O skali rozwoju spółki 4Kraft najlepiej świadczą liczby: ich produkty są w 70 krajach na świecie, a 90 proc. przychodów pochodzi spoza Polski. Imperium, budowane głównie na dziecięcych wózkach i fotelikach, tworzy zaledwie 36-letni Leszek Krysieniel.
O przypadkach ekspansji polskich firm i przejmowaniu konkurencji w Zachodniej Europie przez Polaków wciąż pisze się jako o ewenemencie, a nie o czymś normalnym. A tego dokonała właśnie firma, którą kieruje Krysieniel. 4Kraft wchłonęło niemiecką markę Kiddy, która od pół wieku produkuje foteliki dla dzieci z segmentu premium.
Właściciel polskiej firmy o tym osiągnięciu mówi jednak skromnie.
- Nie jesteśmy jedyni. Coraz częściej firmy z Polski, które mocno się rozwijają, szukają takich okazji na Zachodzie. Zrobiły to już na przykład Kross, Romet czy Amica - wylicza właściciel poznańskiej spółki i przyznaje, że był to idealny krok dla ich rozwoju.
Marka Kinderkraft należy do średniej i niższej półki cenowej, natomiast nowy brand - Kiddy to typowa marka dla osób z zasobniejszym portfelem. Polacy dokonali dzięki temu ekspansji geograficznej i uzupełnili gamę produktów.
Leszek Krysieniel przyznaje, że udało się wykorzystać dobrą okazję. - Sytuacja finansowa przejętej spółki była zła. Nie wynikała ona ze słabej oferty produktowej, natomiast faktycznie przez różne błędy zarządcze popadła w problemy finansowe - wyjaśnia przedsiębiorca. Kwota przejęcia niemieckiej firmy jest objęta tajemnicą handlową.
Europa to rodzimy rynek
4Kraft to pierwsza firma z Polski w branży artykułów dla dzieci, która zbliżyła się do rocznych przychodów sięgających niemal 400 mln zł. To pozwala jej wejść do grona przynajmniej średnich graczy na arenie międzynarodowej.
- W Unii Europejskiej sprzedajemy 1,5 miliona produktów rocznie. Średnio rodzi się tu około 5 mln dzieci rocznie, a więc można powiedzieć, że niemal 1/3 maluchów korzysta z naszych produktów - szacuje swobodnie Krysieniel.
Początki
4Kraft zatrudnia obecnie ok. 200 osób – w Polsce, Niemczech i Chinach. Do tego dużo pracy zleca podwykonawcom. Przed dekadą wyglądało to zupełnie inaczej - Leszek Krysieniel zaczynał jako 26-latek jedynie z partnerką i bratem. Zrezygnował z etatu i postanowił rozkręcić własny biznes. Jego plany od początku były sprecyzowane.
- W firmie której pracowałem, miałem dostęp do różnych analiz rynkowych i wydawało mi się, że kategoria akcesoriów dla dzieci ma potencjał biznesowy. Byłem też przekonany, że produkty dostępne na polskim rynku mogłyby być lepsze – głównie od strony wyglądu i projektów. Design był wtedy staroświecki, a ja byłem przekonany, że mógłbym zrobić to lepiej - wspomina szef 4Kraft.
Pieniądze na rozkręcenie biznesu pożyczył od rodziców. Złożył wypowiedzenie i wtedy pojawiła się kolejna szansa. Właściciele firmy, z której odchodził, wyczuli, że jego przedsięwzięcie może być dochodowe. Zaproponowali młodemu przedsiębiorcy, że w zamian za udziały pomogą w finansowym rozwoju firmy.
To pozwoliło na dynamiczny rozwój - w pierwszym roku udało się osiągnąć 6 milionów złotych przychodów. Dalej było tylko lepiej - kolejno 27 mln, 39 mln, 54… do niemal 400 mln złotych obecnie.
Młodzi Polacy nie silili się na garażowe konstruowanie własnych produktów. Od razu postawili na outsourcing. Korzystali ze wzorów od dostawców w Azji. Dopiero z czasem zaczęli inwestować w projektowanie nowych wzorów.
Kryzys
Nie zawsze jednak w 4Kraft było kolorowo. Dynamicznie rozwijająca się firma w 2015 roku złapała zadyszkę. Jedna z marek miała problemy finansowe i banki nie przedłużyły całej spółce finansowania. W ciągu trzech miesięcy trzeba było spłacić 9 z 12 milionów złotych kredytu. Wtedy pomógł obecny wspólnik Leszka Krysieniela - Arkadiusz Kozak.
