Znalazł się chętny na Ammono - spółkę polskich naukowców, którzy opracowali podziwianą na świecie technologię, ale od kilku lat borykali się z trudnościami. Nie wszyscy są jednak przekonani, że to rzeczywiście happy end. - Temat został jedynie zamieciony pod dywan – mówi z rozczarowaniem jeden w twórców Ammono.
- Udało się! Instytut Wysokich Ciśnień Polskiej Akademii Nauk ostatniego dnia złożył ofertę w przetargu ogłoszonym przez syndyka i wygrał – odtrąbił Łukasz Świrk, członek Stowarzyszenia Kukiz'15, w mediach społecznościowych. W rozmowie z money.pl dodawał z satysfakcją: Ammono zostało uratowane. Po części to też efekt jego starań. Walkę o Ammono prowadził od ponad roku, angażując w nią kolegów z klubu Kukiz'15.
A było o co walczyć. Ammono to spółka założona przez polskich naukowców w 1999 roku. Technologią, którą opracowali, zachwycał się cały świat. Losy firmy jednak potoczyły się tak, że od kilku lat jest w stanie upadłości likwidacyjnej, a walka o Ammono to walka, by spektakularna praca polskich naukowców nie wylądowała na złomowisku.
Spektakularny sukces i nobliści u drzwi Ammono
Wszystko zaczęło się od naszej publikacji w money.pl w styczniu 2017 r. Pisaliśmy wówczas o historii polskich naukowców, którzy mieli doprowadzić do rewolucji w elektronice, dzięki opracowaniu unikatowej technologii azotku galu. Kryształ, który udało się wyhodować czterem naukowcom wywodzącym się z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego i Wydziału Chemii Politechniki Warszawskiej, był największy i najlepszej jakości na świecie.
Płytki wycinane z tych doskonałych kryształów mogłyby znaleźć zastosowanie jako podłoża w tzw. niebieskim laserze, czyli technologii Blu-ray, LED-ach dużej mocy stosowanych np. w lampach samochodowych, czy konwerterach prądu w autach hybrydowych i elektrycznych. Azotek galu jest znacznie lepszym półprzewodnikiem niż krzem, dlatego wypierając go, mógłby dwukrotnie zwiększyć zasięg elektrycznych aut.
"Mała polska spółka, o której nigdy nie słyszeliście, wyprzedza tytanów techniki w technologii kluczowej dla XXI wieku" – pisał w 2010 r. na łamach prestiżowego magazynu dla elektroników "IEEE Spectrum" brytyjski dziennikarz, a jednocześnie doktor fizyki na uniwersytecie w Cambridge, który polskich naukowców nazywał przyszłymi multimilionerami. Ammono zachwycał się cały świat, ze spółką chcieli współpracować laureaci nagrody Nobla.
Jednak Ammono potrzebowało inwestora strategicznego, żeby swoje przełomowe badania przekuć w sukces rynkowy. Taki nawet się znalazł. Szybko jednak okazało się, że był to początek końca marzeń o wielkim sukcesie.
Powolna śmierć
Z powodu konfliktu z inwestorem – funduszem Glencross Holdings Limited (GHL) - Ammono od kilku lat jest w stanie upadłości likwidacyjnej. Syndyk w ostatnich latach wielokrotnie próbował sprzedać przedsiębiorstwo. Wycenił je na 50 mln zł, choć zdaniem dra Roberta Dwilińskiego, jednego z założycieli Ammono, to i tak za mało. Pierwszy przetarg – cena wywoławcza 45 mln zł. Cisza. Drugi przetarg – 32 mln zł. Też żadnego chętnego. Trzeci – 22,4 mln zł. Nic.
- Za chwilę syndyk sprzeda urządzenia na złom, upłynni nieruchomości, wypłaci pieniądze wierzycielom i na tym się skończy – mówił money.pl dr Dwiliński na początku 2017 r., patrząc jak dzieło jego życia umiera.
W międzyczasie na horyzoncie pojawiła się grupa Azoty, która dzierżawiła przedsiębiorstwo. Technologia Ammono mogła być użyteczna dla chemicznego giganta zależnego od Skarbu Państwa. Azoty miały nawet docelowo kupić Ammono. Ale przyszły wybory, zmieniła się władza, a z nią plany na ratowanie Ammono. Znów nadzieje legły w gruzach i na horyzoncie pojawiło się złomowisko jako jedyny możliwy scenariusz dla tej przełomowej technologii.
Ratunek z Sejmu
"Czy rząd Polski zainteresowany jest podtrzymaniem w polskich rękach technologii produkcji kryształów azotku galu? Czy któryś z podmiotów Skarbu Państwa zamierza zakupić firmę Ammono S.A. wraz z jej technologiami, by zapobiec sprzedaży patentów i sprzętu laboratoryjnego zagranicę?" – zapytali posłowie Kukiz'15 ówczesną premier Beatę Szydło w interpelacji poselskiej w maju 2017 r.
