Dziennik wskazuje, że PPK, które miały zachęcać Polaków do dodatkowego oszczędzania na emeryturę, ale nie zyskały takiej popularności, na jaką liczył PiS. Do programu przystało ok. 30 proc. uprawnionych i to pomimo tzw. autozapisu, czyli obowiązku ponownego zgłaszania pracowników do PPK co cztery lata, którzy wcześniej złożyli wniosek o rezygnacji z uczestnictwa.
PPK do zmiany. Co konkretnie?
Jednak nowa koalicja rządząca nie zamierza likwidować PPK. Jednak, jak ustalił dziennikarz "GW", sztandarowy program PiS będzie zmieniany przez rząd Donalda Tuska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmienić ma się m.in. sposób inwestowania. Dziś zgodnie z ustawą o PPK w tzw. części akcyjnej pieniądze ulokowane w PPK minimum w 40 proc. są lokowane w akcjach spółek z WIG20. Osiem z 20 spółek tworzących indeks to podmioty państwowe, a w ich zarządach zasiadają m.in. partyjni nominaci z PiS.
Dlatego też przyszły rząd zamierza ograniczyć obowiązkowe limity inwestowania w spółki z WIG20.
Koniec z tzw. autozapisem?
Zmiany mają też dotknąć wspomniany autozapis. Przyznał to w rozmowie z "GW" jeden z polityków Koalicji Obywatelskiej (dziennik nie podaje jego nazwiska).
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony ostatni autozapis do PPK to trochę groteskowe chwalenie się przez rządzących, że 10 proc. efektywnie nowo zapisanych do PPK (czyli tych, którzy nie złożyli deklaracji rezygnacji z dokonywania wpłat do PPK) to sukces. A z drugiej strony, gdyby autozapisu do PPK nie było, to z pewnością liczba uczestników PPK byłaby niższa. A na tym przecież nie powinno nam zależeć – komentuje w rozmowie z "GW" dr Marcin Wojewódka z Kancelarii Wojewódka i Wspólnicy.
Jednak rozmówca dziennika z KO podkreśla, że decyzja o zmianach w autozapisie jeszcze nie zapadła. Trzeba skonsultować ją też z koalicjantami.