Rząd Niemiec chce ograniczyć, w znacznie większym stopniu niż dotychczas zapowiadał, dostęp do niemieckiego rynku usług, by chronić miejsca pracy przed napływem taniej siły roboczej z krajów Europy Środkowej i Wschodniej - poinformował w niedzielę niemiecki dziennik "Tagesspiegel".
Za lepszą ochroną niemieckich firm usługowych przed zagraniczną konkurencją opowiada się 83 proc. Niemców - podał tygodnik "Der Spiegel".
"Tagesspiegel" przypomniał, że kanclerz Gerhard Schroeder przedstawił w miniony wtorek przewodniczącemu Komisji Europejskiej Jose Barroso swoje sugestie dotyczące ochrony sektora budowlanego i służby zdrowia. Jak twierdzi gazeta, powołując się na opinie kilku ministerstw, nowe propozycje ograniczeń wychodzą zdecydowanie poza dotychczasowy zakres. Restrykcje miałyby dotyczyć m.in. infrastruktury i oświaty oraz dziedzin ważnych dla bezpieczeństwa, w tym wszystkich "etycznie wrażliwych" obszarów badań naukowych i mediów.
Komisja Europejska planuje liberalizację europejskiego rynku usług. Projekt dyrektywy w tej sprawie, opracowany przez ówczesnego komisarza Fritsa Bolkesteina , przedstawiony został w styczniu 2004 roku. Dyrektywa umożliwia narodowym firmom świadczenie usług na terenie wszystkich 25 krajów Unii bez administracyjnych ograniczeń. Firmy miałyby działać za granicą według prawa, zasad socjalnych i płacowych obowiązujących w kraju swego pochodzenia.
Francja, Niemcy, Szwecja i kilka innych krajów domagają się zmiany dyrektywy. Ich rządy uważają, że wprowadzenie takich zasad doprowadzi do obniżenie standardów socjalnych. Wejście w życie kontrowersyjnej dyrektywy planowane jest na rok 2007.
Wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego SPD Ludwig Stiegler powiedział dziennikowi "Tagesspiegel", że dyrektywę należy zmienić aby zapobiec grożącemu dumpingowi płacowemu i jakościowemu.
"Der Spiegel" opisał sytuację panującą w niemieckim przemyśle mięsnym. W tej branży doszło do zwolnienia 26 tysięcy niemieckich pracowników, których zastąpiono tanią siłą roboczą z Europy Wschodniej. Jako przykład podano sytuację w ubojni drobiu w Lohne (Dolna Saksonia), gdzie jedną piątą zatrudnionych stanowią Polacy. Ich zarobki - 5 euro za godzinę - są kilkakrotnie niższe od wynagrodzeń niemieckich pracowników.
Jak podał "Tagesspiegel", niemiecki rząd obawia się, że zagraniczne placówki badawcze będą mogły prowadzić w Niemczech badania komórek macierzystych, czego zabrania niemieckie prawo. Obawia się także, że zagraniczne firmy mogłyby - za pomocą sieci kablowej - rozpowszechniać z terenów nadgranicznych programy zabronione w Niemczech. Minister zdrowia Ulla Schmidt domaga się ochrony przed konkurencją dla organizacji charytatywnych opiekujących się osobami niedołężnymi. Natomiast Niemiecka Poczta (Deutsche Post) uważa, że firmy zagraniczne doprowadzą do bankructwa niemieckie firmy kurierskie.
Unijny komisarz do spraw przedsiębiorstw i przemysłu Guenter Verheugen opowiedział się za utrzymaniem unijnej dyrektywy bez zasadniczych zmian. "Dyrektywa dotycząca usług jest w zasadzie słuszna" - powiedział Verheugen w niedzielę w wywiadzie dla rozgłośni radiowej Deutschlandfunk.
Jego zdaniem, w Niemczech uprawiana jest od lat "antyeuropejska propaganda". "Prawda wygląda w rzeczywistości całkiem inaczej. Nie ma drugiego kraju w Europie, który tak bardzo zyskał na integracji europejskiej jak właśnie Niemcy" - ocenił komisarz UE.