Prof. Leszek Balcerowicz, ekonomista, były wicepremier, minister finansów i prezes Narodowego Banku Polskiego w porannej rozmowie w RMF FM nie zostawił suchej nitki na festiwalu obietnic wyborczych.
Jak podkreślił, w Polsce nie było takiego populizmu w polityce, jaki zapanował od 2008 roku, i jaki "zaraził" również większość opozycji.
Jego zdaniem, ludzi można oszukać, ale gospodarki już nie. W jego ocenie, po rządach PiS mamy najgorszą sytuację gospodarczą z rekordową inflacją.
Jeżeli Tusk mówi, że niczego nie zabierze, to znaczy, że nowa władza będzie nadal zabierać ludziom podbite przez PiS podatki. Po drugie, jeżeli ktoś mówi, że niczego nie odbierze, to oprócz tego, że obiecuje zachowanie podbitych wydatków, to nie mówi, w jaki sposób, i jakimi kosztami sfinansuje odziedziczony deficyt. W sytuacji, gdy ten rok to jest stagnacja - mówił prof. Balcerowicz na antenie RMF FM.
Cięcia konieczne
Jego zdaniem cięcia są konieczne, a na pierwszy ogień powinny pójść 13. i 14. emerytury.
- To jest 37 mld zł co roku, których nie ma w dochodach budżetu. Problem polega na tym, że mamy rozdęte wydatki i trzeba ograniczać te, które nie są jakoś związane z rozwojem gospodarki. Do takich wydatków, z których trzeba zrezygnować albo co najmniej ograniczyć, żeby nie brnąć w pełzający kryzys, należą na pewno te obietnice PiS - "trzynastki" i "czternastki" - mówił były minister finansów.
Jak ocenił, najgorsza jest sytuacja, kiedy społeczeństwo przyzwyczai się do populizmu polityków. Zaznaczył, że obietnice bez pokrycia są równoznaczne z "oszustwem wyborców" i nie można zbywać ich hasłem, że to są przecież materiały przedwyborcze. - To tak jakby legitymizować oszukiwanie ludzi przez partie polityczne - zaznaczył.