W ciągu trzech lat sprzedały na całym świecie kilka milionów sztuk swojego produktu. - Jak mówiłyśmy znajomym, że zrobimy coś, co wywróci całą branżę do góry nogami, to nikt nam nie wierzył. Wszyscy łapali się za głowę. Ostrzegali, że się spalimy i stracimy pieniądze - opowiadają. Tak się nie stało, a niepozorna rękawica do demakijażu Glov dostępna jest na całym świecie: od Niemiec po Bahrajn i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Monika Żochowska i Ewa Dudzic, wspólniczki z firmy Phenicoptere walczą właśnie o nagrodę EY Przedsiębiorca Roku.
Czym jest Glov? To rękawica do demakijażu. Tyle i aż tyle. Autorki same przyznają, że produkt wygląda niepozornie, ale wszystko zmienia się po spojrzeniu pod mikroskopem na strukturę rękawicy i jej włókna. - Do tej pory w branży istniało przekonanie, że jedną chemię, czyli makijaż trzeba zmywa innymi środkami chemicznymi. My w to nie wierzymy, wystarczy fizyka. Jak to działa? W skrócie specjalne włókna po prostu przyciągają makijaż i jednocześnie delikatnie czyszczą skórę - tłumaczy Ewa Dudzic, wiceprezes firmy.
- To rewolucja i naprawdę spora. Trochę tak, jakby ludzi jedzących widelcami nagle przestawić na jedzenie pałeczkami - dodaje Dudzic. - Przez lata kobiety przekonywano, że najlepszą pielęgnację zapewni im używanie wielu kosmetyków. My przekonujemy, że czasami wystarczy dobra technologia i woda - dodaje.
Dlaczego miniaturowe elementy produktu są tak wyjątkowe? Są prawie sto razy cieńsze od ludzkiego włosa i zdecydowanie cieńsze od włókien bawełny. W przekroju przypominają rozgwiazdę.
Wcześniej technologia mikrowłókien królowała głównie w branży tekstylnej. - Jako pierwsza firma na świecie wykorzystałyśmy takie technologie do celów kosmetycznych - chwali się Dudzic. - W zależności od rodzaju włókien, ich kształtu, rozmiaru, stopnia rozszczepienia, metoda tkania, możemy uzyskiwać zupełnie różne właściwości wyprodukowanego materiału - tłumaczy prezes firmy Monika Żochowska.
Przez to, że rękawica jest tak delikatna, nie można jej prać w pralce - po każdym użyciu trzeba ją ręcznie wyprać. Wystarczy woda i mydło. Produkt wytwarzany jest w Polsce, dostępny w kilku rozmiarach i kosztuje od 30 do 50 zł. Dostępna jest nie tylko w internetowym sklepie firmy, ale w praktycznie we wszystkich dużych sieciach w Polsce. Glov można znaleźć na półkach kilku tysięcy sklepów.
Jak to się zaczęło?
Na pomysł biznesu wpadła Monika Żochowska tuż po studiach, podczas praktyk w klinice chirurgii plastycznej w Australii. To właśnie na Tasmanii dowiedziała się o właściwościach włókien wykonywanych w mikrotechnologii.
- Któregoś dnia po powrocie z pracy chciałam zmyć makijaż. I oczywiście nie miałam żadnych płatków kosmetycznych. Niby nie ma tragedii, ale przecież makijaż i tak trzeba zmyć. I to nie tylko, by lepiej wyglądać, ale przede wszystkim, żeby skóra odpoczęła. I wtedy zaczęłam kojarzyć opowieści znajomych o mikrowłóknach. Pomyślałam, że może da się to połączyć - mówi Żochowska.
I chociaż nie miała żadnego doświadczenia w branży kosmetycznej, postanowiła wraz z koleżanką założyć start-up. - Zaczęło się od pomysłu i praktycznie żadnych funduszy - opowiada Żochowska. Dokończenie produktu zajęło im trzy lata, a one same były pierwszymi testerkami.
„Wy, takie dwie dziewczynki, chcecie coś zawojować na takim ogromnym rynku?” - dziwili się niektórzy znajomi, gdy Żochowska i Dudzic opowiadały o planie na biznes. - I tak wierzyłyśmy w nasz produkt - mówi Monika Żochowska.
Przez pierwsze lata panie same finansowały badania i prace nad produktem. Jednocześnie myślały o swoim biznesie i pracowały dla innych, by mieć, co inwestować. W końcu pomocną dłoń wyciągnął fundusz AIP Seed Capital, który pomógł utworzyć spółkę Phenicoptere. Zainwestował 100 tys. zł w zamian za 15 proc. udziałów.
- Myślałyśmy, że właśnie złapałyśmy pana Boga za nogi. 100 tys. zł to przecież masa pieniędzy i na pewno uda się za to wszystko zrobić. Okazało się jednak, że takie środki to kropla w morzu potrzeb. Sfinansowałyśmy głównie badania nad materiałem, zaprojektowałyśmy opakowanie i otworzyłyśmy sklep internetowy. I akurat jak pieniądze się skończyły, miałyśmy gotowy i przebadany produkt dla klientek - tłumaczy Żochowska.
- To był kryzysowy moment dla biznesu. Miałyśmy gotowy produkt, ale spłukałyśmy się z pieniędzy. Przez pierwsze dwa lata w zasadzie nie wypłacałyśmy sobie żadnej pensji, tylko każdy grosz inwestowałyśmy dalej - tłumaczy Żochowska. - Ciężko było namówić inwestorów do dalszego wsparcia, a na kredyt nie miałyśmy oczywiście żadnych szans - dodaje Dudzic.
Istotne było w takim momencie również uzyskanie dotacji z Funduszy Europejskich, konkretnie z programu Paszport do Eksportu. Na eksport do kilku europejskich krajów udało się uzyskać ponad 170 tys. zł. - Znów wygląda pięknie, prawda? Ale do tego trzeba dołożyć swoją połowę. Pomocną dłoń wyciągnęli w kryzysowym momencie również rodzice - mówi Dudzic.
Produkt na całym świecie
W tej chwili z taśm produkcyjnych zjeżdża 50 tys. rękawic miesięcznie. Spółka sprzedaje nie tylko w Polsce, ale również w innych europejskich krajach, m.in. w Finlandii, Szwajcarii i we Włoszech. Marka Glov jest obecna w Kuwejcie, Arabii Saudyjskiej oraz Iranie. Na rozmowę z money.pl Żochowska i Dudzic przyjechały wprost z lotniska. Wróciły z Dubaju.
W tej chwili Phenicoptere pracuje nad rękawicami do różnych rodzajów cery -suchej i tłustej. Poza tym Żochowska i Dziedzic wpadły na pomysł, jak mikrotechnologię wykorzystać w innych dziedzinach życia. Jakich? Na razie nie chcą zdradzać, chociaż są pewne, że ich kolejne produkty znów namieszają na rynku.