- Zainwestowałem w Pracownię Nowych Technologii (PNT) 200 tys. zł. Było to we wrześniu 2017 roku. Zgodnie z umową dziś powinienem odzyskać 218 tys. zł, a do tego dostać część z tego, co firma zarobiła. Pyta pan, ile dostałem z powrotem? To będzie jakieś 31 tys. zł. A samego zysku całe 100 zł – mówi money.pl pan Adrian.
Nasz rozmówca jest jednym z 230 inwestorów, których zainteresowała PNT. Jest to przemysłowa serwerowania do kopania cyfrowej waluty, składająca się z urządzeń obliczeniowych, które miały być zasilane częściowo energią z OZE.
Twarzą tego projektu został Szczepan Bentyn – internetowy influencer i promotor kryptowalut. Spółka wystartowała dwa lata temu. Początkowo planowała zebrać od inwestorów ok. 10 mln zł. Ostatecznie trafiło do niej 21,5 mln zł.
- Wiedziałem, że na kryptowalutach można zarobić. Szczepana znałem jeszcze z czasów, gdy na własną rękę sprzedawał koparki. Można było do niego napisać, był zawsze pomocy. To sprawiło, że mu zaufałem – wyjaśnia pan Adrian. Z kalkulacji spółki wynikało, jak mówi, że zarobi 600 tys. zł. - No i skusiłem się - przyznaje.
300 tys. zł - tyle łącznie w spółkę PNT zainwestował Dariusz Polak. Odzyskał 30 tys. zł.
- Obiecywali wszystko. Że będą zyski, że w dwa lata wszystkich spłacą. Gwarancją miały być weksle. Twierdzili, że nie mamy się czym martwić nawet, gdyby bitcoin taniał. Mówili, że wtedy kopanie jest tańsze. A teraz wzięli sobie prowizję i całą odpowiedzialność za problem zwalają na inwestorów. Zwykłe cwaniactwo, zero skrupułów - mówi Dariusz Polak.
Jak opisuje portal fxmag.pl, inwestorzy mieli udzielić spółce PNT pożyczek potwierdzonych wekslem, oprocentowanych na 6 proc. rocznie. Umowa przewidywała, że pieniądze zostaną oddane w ciągu 30 miesięcy, w czterech następujących co pół roku ratach.
Wspólnicy mieli też zapewniony udział zyskach. Dla nich miało być 75 proc. Resztę spółka PNT planowała zatrzymać jako prowizję. Tymczasem z pożyczonych 21 mln zł firma oddała do dziś, jak wynika z relacji inwestorów, niecałe 2,65 mln zł.
- Schody zaczęły się już wtedy, gdy zakończyła się zbiórka pieniędzy. Spółka PNT deklarowała, że kupi sprzęt do kopania kryptowalut po najniższej możliwej cenie. W rzeczywistości firma kupiła koparki od pośrednika, który powstał wyłącznie po to, aby obsługiwać powstającą kopalnię. Wartość sprzętu określona w raportach jest jednak zawyżona. W jednym przypadku nawet o ponad 100 proc. – mówi money.pl Dariusz Dziduch z portalu fxmag.pl.
- Ponadto spółka jest obudowana współzależnymi spółkami, które świadczą usługi tylko jej. To jest układ zamknięty. Bez względu na sytuację na rynku kryptowalut osoby, które są w tych spółkach, mogą zarabiać na kosztach bieżących. To jest nie tylko mało korzystne dla wspólników, ale również niezgodne z wcześniejszymi deklaracjami marketingowymi PNT – wyjaśnia Dziduch.
Skontaktowaliśmy się ze Szczepanem Bentynem. Nasz rozmówca przyznał, że ostatni rok był szczególnie trudny dla jego spółki.
- Od początku podkreślaliśmy, że jest to inwestycja podwyższonego ryzyka, a rentowność jest mocno uzależniona m.in. od koniunktury na rynku kryptowalut. Rok 2018 był rokiem znacznych spadków cen mocy obliczeniowej, ponadprzeciętnego wzrostu trudności wydobycia i jakby tego było mało doszedł wzrost cen energii elektrycznej spowodowany siedmiokrotnym wzrostem cen praw do emisji CO2 w Europie, co Polskę dotyka najbardziej - powiedział money.pl Szczepan Bentyn.
Kopanie kryptowalut nie wszędzie się opłaca. Koszt stworzenia bitcoina jest wyższy niż jego cena rynkowa. Dziś za ten cyfrowy pieniądz trzeba płacić ok. 3800 dolarów. Z analizy JPMorgan wynika, że średni koszt potrzebny do stworzenia jednego bitcoina to 4060 dolarów. Powód? Wysokie ceny prądu, które stanowią 90 proc. kosztu kopania.
- Podjęliśmy szereg działań restrukturyzacyjnych, mających na celu uchronienie spółki przed upadłością. W październiku, po konsultacji z inwestorami, podjęto decyzję o przeniesieniu części serwerowni do Rosji. W styczniu tego roku urządzenia zostały uruchomione na Syberii i aktualnie trwa proces weryfikacji współpracy z zagranicznym kontrahentem. Dodatkowo jesteśmy w trakcie instalacji kolejnej partii urządzeń w Iranie – wyjaśnił Bentyn.
Zapewnia, że spółka PNT mimo wszystko spłaca zobowiązania wobec wspólników. Co więcej, odnotowała w styczniu zysk na działalności operacyjnej. Ile z tego trafiło do wspólników? Tego się nie dowiedzieliśmy.
Inwestorzy, do których dotarliśmy, twierdzą że zostali z wekslami, które nie mają żadnej wartości. Planują zgłosić sprawę w prokuraturze.
- Gdy w firmie dzieje się coś niedobrego, to trzeba zakasać rękawy i naprawić, a nie pouśmiechać się do inwestorów, powiedzieć że jesteśmy parę milionów w plecy, ale tak naprawdę nic się nie stało. A tak to tu wygląda. Bentyn nie jest żadnym ekspertem od kryptowalut. W jego firmie nie odpowiadają na nasze pytanie, nie dają wglądu do dokumentów. Nie sądziłem, że taki numer nam wywiną. To jest zwykłe złodziejstwo – mówi pan Adrian.
Co na to Komisja Nadzoru Finansowego? Dowiedzieliśmy się, że na razie do urzędu nie wpłynęły żadne skargi na PNT.
- W sytuacji zidentyfikowania któregoś z przestępstw wymienionych w art. 6b ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym, które dotyczą prowadzenia działalności na rynku finansowym bez stosownego zezwolenia, Urząd KNF zawiadamia prokuraturę i zgodnie z przepisami ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym wpisuje dany podmiot na listę ostrzeżeń - skomentował dla money.pl Jacek Barszczewski z KNF.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl