Nowe zasady delegowania pracowników do pracy na terenie Unii Europejskiej były solą w oku polskiego rządu. Polska nieskutecznie domagała się stwierdzenia nieważności tych zmian przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę wdrażającą unijną dyrektywę do polskiego prawodawstwa.
Co to w praktyce oznacza? Zacząć należy od tego, kim w ogóle są pracownicy delegowani. To osoby wysłane przez firmę na rynek zagraniczny, zatrudnieni na zasadach obowiązujących w kraju, z którego przyjechali. Innymi słowy, to pracownicy oddelegowani tymczasowo do pracy zagranicznej przez polską firmę albo przez pośrednictwo pracy.
Pracownicy wysłani na takich zasadach z Polski dotychczas rozliczali swoje składki zdrowotne nad Wisłą, a jednocześnie otrzymywali taką płacę minimalną, jaka funkcjonuje na rynku, na którym pracę chcą podjąć.
To sprawia, że zatrudnienie osób z polskim paszportem było bardziej opłacalne dla np. pracodawców francuskich, gdyż ci muszą mniej wyłożyć na ich składki zdrowotne. W Polsce bowiem są one niższe niż we Francji.
Dlatego to właśnie Francja najmocniej zabiegała o zmianę dotychczasowych przepisów. Z hasłem likwidacji tego procederu do wyborów prezydenckich w 2017 roku szedł Emmanuel Macron. Zbudował on koalicję w UE, która ostatecznie uchwaliła nowe zasady delegowania pracowników.
Unijna dyrektywa zakłada, że pracownicy delegowani będą mogli pracować na wcześniej wskazanych zasadach do roku, a w szczególnych przypadkach - do półtora roku. Po upłynięciu tego okresu zatrudniony powinien przejść na zasady zatrudnienia obowiązujące w kraju, w którym świadczy pracę.
Co to oznacza dla pracodawcy? W skrócie: przybędzie kosztów i obowiązków. A w szczegółach wygląda to tak: polski przedsiębiorca, który będzie chciał delegować pracownika do siebie, będzie musiał ponieść koszty podróży, wyżywienia, zakwaterowania dla pracowników znajdujących się daleko od domu z powodów zawodowych. W money.pl informowaliśmy, co się zmieni dla przedsiębiorców.