Gra Pokemon Go w zaledwie kilka dni po premierze odniosła niekwestionowany sukces. Pod wieloma względami jest absolutnie bezkonkurencyjna, a co jeszcze ciekawsze, można ją w niecodzienny sposób wykorzystać w celach marketingowych. - Wstępne analizy wskazują, że niektóre restauracje odnotowały wzrost liczby klientów nawet o 75 proc. - mówi *Jakub Rogalski, Community Manager w brand24.pl. Jak zatem zarobić, stając się częścią tego szaleństwa? *
Krzysztof Janoś: Szymon Majewski napisał na Facebooku: „Rano koło lasu złapałem Pidgeya i Squirtle. Przy sklepie miałem walkę z Pikachu, udało się. Wieczorem dołącza do nas teściowa, ona ma mocne baterie”. Satyryk śmieje się z szaleństwa na punkcie tej gry, ale przedsiębiorcy nie powinni tego robić, bo na tej modzie mogą zarobić. Na jakim etapie pokemonowego szaleństwa teraz jesteśmy?
Jakub Rogalski, Community Manager w brand24.pl: Jest to poziom, którego nikt się nie spodziewał. W ciągu tygodnia liczba aktywnych użytkowników była większa od korzystających z Twittera. W pokonanym polu pod względem liczby urządzeń, na których grę zainstalowano, został też najpopularniejszy na świecie program do randkowania Tinder. To naprawdę niespotykane.
Nie ma jeszcze informacji na temat tego, ile użytkownicy wydali na dodatki do gry, ale to będą naprawdę duże pieniądze. Tym bardziej że już rozważa się wprowadzenie opłat za sponsorowanie określonych lokalizacji, tak by znalazły się one na mapie gry. Najbardziej atrakcyjne dla biznesu są Pokestopy, gdzie możemy znaleźć darmowe przedmioty do gry i Pokegymy, gdzie trenujemy swoje pokemony i toczymy walki. Co ciekawe, inwestujący w taki marketing zapłacą tylko w sytuacji, kiedy rzeczywiście któryś z użytkowników Pokemon Go odwiedzi jego lokal czy sklep.
Dlaczego ktoś miałby płacić za to, że jego restauracja będzie oznaczona na mapie gry i stanie się jej elementem?
Bo oznacza to, że w naszej np. restauracji pojawiać się będą ludzie, którzy oprócz przeglądania tego, co dzieje się na telefonie, mogą zdecydować się usiąść na chwilę i coś zamówić. Mamy już jednoznaczny sygnał od jednego z właścicieli kawiarni, który posłużył się doświadczeniem z naszego eksperymentu. Był naprawdę pozytywnie zaskoczony, że zwiększył się ruch i gracze, korzystając z okazji uganiania się za pokemonami w jego okolicy, coś też zamawiają.
Na czym polegał ten wasz eksperyment?
Kiedy tylko zorientowaliśmy się, że w naszej okolicy jest kilka Pokestopów i Pokegymów, kupiliśmy w sklepie aplikacji pięć wabików na pokemony. One działają zaledwie 30 minut każdy, ale w szybkim czasie zaowocowało to pojawieniem się w okolicy, jak i w biurze, sporej liczby pokemonów i ludzi, którzy ich szukali.
Jak drogie są te wabiki?
Za jedną przynętę zapłaciliśmy 100 pokekoinów, a za 500 jednostek tej wirtualnej waluty trzeba zapłacić 5 dolarów. Zatem cała nasza akcja kosztowała nieco ponad 20 zł.
Czytałem, że im więcej tej pokemonowej waluty się kupuje, tym kurs korzystniejszy. W internecie dostępne są już szczegółowe wyliczenia takich niekonwencjonalnych akcji marketingowych. Wabienie pokemonów, a więc i na nich polujących przez 12 godzin, 7 dni w tygodniu kosztuje niecałe 500 złotych. To w pańskiej ocenie duży koszt za zwiększenie ruchu w okolicy, w której prowadzimy np. knajpę?
Zdecydowanie nie. Tym bardziej że wstępne analizy wskazują, że niektóre restauracje odnotowały wzrost liczby klientów nawet o 75 proc. Zatem koszt jest bardzo niski, biorąc pod uwagę potencjalny wzrost obrotów. Tu oczywiście cały czas mówimy o biznesach, których powodzenie w dużej mierze zależy od fizycznej obecności klientów, którzy znajdą się w pobliżu. Na razie ciężko sobie wyobrazić, jak inni np. sprzedający w internecie będą mogli to wykorzystać.
Na pewno telekomy mogą upatrywać tutaj swojej szansy na trafiony marketing. Gra pochłania dużo danych. T-Mobile w USA już zaoferowało swoim klientom darmowy transfer podczas gry.
Kiedy zatem któryś z naszych operatorów zareaguje? Przecież kilku z nich swoją ofertę głównie kieruje do młodych klientów. Teraz chyba warto wykorzystać to szaleństwo?
Zdecydowanie powinni tak zrobić. Nie można bagatelizować danych, które wskazują, że Pokemon Go wyprzedza teraz wszystkie inne aplikacje pod względem czasu spędzanego w jej towarzystwie. Obecnie ta przewaga jest bardzo zdecydowana, zarówno na Androidzie, jak i IOS jest to około 40 minut. Drugi Facebook ma połowę z tego.
A to przypadek, że rozmieszczenie obecnych miejsc ważnych w grze pokrywa się z umiejscowieniem niektórych restauracji, sklepów? Może to jest celowa strategia firmy, by pokazać, jak bardzo cenne może to być dla biznesu?
Moim zdaniem nie stoi za tym jakaś bardzo przemyślana strategia i raczej to przypadek. Te miejsca najczęściej na mapie gry zostały zaznaczone w centrach miast, a tam też jest dużo restauracji i sklepów.
A jak mogą to wykorzystać sklepy albo centra handlowe? W Stanach pojawiły się już promocje dla graczy.
Część centrów handlowych może im zaproponować darmowe Wi-Fi. Oczywiście każdorazowo taką informację trzeba opublikować w mediach społecznościowych. Słyszałem też o specjalnych ofertach, ale dedykowanych np. tylko dla członków jednej z trzech frakcji występujących w grze. To również bardzo ciekawe narzędzie marketingowe. Czytałem również niepotwierdzone jeszcze doniesienia, że Uber będzie adresował swoją ofertę dla graczy, którzy przemierzając ich pojazdami okolicę, szybciej odnajdą poszukiwane pokemony.
Ale kierowca nie będzie znał jakiś sztuczek ani szczególnych miejsc? Chodzić ma po prostu o zachęcenie do wykorzystania samochodu Ubera, by szybciej się poruszać?
Tak. Nie słyszałem, by kierowcy mieli mieć tu jakieś specjalne moce (śmiech).
Czy można przeinwestować w marketing związany z tą grą? Może się przecież okazać, że to krótkotrwałe szaleństwo?
Na razie są to zbyt małe opłaty, by móc przesadzić. Gra z kolei ciągle dynamicznie się rozwija i zwiększa się grono jej użytkowników. Myślę też, że ten szał nam jeszcze trochę potowarzyszy i warto dać się mu ponieść i spróbować. Nawet jeżeli nie da to jakiegoś długotrwałego efektu. Po prostu szkoda byłoby nie dostrzec takiej okazji na uczynienie swojego biznesu bardziej popularnym.
Bazując na tym, co się do tej pory się wydarzyło, myślę, że są to pieniądze, które warto zainwestować dla nawet czystego eksperymentu. Oczywiście należy pamiętać przy tym o mediach społecznościowych. Można nawet informować o pojawieniu się rzadkiego pokemona w naszej okolicy. Idealnie byłoby taki okaz uwiecznić na zdjęciu w pobliżu naszego lokalu czy sklepu. Można również takie informacje rozpowszechniać na sklepowych czy knajpianych witrynach.
Trochę jak w przypadku kolektur, które chwalą się, że tu właśnie ktoś skreślił szóstkę?
Tak. Wieszamy w oknie plakat informujący o tym, że niejednego rzadkiego pokemona już tu znaleziono i gotowe. Warto też do tego dołączyć informacje o specjalnej ofercie dla graczy na któryś z naszych produktów. Ciekawą funkcją jest możliwość robienia zdjęć z gry, na których dokładnie widać, gdzie dany pokemon został złapany. Jeżeli uda nam się to zrobić na tle naszego sklepu czy kawiarni - jest idealnie. Można też nagradzać graczy zniżkami albo kuponami za to, że zrobią takie zdjęcie i opublikują je w mediach społecznościowych.
Przy okazji tego szaleństwa nie powinniśmy jednak zapominać o bezpieczeństwie. Już abstrahując od ludzi, którzy wejdą w słup, logując się w grze za pośrednictwem konta w Google gra otrzymuje do niego pełen dostęp. W tym i do korespondencji na gmailu, a więc do wielu wrażliwych danych. Przedsiębiorcy powinni więc chyba uważać?
Nie jest to pierwsza aplikacja, która instaluje się w ten sposób. Jeśli jednak ktoś jest bardzo ostrożny, może oczywiście zainstalować ją na podstawie adresu mailowego założonego tylko w tym celu. Można również po instalacji z poziomu konta Google ograniczyć te uprawnienia.
Zobacz także: Rekordy bankructw już za nami