W 2019 roku się nie udało, wygląda na to, że będzie drugie podejście w 2020 roku i reforma w 2021.
Jak wynika z informacji money.pl, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wciąż planuje wprowadzenie nowego sposobu obliczania składek dla pracujących na umowach cywilnoprawnych. Mowa tym razem jednak tylko i wyłącznie o umowach zlecenia. To oznacza nowe zasady pracy dla blisko miliona osób.
Powód? Zarabiający na wielu umowach zlecenia mają prostą drogę do omijania składek na ubezpieczenie społeczne.
Zmiana oznacza więcej do zapłacenia co miesiąc na ubezpieczenia społeczne i mniejszą pensję do ręki. Efekt to jednak wyższa emerytura w przyszłości i większe wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych - a na tym oszczędzałby budżet.
Plany reformy potwierdzili w rozmowie z money.pl dwaj przedstawiciele rządu. Mechanizm zmian jest znany od dawna. Kwestią istotną jest moment wejścia w życie reformy. Dziś jest już za późno, by zaczęły obowiązywać od nowego roku.
W tej chwili zasada jest prosta: od umów o dzieło opłaca się jedynie podatek dochodowy, a nie składki na ubezpieczenia społeczne (składki na ZUS). Tych umów jednak nikt zmieniać nie będzie.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej jest za całościowym uporządkowaniem spraw i zakończeniem tematu "śmieciówek". Umów o dzieło nie chce jednak reformować Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, którego szefem jest wicepremier Piotr Gliński. To ukłon np. w stronę artystów, którzy "na dziele" sporo pracują. Inaczej za to wygląda los umów zlecenia.
Zbieg zasad, miszmasz reguł
Dziś zasady dotyczące tej formy zatrudnienia są mocno skomplikowane. Niekiedy występuje tzw. zbieg tytułów do ubezpieczeń. To sprawia, że niektórzy płacą składki od każdego zlecenia, inni od jednego. Składki ZUS na umowie zlecenia nie obejmują natomiast w ogóle studentów przed ukończeniem 26. roku życia i uczniów.
W przypadku pracowania na kilku umowach zlecenia (wyłącznie takich), składki są płatne tylko do osiągnięcia kwoty minimalnej z umów.
Co to oznacza w praktyce? Osoba, która pracuje na pięciu umowach zlecenia na kwotę 2 tys. zł brutto, jest w o wiele lepszej sytuacji niż osoba pracująca w oparciu o jedną umowę o pracę na kwotę 10 tys. zł brutto. "Lepszej" jeśli mówimy o wypłacie "na rękę". "Gorszej", jeśli myślimy w perspektywie emerytury.
Kosztowny porządek
Tak zwany zbieg tytułów do świadczeń ma być uproszczony. Od każdej umowy zlecenie będzie obliczana składka na ubezpieczenia społeczne.
Najłatwiej zmianę pokazać na przykładzie.
Jan w ciągu miesiąca realizuje dwie umowy zlecenia dla różnych firm. W jednej zarabia 2600 zł brutto, czyli pensję minimalną. Od tej umowy musi opłacić składki, więc na rękę dostaje 1965 zł. Na ZUS trafia 254 zł. Druga umowa na identyczną kwotę - ze względu na obowiązujące przepisy - nie jest oskładkowana. Na rękę Jan ma 2 214 zł, czyli ponad 249 zł więcej niż w identycznej (pod względem kwoty) pierwszej umowie.
Po zmianie przepisów - przy pełnym oskładkowaniu umów zlecenia - Jan będzie płacić składkę na ZUS od każdej kolejnej umowy i od pełnej kwoty zarobków.
A warto pamiętać, że oskładkowanie to spora zmiana. Na każdym tysiącu złotych brutto pracownik może mieć albo 755 zł na rękę (płacąc składki ZUS) lub 851 zł (gdy nie płaci). To 96 zł różnicy na każdym zarobionym tysiącu za pomocą umów zlecenia.
Ale nie tylko sam pracownik będzie dotknięty zmianą. Pierwszy zleceniodawca na Jana wydaje 3132 zł. Drugi? Tylko 2600 zł. Różnica to 532 zł. Po zmianach i jeden, i drugi zleceniodawca będę wykładać już tyle samo, a pieniądze powędrują do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.
Skomplikowane? Owszem. Dlatego właśnie nad nowym rozwiązaniem od dawna myśli resort pracy. I nigdy tego nie ukrywał.
Zmiany znalazły się już w planach na 2020 rok. W czasie zostały odłożone przez wybory parlamentarne z 2019 roku.
Temat najpewniej wróciłby już na początku 2020 roku, ale szyki pokrzyżował koronawirus i wywołany przez niego szok gospodarczy.
- Ta zmiana nigdy nie została porzucona, a tylko odłożona w czasie. Nie zawsze był dobry moment na taką reformę, bo jednak część osób będzie trochę kosztowała - słyszymy od przedstawicieli jednego z ministerstw.
- Warto pamiętać, że część zmian rekompensuje wprowadzona już dawno obniżka podatku - dodaje.
Jak wynika z naszych informacji, plany już dawno pojawiłyby się w porządku prac Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, ale są wstrzymane przez ogłoszoną rekonstrukcję. Ewentualna wymiana na stanowisku ministra rodziny znów odwlekłaby prace nad projektem.
- Rekonstrukcja zbiega się z trwającymi analizami wewnętrznymi, które są konieczne do rozstrzygnięcia dwóch kwestii. Po pierwsze to termin wprowadzania zmian. Po drugie to zabezpieczenie systemu przed nagłym wypychaniem wszystkich na umowy o dzieła. Od lat z tym walczymy, a ryzyko takiego zwrotu jest wciąż duże - słyszymy od przedstawiciela rządu.
Związki postulują zmiany
- Ludzie nie lubią płacić składek, bo nie myślą w kategoriach przyszłościowych. Wprowadzenie takich zmian nigdy nie spotyka się z aprobatą, ale to nie oznacza, że nie są potrzebne - komentuje w rozmowie z money.pl Jeremi Mordasewicz, ekonomista i były członek rady nadzorczej ZUS.
- Wprowadzenie takiej zmiany jest sensowne, o ile jednocześnie postaramy się zmniejszyć koszty po stronie pracodawców. Dorzucenie im dodatkowej opłaty na plecy nie jest najlepszym pomysłem. Coś za coś. Wtedy rzeczywiście korzyści popłyną do przyszłych emerytów, a nie do dzisiejszego budżetu - dodaje.
- Nie mam najmniejszych wątpliwości, że to dobry kierunek i długo wyczekiwana reforma. Od lat postulujemy taką zmianę, od lat na nią czekamy. Dziś pracodawca zatrudniający wszystkich na umowach o zlecenie może mieć przewagę nad tym, który oferuje swoim pracownikom umowę o pracę. A to element nieuczciwej konkurencji, z którą trzeba walczyć - mówi money.pl Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ "Solidarność".
- Oskładkowanie umów zlecenia od pełnej kwoty jest naturalnym ruchem. To ruch pokazujący dbałość o interesy pracowników i pracodawców zarazem - dodaje.