W kwestii 14. emerytury opozycja mówi niemal jednym głosem ze Zjednoczoną Prawicą. "Niemal", ponieważ politycy spoza obozu władzy chcieliby albo rozszerzenia grupy seniorów, do których trafi "czternastka", albo innej formy wsparcia. Ich pomysły w założeniu miałyby zagwarantować pomoc osobom najstarszym częściej niż tylko raz do roku.
Natomiast z powszechnego porozumienia nad tym projektem całkowicie wyłamuje się Konfederacja domagająca się jego odrzucenia. Zamiast jednorazowego świadczenia woleliby "odpodatkować" emerytury – do czego nawoływał z sejmowej mównicy poseł Artur Dziambor. Ocenę tej propozycji socjalnej Grzegorz Braun zawarł w słowach, że to "przekupywanie Polaków ich własnymi pieniędzmi".
Państwo zatem wyciągacie jedną ręką z portfela, a drugą wkładacie, nazywając to hucznie "tarczami", "trzynastkami", "czternastkami", co jest podłe, a ma na celu tylko utwardzanie swojego wizerunku w topniejącym elektoracie – grzmiał poseł Konfederacji w trakcie prac w komisjach.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Działania osłonowe są niezbędne
Samotność Konfederacji w tym zakresie pokazało głosowanie nad odrzuceniem projektu ustawy w pierwszym czytaniu. Za odrzuceniem było ledwie 12 posłów – 11 z tego ugrupowania oraz… Klaudia Jachira z Koalicji Obywatelskiej. Przeciwko opowiedziało się 418 parlamentarzystów, wstrzymała się piątka posłów Porozumienia.
Politycy opozycji przyznają, że ich partie nie mogą odrzucić tej propozycji, ponieważ dziś sytuacja części seniorów jest wręcz tragiczna. Docierają do nich historie ludzi, którzy w dobie szybującej wysoko inflacji i rachunków muszą wybierać, czy swoje świadczenie przeznaczą na leki, na jedzenie czy na ogrzewanie mieszkania.
Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050 w rozmowie z money.pl zwraca uwagę, że coraz więcej Polaków dotyka ubóstwo energetyczne. Już przed rokiem pojawiły się informacje, że to problem, z którym musi mierzyć się nawet 3,5 mln Polaków. A to szacunki z 2019 roku, zatem jeszcze sprzed pandemii koronawirusa, drastycznych wzrostów cen surowców energetycznych i wojny w Ukrainie.
Waloryzacja emerytur ma zawsze miejsce z rocznym opóźnieniem i goni inflację. To jest problem, którego państwo polskie nie rozwiązało przez lata. Mimo że PiS od 6 lat grzmi, jak to wspiera seniorów, to ich ubóstwo rośnie najdynamiczniej, przez co budżety emerytów muszą być wspierane 13. i 14. emeryturą. Źle, że musimy w ten sposób podnosić zdolność do realizowania podstawowych wydatków na życie przez najstarszych obywateli – punktuje Paulina Hennig-Kloska.
W jej ocenie istotne też jest, skąd rząd weźmie pieniądze na program. Posłanka obawia się, że w celu jego sfinalizowania rząd wygeneruje wyższy dług lub sięgnie po środki z Funduszu Rezerwy Demograficznej, który - jak stwierdziła - "jest przeznaczony dla przyszłych pokoleń i nie wolno go dziś przejadać". Posłanka proponuje, by wsparcie dla seniorów sfinansować z wyższych wpływów podatkowych do budżetu spowodowanych inflacją.
Wyższe emerytury i częstsze waloryzacje
Co do tego, że niezbędne są działania osłonowe dla emerytów i rencistów, nie mają też wątpliwości Dariusz Wieczorek z Lewicy i Izabela Leszczyna z Koalicji Obywatelskiej. Pierwszy ocenia jednak "czternastkę" jako "PR-owe zagranie ze strony rządu", które ma ocieplić wizerunek władzy w oczach wyborców. Niee poprawi jednak realnie sytuacji potrzebujących, gdyż brakuje innych działań do walki z inflacją czy spójnej strategii w tym zakresie. Druga podkreśla, że trzeba wspierać osoby najsłabsze ekonomicznie, ale działania państwa w walce z inflacją muszą iść dwutorowo.
