- Ci, którzy się niepokoją i sprzeciwiają temu tekstowi, absolutnie mają do tego prawo - mówił premier w telewizji publicznej France 2. - Słucham ich opinii i mam to na uwadze. Ale pozwolę sobie zaznaczyć, że Francuzi, gdy głosują, również mają prawo do tego, by traktować ich z szacunkiem. A reforma, którą wdrażamy, była ogłoszona przez prezydenta (Emmanuela Macrona) w czasie wyborów - dodał Philippe.
We wtorek w prawie 200 demonstracjach wzięło udział - według policji - ponad 220 tys. osób. Zdaniem centrali związkowej CGT, która wzywała do protestów, na apel odpowiedziało ok. 400 tys. ludzi.
W opinii związków zawodowych reforma, którą rząd planuje szybko przyjąć za pomocą pięciu dekretów, ograniczy prawa pracowników. CGT zaplanowała kolejne protesty na 21 września, natomiast 23 września manifestację w Paryżu ma zorganizować lewicowy ruch Francja Nieujarzmiona.
Zdaniem rządu reforma ma uelastycznić warunki płacy i pracy zwłaszcza w małych i średnich przedsiębiorstwach, by skłonić właścicieli do zatrudniania nowych pracowników. Między innymi ogranicza odszkodowania za zwolnienia, skraca terminy na złożenie skarg do sądów pracy i dopuszcza negocjowanie warunków zatrudnienia w firmach do 50 pracowników bez udziału związków zawodowych. Sprzeciwiają się temu związkowcy.
Przez dekady kolejne prawicowe i lewicowe francuskie rządy próbowały zreformować prawo pracy, ale pod naciskiem ulicznych protestów łagodziły wprowadzane zmiany. Stąd reformę uważa się za największy dotąd test dla przywództwa - w kraju i na szczeblu europejskim - wybranego w maju prezydenta Macrona, który traci poparcie w sondażach.
Przyjęcie reformy w drodze dekretów, a nie ustaw, ma przyspieszyć całą procedurę i zaoszczędzić rządowi debat parlamentarnych.