Chcieli walczyć o uratowanie Ammono. Było to kilka dni przed kolejnym, czwartym już przetargiem ogłoszonym przez syndyka z ceną wywoławczą 20 mln zł.
Z przetargu znowu nic nie wyszło. Za to wyszła nie najgorzej presja wywierana na rządzących. Rękawicę na początku czerwca 2017 r. podjęła ówczesna wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz, która odpowiedziała na interpelację posłów Kukiz'15:
"Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Grupę Azoty S.A., technologia proponowana przez Spółkę Ammono jest technologią znaną i rozwijaną od kilkunastu lat. Faktem jest, że w wyniku prac badawczych uzyskuje się materiały o dużej czystości, odpowiednich parametrach krystalograficznych do potencjalnie wielu zastosowań praktycznych. Niestety, są to osiągnięcia na skalę laboratoryjną. Próba komercjalizacji tego rozwiązania prowadzona przez Spółkę Ammono między innymi przy współpracy z potentatem branżowym w tej dziedzinie czy współpraca z inwestorem zagranicznym, zakończyła się niepowodzeniem. Grupa Azoty S.A. interesuje się wykorzystaniem tej technologii do produkcji innych produktów, których produkcja wymaga odpowiedniego poziomu technologicznego pozwalającego na produkcję podłoży o odpowiedniej jakości i wymiarach – w warunkach komercyjnych. Niestety, taki poziom na chwilę obecną nie został osiągnięty i na dzień dzisiejszy nie wiadomo, czy zostanie osiągnięty mimo tego, że w okresie dzierżawy Spółki Ammono
przez Grupę Azoty S.A. próby takie były podejmowane" – wyjaśniała wiceminister Jadwiga Emilewicz.
Wniosek? Ze współpracy Azotów z Ammono nic nie wyszło, bo Ammono nie potrafi jeszcze produkować na szeroką skalę. Rzecz w tym, że Ammono właśnie dlatego wpadło w kłopoty, że szukało pieniędzy na zwiększenie produkcji.
Wojsko ostatnią nadzieją?
Ale to nie koniec. Posłowie Kukiz'15 sugerowali jednocześnie, że potencjalnym nabywcą Ammono mogłaby być któraś ze spółek Polskiej Grupy Zbrojeniowej, dlatego do tablicy został wywołany również MON. Wojsko potrzebuje bowiem układów scalonych dużych mocy opartych właśnie na azotku galu w systemach radarowych obrony powietrznej.
Jak się wówczas dowiedzieliśmy, MON w wyniku tej interpelacji zlecił nawet PGZ sporządzenie analizy, czy przejęcie kontroli nad spółką polskich naukowców miałoby sens i mogłoby pomóc w modernizacji polskiej armii. Wojsko przez chwilę dało nadzieję, ale okazał się ona złudna.
Posłowie jednak nie odpuszczali. Ministerstwo Rozwoju obiecało pieniądze na kolejny okres dzierżawy Ammono od syndyka, żeby zyskać czas na znalezienie inwestora zdolnego wykorzystać potencjał technologii tej spółki. Dzierżawcą w połowie 2017 r. został Instytut Wysokich Ciśnień Polskiej Akademii Nauk. Ratunek? Raczej tylko odwlekanie wyroku na Ammono o sześć miesięcy. Rzeczywiście, inwestor się nie znalazł. Dzierżawę przedłużono o kolejne pół roku, do 30 czerwca 2018 r.
W ostatnich tygodniach znów wokół Ammono zrobiło się gorąco. – Pod koniec kwietnia w siedzibie Ammono została nawet zwołana podkomisja ds. polskiego przemysłu obronnego i modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP sejmowej Komisji Obrony Narodowej – mówił niedawno Łukasz Świrk z Kukiz'15. – Jak nic z tego nie wyjdzie, to koniec, pracownicy zostaną zwolnieni, a majątek wyprzedany albo wyrzucony na złom. To jest ostatnia szansa, bo na kilka dni przed końcem dzierżawy przez Instytut wysokich Ciśnień odbędzie się piąty przetarg ogłoszony przez syndyka – mówił członek Kukiz'15.
Takie "ostatnie szanse" dla Ammono pojawiały się już kilka razy. I nigdy nic z tego nie wynikało. To była naprawdę powolna śmierć.
Tym razem jednak było inaczej. Cena w przetargu to 15 mln zł, 10-krotnie mniej niż w Ammono zainwestowano, licząc nie tylko pieniądze prywatnych inwestorów, ale i państwowe dotacje, w tym z NCBR. Zgłosił się chętny, a nawet dwóch. Jak poinformował money.pl syndyk Wiesław Ostrowski, w przetargu złożono dwie oferty, z czego tylko jedna spełniała kryteria. Przetarg wygrał Instytut Wysokich Ciśnień PAN, czyli dotychczasowy dzierżawca przedsiębiorstwa Ammono.
