Prognozowany średnio 10-proc. wzrost płac co roku może doprowadzić do spadku konkurencyjności polskich firm. Najbardziej zagrożone są wyniki przedsiębiorstw z branży budowlanej i handlowej oraz w usługach.
Firmy, którym w związku z presją na podwyżkę płac grozi spadek rentowności, mogą przenieść produkcję za granicę.
W najbliższym czasie najłatwiej będzie negocjować podwyżkę wynagrodzenia w branży budowlanej - twierdzą eksperci rynku pracy.
ZOBACZ TAKŻE: 4 miliardy z budżetu na płacę minimalną
- _ Widzimy, że większość branż zgłasza zapotrzebowanie na nowych pracowników. Dotyczy to zarówno firm budowlanych, logistycznych, instytucji finansowych, ale także firm przemysłowych. Pracownicy są poszukiwani także na potrzeby centrów usług księgowych, informatycznych czy call centre _ - mówi Joanna Kotzian, ekspert z firmy HRK.
- _ Płace rosną najszybciej w branży budowlanej, finansowej i w centrach usługowych. W ubiegłym roku we Wrocławiu płace specjalistów wzrosły o 12 proc. i można oczekiwać, że w tym roku dynamika będzie zbliżona do tego poziomu. Nic nie wskazuje na to, by płace miały przestać rosnąć _ - dodaje.
Potwierdza to Renata Juszkiewicz, dyrektor sieci handlowej Metro Group.
- _ W ostatnim okresie podwyższyliśmy płace pracownikom. Wynika to z sytuacji na rynku pracy, a dla pracowników jest motywacją _ - mówi.
Ale przedstawiciele niektórych firm wciąż mówią o braku presji płacowej.
- _ W naszych zakładach nie było żadnych roszczeń płacowych ze strony pracowników _ - mówi Dorota Liszka, rzecznik firmy Maspex, producenta soków.
Co z rentownością
Najbardziej narażone na wzrost presji płacowej są firmy z branży budowlanej, handlowej i usługowej. To może obniżyć ich rentowność. Oczekiwany przez ekonomistów średnio 10-proc. wzrost płac co roku może w końcu doprowadzić do spadku konkurencyjności polskich przedsiębiorstw, choć na razie rekompensuje im to szybki wzrost obrotów.
ZOBACZ TAKŻE:
Kalkulator płac - _ Jeżeli przyjmiemy, że wzrost PKB w 2008 roku wyniesie 5,5-5,7 proc., to dynamika wydajności pracy sięgnie 3 proc. przy wzroście płac o 9 proc. i zatrudnienia o 2-2,5 proc. To daje wzrost jednostkowych kosztów pracy o 5-6 proc. _ - mówi Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP.
Choć ekonomiści obawiają się konsekwencji szybkiego tempa wzrostu płac, to ostatnie dane GUS są wciąż optymistyczne.
W I połowie 2007 r. w strukturze kosztów firm nie widać wzrostu kosztów pracy. Dzięki szybciej rosnącym przychodom niż kosztom wskaźnik poziomu kosztów obniżył się do 93,5 proc. z 94,4 proc. przed rokiem.
Wynik finansowy firm ze sprzedaży produktów, towarów i materiałów wyniósł 46,7 mld zł i był wyższy o 23,4 proc. niż przed rokiem.
- _ Na razie zdecydowane pogorszenie konkurencyjności firm czy wejście w straty jeszcze nam nie grozi. Łatwiej przyjąć podwyżki płac w sektorze wytwórczym, bo w nim płace stanowią 20 proc. kosztów i większe znaczenie mają tam ceny surowców i materiałów. Ale w usługach to zaczyna być problemem, bo płace to połowa kosztów _- podkreśla Łukasz Tarnawa.
- _ Jeśli obecna tendencja się utrzyma i przez dłuższy czas wydajność będzie rosła wolniej niż płace, to przełoży się to na spadek konkurencyjności przedsiębiorstw _ - dodaje Jacek Męcina, ekspert rynku pracy.
Także ekonomiści z BRE Banku oceniają, że relacja pomiędzy wydajnością i płacami może pogorszyć się w najbliższych kwartałach.
Według ekspertów w tej sytuacji zwycięzcami będą te firmy, którym uda się wraz ze wzrostem wynagrodzeń zwiększyć efektywność swoich pracowników. W innym wypadku podczas dekoniunktury mogą one utracić swoją obecną pozycję.
Odrabianie zaległości
Ekonomiści nie mają wątpliwości: polskie firmy czeka przez najbliższe kilka lat nieustanny, 10-proc. wzrost płac.
- _ Trudno liczyć na wyhamowanie dynamiki płac, bo odrabiamy pewne zaległości. Od 2002 roku płace rosły w tempie 4 proc., a wydajność szybciej _ - podkreśla główny ekonomista PKO BP.
Ale na razie dobre wyniki finansowe przedsiębiorstw powodują, że mogą one sprostać coraz wyższym żądaniom płacowym pracowników bez straty.
- _ Być może efekt wyższych dochodów umożliwi podnoszenie ceny dóbr finalnych, a import nadal będzie ograniczał wzrost cen, choć i tak będą one rosły szybciej niż do tej pory. Podobnie jak ceny usług, usług nie da się importować _- twierdzi Łukasz Tarnawa.