Jak pisaliśmy w money.pl, w poniedziałek rano miał ruszyć nabór wniosków po granty dla mikroprzedsiębiorców z Wielkopolski. Operatorem konkursu była Wielkopolska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, a same środki zostały przyznane przez Unię Europejską.
Właściciele firm, którzy przeszli poturbowani przez kryzys wywołany koronawirusem, liczyli na gotówkę, która pomoże utrzymać im się na powierzchni. Jednak niecałą minutę po 9:00, czyli w momencie, gdy nabór wystartował, dostali komunikat, że pieniędzy już nie ma.
Wprawdzie konkurs został rozpisany wedle zasady "kto pierwszy, ten lepszy", jednak wielu przedsiębiorców nie mogło uwierzyć w to, że w ciągu ułamka sekundy, aż tylu osobom udało się sprzątnąć sprzed nosa unijne granty. Historie oburzonych dostaliśmy na platformę #dziejesie.
"Jestem informatykiem, przygotowałem sobie na serwerze skrypt, który miał za zadanie kliknąć link 1 ms po godzinie 9 (oczywiście zegar zsynchronizowany). Serwer połączony z siecią za pomocą łącza światłowodowego (operatorskiego). Równolegle zadziałał skrypt, który kliknął link sekundę wcześniej, czyli o 8:59:59.001. Z logów widzę, że wszystko przebiegło poprawnie. Niestety komunikat, że pula rozdysponowana. Nie wiem, co to za przekręt, ale na 100 proc. coś tu jest nie tak. Sprawa dla prokuratury" – pisał pan Jakub.
Czy jest możliwe, że 100 zł mln rozeszło się w mgnieniu oka dzięki botom? Takie przypuszczenia ma część przedsiębiorców, z którymi rozmawialiśmy.
- Z botami nie da się wygrać. Jeśli pomoc miała być dla osób poszkodowanych, które naprawdę tej pomocy potrzebują, to w tym momencie nie dochowano równości szans. W mojej opinii ten konkurs powinien zostać powtórzony – powiedziała nam właścicielka firmy z Wielkopolski Magdalena Kosakowska.
Oliwy do ognia dolał wpis poznańskiej kancelarii prawnej RPMS, która podała na swojej stronie na Facebooku, że "100 proc. jej klientów, zakwalifikowała się do uzyskania grantu".
Pod postem posypały się komentarze. "Pieniądze miały zostać przeznaczone dla przedsiębiorstw, które poniosły straty w wyniku covid. Idąc dalej - żeby otrzymać pomoc jedyną możliwością było zapłacenie takiej firmie jak Państwa, dopiero wtedy pojawiała się szansa, że pieniądze otrzymamy. Jawny przekręt i nieuczciwe granie" – czytamy.
Inny użytkownik napisał: "Nie ma możliwości byście skutecznie mogli kliknąć w link wysyłający wnioski na równych zasadach z resztą wnioskujących. Będzie nie tylko protest, ale też weryfikacja sposobu w jaki wy państwo zagwarantowaliście swoim klientom sukces".
Po chwili kancelaria zaktualizowała wpis: "Szanowni Państwo, z uwagi na liczne zapytania pragniemy podkreślić i zapewnić, że wsparcie obejmowało wyłącznie wypełnianie wniosków. Ich autoryzacja i ostateczne wysłanie było realizowane indywidualnie przez klientów. Cieszy nas fakt, że wszystkim naszym klientom udało się zmieścić w czasie mimo, że był tak bardzo ograniczony".
To jak było z wypełnianiem wniosków klientów przez kancelarię? Zapytaliśmy o to współwłaściciela firmy, mecenasa Marcina Staniszewskiego.
- Nasi klienci mieli to szczęście, że ich kliknięcie było skuteczne. Problem po prostu leży w warunkach udzielania grantów. Zapewne sam WARP nie zdawał sobie sprawy z tego, że w pierwszej sekundzie wpłynie 50 tys. wniosków. Liczba chętnych była nieproporcjonalna w stosunku to sumy funduszy – tłumaczy radca prawny.
Jak dodaje: - Nasza praca sprowadzała się do wypełnienia wniosków lub wysłania instrukcji dotyczącej wypełnienia wniosków. My nie "klikaliśmy" wniosków. Nie korzystaliśmy też z żadnych narzędzi, które miałyby nas wesprzeć w skuteczniejszym wysłaniu wniosków.
Dodajmy, że po tym, gdy afera wybuchła, instytucje odpowiedziane za rozdysponowanie środków, czyli wspomniany wcześniej WARP, Urząd Marszałkowski oraz Ministerstwo Funduszy, długo (i wymownie) milczały.
We wtorek po południu ruszyła lawina reakcji.
Urząd Marszałkowski zapowiedział wszczęcie postępowania kontrolnego. Jego zadaniem będzie sprawdzenie przebiegu przyjmowania wniosków przez system informatyczny, ze szczególnym zwróceniem uwagi na potencjalny udział narzędzi wspomagających, tzw. botów. Jak dodano, "do czasu wyjaśnienia wątpliwości nie będą dokonywane jakiekolwiek wypłaty środków".
Zareagował wojewoda wielkopolski Łukasz Mikołajczyk, który powiadomił o przesłaniu pism do NIK, Centralnego Biura Antykorupcyjnego i prokuratury ws. możliwości popełnienia przestępstwa.
Paweł Nowak, dyrektora biura komunikacji Ministerstwa Funduszy, powiadomił money.pl, że resort zwróci się do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Warmińsko-Mazurskiego z prośbą o wyjaśnienia dotyczące przeprowadzonego naboru.
Zapisz się na nasz specjalny [ newsletter o koronawirusie ](https://forms.freshmail.io/f/iq49y6ialu/nycti8qg5d/index.html)