Ministerstwo Zdrowia od miesięcy powtarza, że przez koronawirusa Polacy muszą przystosować się do zasad DDMA+W (dystans, dezynfekcja, maseczka, aplikacja + wietrzenie). Niektóre firmy dostrzegły szansę i wypuszczają na rynek nowe produkty mające uprościć życie w nowej rzeczywistości.
I tak np. firma Advanced Disinfection Solutions przedstawiła robota autonomicznego, który ma zdezynfekować powierzchnie w firmie. Maszyna ta wykorzystuje lampy UV-C. Ultrafiolet typu C ma właściwości bakterio-, wiruso- i grzybobójcze. Cały proces odbywa się zdalnie. W przypadku wykrycia człowieka robot natychmiast wyłącza lampy.
Ultrafiolet to światło niewidzialne dla człowieka o długości fali od 10 nanometrów do 400 nanometrów. Zakres UV-C (od 100 do 280 nm) promieniowania ultrafioletowego jest wykorzystywany w szpitalach, gdzie instaluje się lampy UV-C. Służą one m.in. do odkażania materiałów i powierzchni.
Pomysłów jest jednak znacznie więcej. Od początku pandemii trwa zamieszanie z edukacją. Dzieci na zmianę przechodzą na edukację zdalną, by następnie wrócić do szkoły. Firma Trasko Automatyka zaproponowała system mierzący temperaturę uczniów, gdy ci wchodzą do szkoły.
Przedsiębiorstwo zapewnia, że o podwyższonej temperaturze dowie się dyrekcja, ale nie koledzy i koleżanki dziecka. Dzięki czemu uniknie ono problemów wśród rówieśników.
Niektórzy też decydują się na przebranżowienie, jak na przykład firma CleverFrame, o której informowaliśmy w kwietniu ubiegłego roku. Kiedy branżę eventową zablokował lockdown, działająca w tym segmencie CleverFrame - jako CoverOne - natychmiast wypuściła na rynek własną przyłbicę, której model opracowała jeszcze w lutym 2020 roku.
Kolejnym pomysłem są antybakteryjne nakładki na klamki, które mają powstrzymywać namnażanie się bakterii. Były one znane już przed pandemią, ale po jej wybuchu producenci obserwują wzmożone zainteresowanie.
Boom wybuchł również na pulsoksymetry po tym, jak minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił, że zostaną one włączone do walki z koronawirusem. Jest to urządzenie, które nakłada się na palec, a pozwala ono mierzyć saturację krwi oraz tętno. Po słowach szefa resortu zdrowia Polacy ruszyli do sklepów, przez co pulsoksymetrów zabrakło m.in. w aptekach.