Zagłosowaliśmy przeciwko odrzuceniu ustawy w pierwszym czytaniu, bo na tym polega odpowiedzialna polityka w czasie galopującej inflacji. Musi ona jednak opierać się na dwóch filarach. Z jednej strony rząd i bank centralny muszą prowadzić prawdziwe działania antyinflacyjne obniżające popyt, a z drugiej strony potrzebne są działania osłonowe. I takim w pewnym sensie będzie "czternastka", ale tylko w pewnym, ponieważ uczciwie byłoby przeprowadzić kolejną waloryzację emerytur w związku z tym, że inflacja zeszłoroczna nijak nie ma się do obecnej – mówi money.pl Izabela Leszczyna.
Lewica już przed kilkoma tygodniami wystąpiła z propozycją drugiej waloryzacji w ciągu roku. Pytany o losy tego projektu Dariusz Wieczorek przyznaje, że nie został mu nawet nadany numer druku sejmowego. Innymi słowy: trafił do sejmowej zamrażarki. – Nie przewidujemy, że będzie on w ogóle rozpatrywany. Zresztą zauważamy, że żaden pomysł opozycji w ciągu ostatnich dwóch kadencji Sejmu nie jest brany pod uwagę – mówi money.pl poseł Lewicy.
Paulina Hennig-Kloska natomiast uważa, że waloryzacja powinna następować nawet co kwartał. – Jeżeli mamy do czynienia ze znacznym wzrostem kosztów życia, waloryzacja emerytur i rent powinna mieć charakter kwartalny. Tak zresztą przeliczamy wszystkie ważne wskaźniki w państwie. Gdyby tak było, to wtedy 14. emerytura faktycznie nie byłaby potrzebna, bo emeryci dostaliby należne im pieniądze. Pamiętajmy, że 12 proc. inflacji "zjada" dwie emerytury w ciągu roku – zauważa.
Widmo spirali
Dziś zatem na jedno z najważniejszych zadań doraźnych władzy wyrasta walka z inflacją. Jednak pieniądze z 14. emerytury prawdopodobnie przeznaczone zostaną na cele konsumpcyjne, co nie będzie sprzyjać wyhamowaniu drożyzny.
Dlatego nasi rozmówcy podkreślają, że pomoc powinna być właściwie adresowana, tak by trafiała do konkretnych grup potrzebujących, a nie do osób zamożnych, którym dzięki temu zwiększą się portfele na wydatki i zachcianki.
Posłanka KO, z którą rozmawiał money.pl, zwraca też uwagę na inny pomysł: obligacje oprocentowane wskaźnikiem inflacji.
Im więcej pieniądza na rynku i w obiegu, tym większy popyt i wyższe ceny. To samo nakręcająca się spirala. Dlatego oczekuję od rządu i banku centralnego działań antyinflacyjnych, równoległych do działań osłonowych dla najbardziej potrzebujących. To nie może być tylko podnoszenie stóp procentowych. Bank centralny powinien wyemitować obligacje oprocentowane wskaźnikiem inflacji. Wtedy ludzie, zamiast kupować, ratując swoje topniejące oszczędności, zainwestują w obligacje. To ograniczy popyt i obniży inflację. W przeciwnym razie, widząc, że ich oszczędności w krótkim czasie kurczą się o 15 proc., kupują nową lodówkę, telewizor, kanapę itp. Według naszych szacunków takie obligacje mogłyby ściągnąć z rynku nawet 70 mld zł. Wystarczy skorzystać z ustawy, którą złożyliśmy w Sejmie – wylicza Izabela Leszczyna.
– Faktycznie, w czasach tak trudnych nie powinniśmy "pompować" wzrostu gospodarki, bo to może pobudzać wzrost cen. W kwietniu sprzedaż detaliczna była wyższa o 19 proc. w cenach stałych. To oznacza, że podjęte przez Narodowy Bank Polski decyzje o podwyżce stóp procentowych nie przynoszą żadnych efektów, nie ograniczają naszych wydatków i nie chronią naszych oszczędności. Między innymi dlatego, że mamy wciąż 200 mld zł nadpłynności na rynku, sztucznie stymulowanej przez rząd – wskazuje Paulina Hennig-Kloska.
Krystian Rosiński, dziennikarz money.pl