Matka chrzestna połowy polskiej sceny youtuberowej, która teraz chce dać zarobić instagramerom. Oto założycielka LifeTube i indaHasha Basia Sołtysińska. Tymczasem jej największym marzeniem jest stworzenie własnego portalu społecznościowego dla... zwierząt.
Kilka ostatnich lat jej życia było tak intensywnych, że już plączą jej się biura, w których pracowała. Nic dziwnego. Firma LifeTube, która powstała w 2013 roku z malutkiego startupu szybko wyrosła na jednego z najważniejszych graczy na polskim rynku reklamy.
- Czym zajmuje się Basia? Ona dopisuje zera do kontraktów reklamowych - mówi nam anonimowo pracownik dużej firmy z branży.
O co chodzi? Jeszcze parę lat temu kanały na YouTube takie jak Abstrachuje, AdBuster czy Matura to Bzdura miały oglądalność równą niektórym programom z TVP czy TVN. Kilkaset tysięcy odtworzeń filmiku? To nie był żaden wynik. Jednocześnie ich twórcy dostawali grosze od firm, które się u nich reklamowały. Kilkaset złotych za oglądalność jak przed Teleexpressem było niemal normą.
I wtedy pojawiła się Sołtysińska. Razem z jednym z twórców Radkiem Kotarskim stwierdzili, że mogą być pośrednikami pomiędzy youtuberami a reklamodawcami. Oczywiście wezmą za to prowizję, ale przy okazji podniosą stawki kilkunasto-, a czasem i kilkudziesięciokrotnie. I tak kontrakt na 500 zł, zamieniał się w taki za 5 tys. zł, a czasem i 25 tys. zł.
- Racja to było dodawanie zer. Czasami, nawet nie jednego - śmieje się dziś Sołtysińska. - Choć zazwyczaj trzeba było na to trochę czasu. To wynikało też z różnych aspektów: zwiększyły się zasięgi, a marki zauważyły rosnącą konsumpcję wideo w sieci. Kluczem było na pewno przedstawienie youtuberów markom, jako tych którzy potrafią przyciągnąć widzów do swoich kanałów - dodaje.
Sołtysińska opowiada, że na starcie część znanych dziś youtuberów przyznawała: "jeśli nie będziemy mieć pieniędzy z reklam, to szukamy pracy na etat, bo dziecka kliknięciami nie wyżywimy". Dziś o zarobkach internetowych twórców krążą już legendy. Najlepsi potrafią zarabiać po nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. A ścisła czołówka niektóre miesiące ma jeszcze lepsze.
Po trzech latach działania LifeTube zrzesza ok. 270 kanałów z 33 mln stałych widzów, którzy miesięcznie oglądają mniej więcej 230 mln filmików. I nie ma praktycznie znanej marki, która by z jej byłą firmą nie współpracowała.
Sołtysińska kilka miesięcy temu przestała być prezesem LifeTube, a kilka tygodni temu sprzedała swoje udziały. Za ile? Tego nie ujawnia. Szacuje się, że firmę fundusz inwestycyjny Altus wycenił na około 10 mln zł. Ona miała w niej mniej więcej 40 proc. udziałów.
O LifeTube Sołtysińska rozmawiać dziś już nie chce. Jak mówi, woli skupić się na budowie swojego nowego biznesu - indaHash. Ten także ma dać zarobić twórcom internetowym, ale tym z Instagrama.
- Idea jest taka, by cały proces współpracy z markami zautomatyzować i umożliwić zarabianie ludziom, którzy może są popularni w mediach społecznościowych, ale nie są gwiazdami rozpoznawalnymi na ulicach - wyjaśnia.
Serwis indaHash zrzeszać ma instagramerów, których śledzi od tysiąca do 10 tys. osób. Dzięki temu już teraz współpracuje z 75 tys. twórców. Jak dokładnie działa? Firma chcąc się zareklamować będzie mogła wybrać czy chce się pojawić na zdjęciach np. Anny Lewandowskiej czy zdecydować się na sto mniej znanych instagramerów, którzy także pozwolą dotrzeć do miliona osób.
Aby to zrobić indaHash stworzył platformę, na której reklamodawca wybiera sobie grupę docelową i proponuje jak ma wyglądać kampania. Następnie indaHash kontaktuje się z poszczególnymi instagramerami i mówi każdemu: dostaniesz tyle pieniędzy, jeśli zrobisz sobie zdjęcie np. z nową czekoladą i wrzucisz to na swój profil.
- Najkrótsze kampanie trwają zaledwie kilka dni. A to wszystko od momentu pojawienia się briefu aż do raportu o skutkach akcji - tłumaczy.
Sołtysińska przyznaje, że jeśli LifeTube skoncentrowany był tylko na Polsce, to indaHash umożliwia już działanie na całym świecie. Firma zaczęła oczywiście od naszego kraju, ale jednocześnie wystartowała w Wielkiej Brytanii i Niemczech. Teraz działa już w RPA. A lada moment ruszy w USA i na kilkunastu rynkach w Europie.
Szefowa indaHash przyznaje, że chce zbudować markę globalną. I to jest jej cel na najbliższe lata. Poza nim ma jednak też inne marzenie. Jako wielka fanka zwierząt chce kiedyś stworzyć swój własny portal. Nie będzie on już łączył internetowych twórców z reklamodawcami, ale zwierzęta ze schronisk z ich nowymi właścicielami. Już nie dla pieniędzy, a dla idei.