Niepozorny, a w dodatku niekoniecznie smaczny owoc okazuje się być polskim hitem eksportowym. Aronia zdobywa serca konsumentów na całym świecie. Choć jest naprawdę zdrowa, to my wciąż kojarzymy ją tylko z cierpkim smakiem lub nalewką.
Historia upraw aronii w Polsce jest wyjątkowo krótka. Pierwsze sadzonki pojawiły się w naszym kraju dokładnie w 1978 r. W czasie, gdy gospodarka epoki Gierka zdążyła złapać poważną zadyszkę, a państwowe gazety karmiły Polaków opowieściami o ekonomicznej sile kraju.
Czterdzieści lat później bez cienia wątpliwości możemy powiedzieć: "tak, w uprawach aronii jesteśmy globalnym liderem". A nawet absolutnym dominatorem. Nasze rolnictwo odpowiada bowiem za 80-90 proc. światowych zbiorów. Według danych GUS należy je szacować na 30-40 tys. ton rocznie. Co ciekawe, niemal żadna z "superjagód" nie trafia na rynek Polski. Za granicę wyjeżdża nawet 9 na 10 z zebranych owoców.
Fakt, że półki polskich sklepów nie uginają się pod ciężarem aronii czy przetworów z niej zrobionych ma krótką, choć głęboko zakorzenioną historię. Wielu z nas pamięta zapewne swoje rozczarowanie, gdy w ogrodzie babci czy na działce sąsiada sięgnął po kuszący granatowy owoc przypominający czarną porzeczkę, ale chwilę po pierwszym słodkim poczuł w ustach cierpki i nieprzyjemny smak.
- Ludzie za granicą nie mają takich skojarzeń. Aronia miała na zachodnich rynkach duży lepszy start, bo poparty badaniami o jej dobroczynnym wpływie na zdrowie - mówi money.pl Karolina Szymańska z Bio Juice, która w Łukowie ma 50 ha ekologicznej plantacji obsadzonej krzakami "superjagód". Firma przetwarza także zakontraktowane owoce od innych rolników od innych rolników.
"Czarny skarb", czyli żywi, leczy, pomaga
#
- To owoc, który bez wątpienia można zaliczyć do kategorii superfood - dodaje z przekonaniem Szymańska. Superfood czyli wszystkich tych produktów, które szturmem zdobyły nasze półki. Do tej kategorii zalicza się np. jagody goji czy algi. Słowem produkty zdrowe i naturalne.
"Aronia to polski czarny skarb - wykorzystajmy go" - apeluje w podsumowaniu swojej prezentacji prof. Iwona Wawer z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. To ona jest najzagorzalszą promotorką polskiej aronii. Wcześniej przywołuje konkretne badania, by pokazać, że zawarte w aronii związki - polifenole, taniny, antycjaniny, katechiny i wiele innych - przeciwdziałają miażdżycy i chorobom serca, działają antynowotworowo, przeciwzapalnie, chronią przed udarami, opóźniają rozwój Parkinsona i Alzheimera, obniżają też ciśnienie krwi. A to tylko część długiej listy.
Wino z aronii ma takie same właściwości jak klasyczne wino gronowe, co pozwala mieć nadzieję na "polski paradoks" podobny do tego francuskiego (mimo spożywania tłuszczu, Francuzi dzięki winu rzadziej chorują na serce niż inni Europejczycy). Dla tych, którzy wolą raczyć się nalewkami, profesor też ma dobrą wiadomość - połączenie alkoholu z aronią również na nasze zdrowie wpłynie pozytywnie.
Owoce aronii fot. Biojuice
Z USA przez carską Rosję do Europy
I choć to właśnie Polska ma największy areał upraw aronii na świecie, to jej historia przez całe stulecia była związana z zupełnie innym regionem świata. Roślina pochodzi bowiem z pogranicza USA i Kanady, gdzie najczęściej stanowiła... pożywienie dla ptaków lub była wykorzystywana do produkcji naturalnych barwników przez rdzennych mieszkańców kontynentu.
W rejony bliższe Polsce trafiła dopiero pod koniec XIX w., gdy carski botanik Iwan Miczurin poszukiwał rośliny uprawnej zdolnej do przetrwania na nieprzyjaznej syberyjskiej ziemi. Choć udało się, a Rosjanie pokochali aronię, to polscy rolnicy pod koniec XX i na początku XXI w. przejęli rolę globalnych liderów. Nie wydaje się, by ktokolwiek mógł im zagrozić. Polska ma bowiem idealne warunki do uprawy rośliny.
- Aronia rośnie u nas o wiele lepiej niż w innych państwach. Dzięki idealnemu balansowi między słońcem a deszczem. Na południu Europy krzaki bardzo szybko wysychają - tłumaczy Karolina Szymańska.
Zaraz jednak dodaje, że ten rok może być dla rolników trudny. - Z powodu suszy, plantację musimy codziennie podlewać. Inaczej nie mielibyśmy co liczyć na zbiory - stwierdza. W przeciwieństwie do wielu innych roślin, aronia potrzebuje stosunkowo słabych gleb. Rośnie nawet na VI klasie. Kolejnym z powodów, dla których rolnicy pokochali ten krzew, jest fakt, że kwitnie dopiero w połowie maja. Tym samym nie jest narażony na wiosenne przymrozki straszące co roku sadowników.
Fukushima
Wyzwania na światowych rynkach nie rzucą nam inne kraje także, dzięki historii z 2011 r.
To wówczas, po uszkodzeniu elektrowni w Fukushimie, przypomniano, że "superjagody" są w stanie wspomagać leczenie choroby popromiennej. Kluczową rolę odegrała wówczas właśnie prof. Iwona Wawer. A to właśnie rynki azjatyckie są kluczowe dla polskich plantatorów, co widać w zestawieniu odbiorców tych owoców. To m.in. USA, państwa europejskie, takie jak: Węgry, Słowacja, Niemcy, Austria czy Chorwacja, oraz azjatyckie, głównie Chiny, Korea Południowa, Singapur i ostatnio Japonia.
- Nasz rozwój w pierwszej fazie oparliśmy o zdobycie rynków w Azji. Dopiero teraz zaczynamy walkę o miejsce na polskim rynku, choć to trudne, bo owoce nie są tu popularne. Dopiero czekają na wypromowanie - podkreśla przedstawicielka Bio Juice, która swoje produkty sprzedaje pod marką Yagoody.
Aroniowy biznes
Aronia to jednak nie tylko ciekawy przykład sukcesu polskiej gospodarki czy fantastycznych wyników eksportu. To, jak się okazuje, także świetny biznes, choć rolnicy narzekają na spadające ceny skupu - w ciągu 3 lat od 2013 do 2016 r. spadły z 1,8 zł do 0,62 zł w skupie.
- Bio Juice to klasyczny przykład firmy rodzinnej. Rodzice Piotra - właściciela - przez 20 lat mieli plantację. Gdy to on przejął stery w przedsiębiorstwie, zaczęliśmy zastanawiać się, co robić z owocami, których w pewnym momencie zrobiło się naprawdę dużo, a nie chcieliśmy sprzedawać wszystkich tak po prostu z niską marżą. Stąd zrealizowaliśmy pomysł, by produkować całą gamę produktów - od soków przez koncentraty po liofilizaty. Niemal wszystko sprzedajemy za granicę - opowiada Karolina Szymańska.
Dodaje, że przed biznesem rozciąga się spore pole do rozwoju. Nie przeszkadzają jej nawet spadające ceny skupu. Wszystko dzięki przestawieniu się na uprawy ekologiczne i samodzielne przetwórstwo.
- W Polsce rośnie rzesza konsumentów, którzy zwracają uwagę na to, co jedzą i dla których cena przestaje mieć kluczowe znaczenie. Do nich właśnie musimy trafić - podkreśla.
O tym, jak bardzo skalowalny jest to biznes niech świadczy fakt, że o zrealizowanym już zakupie plantacji rozmawialiśmy z przedstawicielem środowiska finansistów z jednego z dużych miast w Polsce. - Siadłem przed Excelem, policzyłem wszystko i nie mogłem uwierzyć, że wygląda to aż tak dobrze - powiedział.
- Wszystko zależy jednak od areału upraw i koniecznych nakładów - dodał po chwili. Z jednego hektara tradycyjnych upraw można zebrać około 12-17 ton owoców. W przypadku ekologicznych, to 10-11 ton.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl