Po śmierci małżonka wdowy i wdowcy nie mogą odziedziczyć ich emerytury. Mogą jedynie zdecydować, czy chcą nadal otrzymywać swoje świadczenie, czy 85 proc. świadczenia małżonka. To tak zwana renta rodzinna i nie jest o nią łatwo – przypomina dziennik "Fakt".
Trzeba spełnić kilka warunków: wdowa lub wdowiec musi mieć ukończone 50 lat, albo być niezdolnym do pracy, albo wychować co najmniej jedno z dzieci, wnuków lub rodzeństwa uprawnionych do renty rodzinnej po zmarłym mężu/żonie, które nie ukończyły 16 lat, a jeżeli uczą się – 18 lat. Zmarły małżonek musiał mieć z kolei prawo do emerytury lub renty. ZUS zawsze wypłaca korzystniejsze świadczenie, zwykle jest to renta rodzinna - wylicza dziennik.
Jak zauważa "Fakt", od lat seniorzy podnoszą głos, że skoro mąż lub żona odkładali składki na emeryturę przez całe zawodowe życie, to po ich śmierci małżonkowie powinni mieć prawo do ich świadczenia.
– Dlatego proponujemy, by wdowa lub wdowiec mogli zachować swoją emeryturę i oprócz niej mieli jeszcze prawo do 25. proc. świadczenia małżonka – mówi "Faktowi" Marzena Okła-Drewnowicz (49 l.), posłanka KO.
Jadnak jak udowadnia dziennik, nie wszystkim tak wyliczone świadczenie będzie się opłacać. Dlatego emeryci wciąż mogliby wybór: czy chcą dostawać 85 proc. świadczenia zmarłego małżonka, czy też powiększoną swoją emeryturę.
– Pomysł emerytur wdowich odpowiada oczekiwaniom społecznym. Z badań wynika, że śmierć członka rodziny, z którym współprowadzone jest gospodarstwo domowe ma negatywny wpływ na standard życia – mówi dr Antoni Kolek z Instytutu Emerytalnego, z którym rozmawiali dziennikarze "Faktu". – Rozwiązania te rozszerzają ochronę państwa nad osobami w trudnej sytuacji życiowej i są spójne z pakietem świadczeń proponowanych przez organizacje międzynarodowe – dodaje.