Wynik przetargu został już zatwierdzony przez sąd, teraz czeka na uprawomocnienie, co stanie się w przyszłym tygodniu.
Czy to rzeczywiście happy end?
- Nam zależało, żeby ta technologia pozostała w polskich rękach, najlepiej w obrębie Skarbu Państwa – mówi Łukasz Świrk. I pozytywnie myśli dziś o przyszłości spółki.
– Teraz trzeba poszukać inwestora strategicznego, bo potrzeba kolejnych 90 mln zł na budowę komercyjnej linii produkcyjnej podłoży z kryształów produkowanych przez Ammono. Kolejnym krokiem byłaby produkcja elektroniki opartej na azotku galu, ale na to potrzeba już miliardów złotych, więc do tego droga daleka – mówi Świrk.
Rzecz w tym, że tego inwestora strategicznego Ammono szukało od lat i do tej pory nie znalazło, najtrudniejsza część planu jest zatem nadal do wykonania.
Dr Dwiliński wcale nie jest optymistą. – Uratowano Ammono przez złomowaniem, ale póki co tylko w sensie naukowym, nie gospodarczym – mówi współtwórca i wieloletni prezes firmy.
– Kiedy Instytut kupi przedsiębiorstwo, stanie się ono jego laboratorium, nasza technologia będzie rozwijana w sensie naukowym, ale nie w sensie komercyjnym, co zresztą dobrze odzwierciedla możliwości naszego ekosystemu. Można w nieskończoność realizować granty naukowo-badawcze bez możliwości przekucia wyników na duże efekty gospodarcze. Być może za jakiś czas Instytut podejmie próby komercjalizacji, ale najprawdopodobniej będzie to dalej bardzo trudne i tego typu przedsięwzięcie trzeba będzie rozwijać za granicą. W Polsce nie ma na to możliwości, środków, narzędzi i po prostu pieniędzy na takie inwestycje – dodaje.
Nie przekonują go dane o zwiększeniu sprzedaży produktów Ammono w czasie, kiedy IWC dzierżawił przedsiębiorstwo.
„Okres dzierżawy pozytywnie wpłynął na rozwój technologii amonotermalnego wzrostu kryształów GaN. Wyniki są dowodem na to, że Instytut jest zdolny nie tylko do prowadzenia badań naukowych i technologicznych, ale również do właściwego i prawidłowego zarządzania spółką handlową” – chwaliła się niedawno jednostka PAN w komunikacie. Ale to za mało.
- Syndyk mówił kilka dni temu, że firma jest zasypana zamówieniami, klienci czekają na produkty Ammono miesiącami – mówi dr Dwiliński. W czym więc problem? – Ammono ma 10 autoklawów, a żeby zwiększyć produkcję, należałoby kupić jeszcze kilkadziesiąt. Potrzeba 60-70 mln zł, żeby rozwinąć produkcję. Kto je wyłoży - instytut? Kto będzie budował fabrykę - naukowcy? – pyta dr Dwiliński i nie specjalnie wierzy, że to się jeszcze kiedykolwiek uda.
- Dopóki w Polsce nie zostaną uruchomione źródła finansowania (zwrotnego) dużych i długoterminowych inwestycji technologicznych – jedyną możliwością będzie współpraca z partnerami zagranicznymi. Tymczasem nawet nie przetłumaczono warunków przetargu na język angielski i żaden z potencjalnych inwestorów strategicznych nie złożył oferty – podkreśla dr Dwiliński.
- Niektórzy mówią, że technologia została uratowana. Ale w mojej opinii temat został jedynie zamieciony pod dywan – mówi naukowiec.
A co z jego milionami, które wróżyli twórcą Ammono kilka lat temu Amerykanie? Przepadły. Twórcy przełomowej technologii, założyciele Ammono od pięciu lat są odsunięci od spółki, ale wciąż mają po 19 proc. akcji. Jednak kiedy syndyk otrzyma za przedsiębiorstwo 15 mln zł, najpierw spłaci wierzycieli, a dla akcjonariuszy spółki nic już nie zostanie.
Nagrodą pocieszenia może być jedynie fakt, że nowy właściciel Ammono wcale nie chce odsuwać od projektu jego twórców. - Dyrektor IWC Pani prof. Izabella Grzegory zadeklarowała na posiedzeniu podkomisji, że Instytut jest otwarty na powrót twórców technologii ammonotermalnej do prac nad krystalizacją azotku galu – zdradza Łukasz Świrk.
Te słowa padły kilka tygodni temu, jeszcze przed wygranym przez IWC przetargiem. Czy dziś sytuacja jest inna? Z władzami Instytutu Wysokich Ciśnień od kilku dni nie udało nam się skontaktować. Otwarte zatem pozostaje również pytanie, skąd Instytut weźmie 15 mln zł na zakup Ammono i jakie ma plany wobec nowego nabytku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl