- Na założenie biznesu wydałem oszczędności i... pieniądze ze ślubu - przyznaje Michał Słojewski z warszawskiego Undercut Barber Shop. Nie żałuje tej decyzji. Jego ekipa zajmuje się pielęgnacją brody, wąsów i męskich fryzur. Klientów sadza między innymi na fotelu stomatologicznym z jednego z więzień.
Barber Shop to nie tylko inna nazwa dla męskiego zakładu fryzjerskiego. Prowadzący takie firmy przekonują, że są odpowiedzią na salony piękności dla kobiet. Tylko że w całości w męskim wydaniu. Bez kobiet, z zupełnie innym klimatem. I często ze szklanką whisky podczas oczekiwania na obsługę.
Jednym z takich miejsc jest warszawski Undercut Barber Shop. Oferuje m.in. golenie brody, strzyżenie włosów czy pielęgnację wąsów. W skrócie: wszystko, co dotyczy okolic męskiej twarzy.
Firma działa od półtora roku, ale Michał Słojewski - jej założyciel - zajmuje się fryzjerstwem od 10 lat. Z początku strzygł zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Dopiero po pewnym czasie przekwalifikował się i postawił wyłącznie na męskie głowy. Po roku spędzonym na barberingu, bo tak w branży nazywa się ta działalność, postanowił otworzyć własny biznes.
Skąd pieniądze? Na start firmy wykorzystał nie tylko własne oszczędności, ale również... prezenty ślubne.
- Tak się akurat złożyło, że ślub był w okolicach tworzenia pomysłu na firmę - opowiada. Według jego wyliczeń, by rozpocząć podobną działalność potrzeba około 150 tys. zł.
- Głównie jest to kwestia miejsca i liczby stanowisk - wyjaśnia. Im większy lokal, tym więcej pieniędzy trzeba wyłożyć na start działalności.
Wiele też zależy od wyposażenia. Słojewski przyznaje, że nad tym spędził wiele godzin. Wszystkiego szukał sam. Jak przyznaje, najbardziej zadowolony jest z foteli. Klienci są strzyżeni na zabytkowych krzesłach stomatologicznych. Jedno z nich służyło w gabinecie stomatologicznym w warszawskim więzieniu.
- To nowa branża. W tej chwili głównym problemem jest znalezienie odpowiedniego pracownika, który ma i doświadczenie, i umiejętności. Przez pierwsze trzy miesiące pracowałem sam. Później dołączył do mnie kolega, a w tej chwili w firmie pracują cztery osoby - opowiada
W tej chwili w Warszawie jest około 20 barber shopów. Zdaniem Słojewskiego rynek dopiero się otwiera. Kluczem do sukcesu jest oczywiście jakość usług.
W ciągu dnia w salonie pojawia się mniej więcej 30 osób. Słojewski już myśli o rozwoju. Chciałby zatrudnić dwie dodatkowe osoby.