nędzy i rozpaczy, zadało sobie pytanie: myjemy czy robimy nowe?
Tym razem padła odpowiedź: robimy nowe! I tak oto, w czerwcu 2008 roku, kiedy Sąd Najwyższy orzekł w swojej mądrości, że pieniądze zgromadzone w OFE są pieniędzmi publicznymi, rozpoczął się początek końca Otwartych Funduszy Emerytalnych i marzeń polskich emerytów o pławieniu się pod palmami. Wiadomo było, że któregoś dnia Państwo sięgnie po te pieniądze. No i sięgnęło. Jak to zrobiło? Czy to uczciwe czy nie? Pewnie, że nie ale mniejsza. To dla tego wywodu nie ma specjalnego znaczenia.
Tyle, że był system, to prawda, że chromy i niedoskonały, ale teraz nie ma praktycznie żadnego. No i, niejako przy okazji, praktycznie zlikwidował się polski rynek kapitałowy, bo giełda niby jest, a jakoby jej nie było. Koniecznie „trzeba coś z tym zrobić”. No i usiadło kilka mądrych głów i wymyśliło PPK (Pracownicze Plany Kapitałowe), drugie życie dla emerytalnego zabezpieczenia na starość, drugie życie dla polskiego rynku kapitałowego, ZUS-u, w którym pieniędzy jak nie było tak nie ma (a może jeszcze bardziej nie ma) i paru jeszcze innych instytucji.
Czy coś z tego będzie? Jako człowiek polskiego rynku kapitałowego, towarzyszący jego wzlotom i upadkom od pierwszych jego dni, nie jestem w stanie powiedzieć jednego złego słowa przeciwko idei PPK. Tak samo jak nie jestem w stanie powiedzieć jednego złego słowa przeciwko idei wybudowania CPK, bo nie sposób być przeciwko cywilizacyjnym pomysłom pokoleniowym.
Ale od zgadzania się z ideą do wiary, że z tej czy drugiej idei będzie jakiś rzeczywisty, realny, pozytywny skutek, droga naprawdę daleka. Bo, jak w tym starym warszawskim dowcipie, kiedy na komendzie milicji, mieszczącej się przy ulicy Cyryla i Metodego, z byle powodu dostawało się tęgie lanie, warszawiacy mawiali: Cyryl jak Cyryl, ale te metody… Ale o metodach to już rzeczywiście w nowych odsłonach.
P.S. To mój debiut na łamach money.pl w roli piszącego (od jakiegoś czasu możecie Państwo oglądać mnie w programach Biznes Mówi, gdzie rozmawiam z arcyciekawymi gośćmi) stąd tekst jest tak długi, wielowątkowy, symboliczny nawet, niekiedy. Wszystko po to, by dać PT Czytelnikom, którzy doczytali ten tekst do końca, próbkę tego, czego mogą się spodziewać w następnych odsłonach. Jeżeli się nie podobało to nie warto tracić czasu, bo to będzie, mniej więcej, podobnie, choć krócej. Jeżeli się podobało to zapraszam do lektury kolejnych tekstów, w których rzeczywiście będziemy rozmawiali nie tylko o ideach, ale również o metodach ich realizacji. Tak, będziemy rozmawiali, mam nadzieję, bo liczę na odzew, dyskusję pod tekstami, bo bez tego to ta cała robota nie ma sensu.
Masz newsa, zdjęcie, film? Wyślij na#dziejesie