Z danych ZUS do których dotarł dziennik wynika, że w zeszłym roku na emeryturę przeszło 293 tys. osób, z czego 62 proc. złożyło wniosek o to świadczenie dokładnie w wieku emerytalnym, prawie 25 proc. w ciągu roku od jego osiągnięcia, a pozostałe 13 proc. wstrzymało się z taką decyzją co najmniej rok od nabycia uprawnień.
Wcześniejsze przejście na emeryturę wiąże się z niższym świadczeniem, dlatego już około 100 tys. osób rocznie wstrzymuje się z decyzją o przejściu na emeryturę.
Co ciekawe, dotknięci kryzysem wywołanym przez epidemię przedsiębiorcy nie zwalniali z pracy osób, które osiągnęły wiek emerytalny, choć zgodnie z przepisami jest to możliwe, np. w czasie zwolnień grupowych. Tacy pracownicy, w razie rozwiązania umowy mają bowiem źródło utrzymania w postaci świadczenia z ZUS – odnotowuje „Rzeczpospolita”.
Choć na razie epidemia nie odbija się na zwolnieniach, trudno o pewność, że tak pozostanie.
- Z naszych badań wynika, że pracodawcy nie szykują się ani do zwolnień ani do inwestowania. Dużo zależy od tego, kiedy ruszą środki z Krajowego Planu Odbudowy – mówi w rozmowie z dziennikiem Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
System emerytalny w Polsce jest tak skonstruowany, że zachęca do wstrzymywania się z decyzją o przejściu na emeryturę. Od 2018 r. odsetek odchodzących na emerytury po osiągnięciu wieku emerytalnego wynosi od 58 do 62 proc. uprawnionych.
- Ten rok będzie jednak dla emerytów wyjątkowy – zauważa na łamach „Rzeczpospolitej” Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. - Przez likwidację problemu z zaniżonymi emeryturami przyznawanymi na wnioski złożone w czerwcu, a także kumulację w tym roku 13. i 14. emerytury będzie silna presja na jak najszybsze przechodzenie na świadczenie, by skorzystać z tych dodatkowych świadczeń.