Oczkiem w głowie Szynaki jest teraz rynek arabski. Niedawno zaprzyjaźnił się z szejkiem, który jest sąsiadem króla Arabii Saudyjskiej. To on ma mu dać kontrakty na umeblowanie apartamentowców czy hoteli w tym kraju.
- Jak mi się to udało? Wypić z nim nie da rady. Kobietom to też tylko w oczy można tam spojrzeć, nic innego nie widać - śmieje się Szynaka. - Ujęliśmy go tym, że jesteśmy firmą rodzinną - tłumaczy.
Traf chciał, że w spocie reklamowym przygotowanym na prezentację dla szejka występował wnuk Szynaki, który bawił się na tle jego mebli. Biznesmen mimochodem pochwalił się tym prezentując filmik. Szejk kazał włączyć stop klatkę. Obejrzał na ekranie dokładnie dziecko i sprawdził czy rzeczywiście jest podobne do Szynaki. Dopytał też czy to przypadkiem nie jakiś wynajęty model.
- Potwierdziłem, że to mój wnuk. To był moment przełomowy, bo poza suchą informacją zauważył jak ważna jest dla nas rodzina. Dla niego to coś niezwykle istotnego. Proszę pamiętać, że Arabia Saudyjska to monarchia. Choćby się było tą siódmą wodą po kisielu, to jednak jest się członkiem tego królewskiego rodu. Tak samo działają w biznesie. Aby zdobyć ich przyjaźń trzeba im udowodnić, że nie jest się prezesem na etacie, który dziś jest, a jutro go nie ma - opisuje.
Wnuk w reklamowym filmiku to nie przypadek, bo Szynaka Meble to rzeczywiście firma rodzinna z dziada pradziada. 60 lat temu Jan Szynaka senior założył pierwszy zakład. W połowie lat 80. przekazał go synowi, a teraz Jan Szynaka junior powoli przekazuje biznes kolejnemu pokoleniu. Tyle, że z niewielkiej manufaktury jest to obecnie firma zatrudniająca ponad 2 tys. pracowników, z kilkoma zakładami produkcyjnymi, eksportująca swoje wyroby do kilkudziesięciu krajów i ze sprzedażą na poziomie ponad 800 mln zł w 2015 roku.
- W tym roku to musi być już miliard złotych jako grupa. O te 10-15 proc. rośniemy rokrocznie od 15 lat. Żadne kryzysy, spowolnienia, recesje mnie nie obchodzą. Dla mnie nie ma pojęcia kryzysu. To jest tylko specyficzna sytuacja gospodarcza, w której trzeba umieć się odnaleźć. Kryzys to był na przełomie lat 80. i 90. jak kredyty były w skali roku na 70 proc. – tłumaczy.
Jednym z głównych klientów jest Ikea. To właśnie w polskich fabrykach Szynaki powstają krzesła, stoły czy szafy, które później trafiają do domów milionów ludzi na całym świecie.
Szwedzkie podejście do wartości widać w firmie Szynaki. W Lubawie, gdzie stoi pierwszy i obecnie największy zakład, wszyscy wiedzą, że płaci dobrze, zawsze na czas i dba o pracowników. Sam Szynaka jako dziesięciolatek uległ wypadkowi. Bawił się w zakładzie ojca w stolarza i stara poniemiecka maszyna obcięła mu końcówki palców u jednej ręki.
- Rentę wypłacam sobie do dziś swoją pracą - żartuje z wypadku sprzed lat. Wnioski jednak wyciąga. Jego firmę trzykrotnie wyróżniono przez Państwową Inspekcję Pracy jako najbezpieczniejszy zakład w kraju. Nikt inny tej nagrody nie zdobył tyle razy.
- Nie ma części zamiennych. O zdrowie trzeba dbać - tłumaczy. Oprócz pilnowania kwestii BHP, wysyła więc pracowników na specjalistyczne badania, których ci nie mogliby wykonać w szpitalach na prowincji. Już kilka osób z wykrytym rakiem dziękowało mu za uratowanie zdrowia, a może i życia.
Dbając o szczegóły w swoich zakładach jednocześnie planuje dalszy rozwój nie tylko swojej firmy. Ma aspirację, by jako nowy szef Ogólnopolskiej Izbie Gospodarczej Producentów Mebli doprowadzić polską branżę meblarską do numeru jeden w Europie. Dziś wyprzedzają nas jeszcze Włosi i Niemcy.
- Liczę, że rynek arabski to będzie nie tylko szansa dla nas, ale też dla całej branży. My uchylimy okno, przez które wejdzie więcej firm - mówi.