- Arek miał plan, zaproponował m.in. negocjacje odroczenia terminów płatności i szybkie wyprzedaże zapasów, nawet ze sporą stratą - wspomina Krysieniel. Dzięki temu udało się wygrzebać się z zadłużenia, a nawet na koniec roku zanotować przychody większe niż rok wcześniej.
Wszystko na jedną kartę
Dzięki kryzysowej sytuacji Krysieniel zrozumiał, że nie może rozdrabniać biznesu. W początkowych latach, oprócz akcesoriów dziecięcych, 4Kraft inwestowało także w meble, bagaże, a nawet narzędzia – sprzedawane głównie w internecie i sieciach handlowych. Zdecydowano jednak o wygaszeniu większości marek, by skupić się na Kinderkraft.
- Doszliśmy do wniosku, że nie można być najlepszym we wszystkim, a nie chcemy być średniakiem w wielu rzeczach. Podjęliśmy trudną decyzję, ale już po pierwszym roku odrobiliśmy ten biznes, z którego zrezygnowaliśmy i dziś jesteśmy jedną z najszybciej rozwijających się marek artykułów dziecięcych na świecie - przekonuje Leszek Krysieniel.
Dziś z bratem i żoną są w 4Kraft większościowymi udziałowcami. W 2017 roku do spółki doszedł Arkadiusz Kozak, który pomógł dźwignąć się z kryzysowej sytuacji. Do tego są jeszcze jeden wspólnik i fundusz inwestycyjny z 20-procentowymi udziałami. Pierwszych wspólników nie ma od 2017 roku - młodym przedsiębiorcom udało się dokonać wykupu menedżerskiego.
Konkurencja nie śpi
Sukcesy poznańskiej spółki nie pozostają bez echa wśród światowej konkurencji. Podobno produkty Kinderkraft są przez rywali bardzo skrupulatnie kontrolowane - nawet najmniejsza śrubka.
- Wiemy, że nasze produkty są przez nich sprawdzane, choć na razie nie mieli się do czego przyczepić. Działamy w branży, gdzie kwestie bezpieczeństwa i jakości są kluczowe. Taka wzajemna kontrola może wpłynąć pozytywnie i sprawić, że produkty, których używają dzieci, są bezpieczne - śmieje się Krysieniel.
Pandemia niestraszna
W 2019 roku firma podwoiła wartość eksportu w stosunku do 2018. Znak zapytania pojawił się w 2020, ale w trudnym, pandemicznym roku udało się utrzymać to tempo. Szef 4Kraft uważa, że to dzięki zgranemu, młodemu i kreatywnemu zespołowi.
- Każde zagrożenie jest też zawsze szansą. Kiedy przyszła pandemia, okazało się, że nasz zespół jest dobrze przygotowany – i do pracy zdalnej, i rozwoju w e-commerce. Dynamika naszego biznesu przyśpieszyła jeszcze bardziej niż planowaliśmy – cieszy się Krysieniel.
Spełnić amerykański sen
Polscy liderzy z branży akcesoriów dziecięcych nie zwalniają tempa. W Europie czują się jak w domu, dynamicznie rozwijają się na gigantycznym rynku chińskim i w południowo-wschodniej Azji – m.in. w Tajlandii. Coraz śmielej inwestują w Australii, na Bliskim Wschodzie i niektórych krajach Afryki.
Choć ich ekspansja wygląda imponująco, Leszek Krysieniel ma jednak jeszcze dużo celów do zrealizowania. Plan na najbliższy czas - podbić rynek w Stanach Zjednoczonych. Pierwsze wózki już trafiają za ocean. 4Kraft utworzyło tam spółkę sprzedażową, dzięki której spełnić ma się amerykański sen.
„USA to dla nas naturalny krok, bo to trzeci największy rynek po Europie i Azji” – tłumaczy Poznaniak. Jednak aby nie zapeszać, nie chce mówić o konkretnych celach liczbowych, jakie przed sobą stawia. Zdradza natomiast, że po Stanach Zjednoczonych jest już w jego planach kolejny etap - Ameryka Południowa, czyli ostatni kontynent do pełnej światowej ekspansji.