Na początku kwietnia szeroko rozumiana branża estetyczna musiała zawiesić działalność. Z powodu epidemii koronawirusa nakazano zamknięcie salonów fryzjerskich, kosmetycznych, tatuażu i piercingu. Kilka tygodni później rząd przedstawił plan odmrażania gospodarki. Salony tatuażu znalazły się dopiero w czwartym etapie.
"Mamy nadzieję, że doszło do niefortunnego nieporozumienia" – napisali przedstawiciele branży we wspólnym apelu, którego treść została opublikowana na Facebooku. Jak wyjaśniono, zaskoczenie wynika z tego, że dotychczas branża tatuatorska była stawiana przez rząd i sanepid na równi z salonami fryzjerskimi i kosmetycznymi.
"Gdyby jednak decyzja o przesunięciu otwarcia salonów tatuażu w terminie późniejszym niż reszta usług zaliczanych dotychczas do jednej grupy i tego samego procesu legislacyjnego była celowa, chcielibyśmy poznać argumenty, które tłumaczyłyby słuszność tego kroku" - podkreślono w apelu.
- Umieszczenie nas w czwartym etapie jest ogromną niesprawiedliwością i w moim odczuciu jest kierowane jedynie uprzedzeniami. W jaki sposób pani kosmetyczka doklejająca innej pani rzęsy 15 cm nad jej twarzą zachowuje więcej bezpieczeństwa niż my tatuujący nogę czy przedramię? – mówi money.pl Dominika "Gaja" Gajewska, tatuatorka z Warszawy.
- Wirus nie jest przekazywany przez krew. Na co dzień używamy środków do dezynfekcji, wszystko jest owijane folią i każdą czynność robimy w rękawiczkach. Uważam, że nie ma bezpieczniejszego miejsca usługowego niż salon tatuażu. No ale cóż, jaki mamy rząd, takie mamy przepisy – dodaje.
Nasza rozmówczyni przyznaje, że branża nie radzi sobie najlepiej. Niektórzy artyści, aby jakoś się utrzymać, rozpoczęli dodatkowe działalności. Wielu wróciło do korzeni, czyli malowania i rysowania. Próbują sprzedawać prace w internecie.
- Wiele studiów i tatuatorów radzi sobie tak, że sprzedają vouchery na tatuaże z długim terminem realizacji. Niektórzy oferują jakieś zniżki przy takim zakupie. Część rozpoczęła prowadzenie listy oczekujących do wyznaczenia terminu i żeby się na niej znaleźć, trzeba wpłacić – opowiada Dominika Gajewska.
Dominika przyznaje, że trudno to nazwać zarobkiem, a raczej próbą przetrwania kryzysu. Zadanie to jest trudne m.in. przez wzgląd na stałe koszty działalności jak czynsze czy wynagrodzenia dla księgowych, menedżerów czy osób do sprzątania.
Tatuaż z dojazdem do domu
Nie brakuje jednak tatuatorów, którzy mimo obostrzeń, kontynuują swoją działalność. W mig zrodziła się szara strefa, a niektórzy oferują swoje usługi z dojazdem do domu. Każdego dnia w serwisach typu OLX pojawiają się takie oferty.
- Obiły mi się o uszy plotki o kilku studiach, w których robi się jakieś pojedyncze "dziarki". Z jednej strony nie pochwalam tego, sama nie pracuję i chciałabym już wrócić do mojej pracy. Ale z drugiej strony, za co mamy żyć, jeśli ludziom brakuje środków, bo nie odłożyli lub nie mieli z czego? – pyta retorycznie tatuatorka.
Jak będzie wyglądała branża po kryzysie? Zdaniem Dominiki dobre studia i tatuatorzy, którzy mieli długie kolejki zapisów, poradzą sobie. Co najwyżej kolejki do ich usług będą nieco krótsze. Większy problem będą mieli mniej popularni artyści lub tacy, którzy dopiero rozpoczęli karierę.
- Jest masa świetnych artystów, którzy z nieznanych mi przyczyn, nie mogą się przebić. Teraz stracą klientów, bo zrobienie tatuażu nie będzie dla nich priorytetem w wydatkach – puentuje Dominika.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl