Wtorek to ostatni dzień na to, by złożyć wniosek o korzystanie z nowych zasad "małego ZUS-u". Postanowiliśmy więc wybrać się do jednego z wrocławskich oddziałów Zakładu. Chcieliśmy sprawdzić, jak instytucja przygotowała się na oblężenie właścicieli jednoosobowych działalności gospodarczych.
Wzmożony ruch zauważyliśmy już na pobliskich ulicach. Jak to zwykle na wrocławskich Krzykach bywa znalezienie miejsca parkingowego nie było łatwe. A im bliżej ZUS-u, tym ciaśniej. Ostatecznie się jednak udało.
Zobacz też: Zbliża się termin składania PIT-ów. "Jest obawa przed oddaniem się całkowicie w ręce fiskusa"
Przy wejściu do oddziału wita nas ochroniarz, który nawet nie pyta "w czym może pomóc", tylko od razu rzuca: "mały ZUS?" i drukuje numerek dla petentów. A odpowiedź w zasadzie każdego z nich jest twierdząca. Bo w innych sprawach mało kto się dziś w oddziale pojawia.
Przypadł nam numer A132. Liczba oczekujących osób: 25. To niedużo, bo - jak dowiadujemy się od urzędników - prawdziwy szczyt zainteresowania przypadł na poniedziałek, gdy zakład o tej samej porze odwiedziło nawet 2-3 razy więcej osób. Większość przedsiębiorców nie chciała czekać do ostatniego dnia.
25 osób przed nami, po kilka minut na każdą. Wydawało się, że przynajmniej 2 godziny stracimy na czekanie w rozsianej po całym oddziale kolejce. Jak się później okazało, nasza kolej przyszła po niespełna 30 minutach. 6 lub 7 czynnych stanowisk zrobiło swoje.
Urzędnicy pomocni
Co trzeba wypełnić? Dwa druki, które wskazuje od razu pani w pobliskiej informacji. Udzieli też pomocy w razie wątpliwości, użyczy też długopisu. Wszystko można zrobić oczekująć w kolejce, żeby nie tracić czasu.
- Na urzędników nie można narzekać. Wszyscy przygotowani, potrafią doradzić. Cała procedura idzie sprawnie i nie zajmuje więcej niż kilka minut - chwali pan Piotr, którego zagadnęliśmy przy wyjściu z oddziału.
Na oko tuż po trzydziestce. Prowadzi firmę oferującą tłumaczenia z języka angielskiego, w której jest jedynym pracownikiem. Zaczął niedawno, bo raptem 3,5 roku temu. Ulga na start już się skończyła, a firma na razie nie zarabia zbyt wiele. Dlatego "mały ZUS" to dla niego świetna informacja.
- Według tego, co sobie wyliczyłem w internecie, powinienem zapłacić składki niższe o ponad 400 zł niż do tej pory. Prawie 1300 zł co miesiąc to dla mnie bardzo dużo. Czasem zarobiłem mniej niż musiałem oddać - mówi money.pl. Skąd dowiedział się o nowych przepisach? Okazuje się, że... z money.pl.
- W weekend wpadła mi ta informacja podczas przeglądania internetu, więc postanowiłem się zainteresować. Zapytałem znajomej księgowej i jestem - mówi. - Gdyby nie to, to pewnie bym się o tym nie dowiedział, bo informacji na ten temat było bardzo mało. I ten krótki termin. No ale najważniejsze, że zdążyłem.
"Każdy kij ma dwa końce"
Pani Aleksandra zajmuje się z kolei korektą i redakcją książek, współpracuje z wydawnictwami i instytucjami kultury we Wrocławiu. Interesuje się historią sztuki, samotnie wychowuje dziecko.
- Firmę mam od 2007 roku. Na początku było łatwiej, gdy można było korzystać z ulgi. Później pełna wysokość składek stanowiła spory problem - mówi money.pl. - Niby mamy dzięki temu ubezpieczenie zdrowotne, ale jak przyjdzie co do czego, to i tak do lekarza trzeba iść prywatnie.
Jak podkreśla właścicielka firmy, brakowało jej informacji na temat małego ZUS-u. - Dowiedziałam się od znajomego, później potwierdziłam to jeszcze u księgowego. Ale on sam jeszcze w grudniu nie był pewien, czy nowe przepisy będą obowiązywać - przyznaje pani Aleksandra.
Ile zaoszczędzi? - Rocznie zarabiam około 45 tysięcy złotych, więc prawdopodobnie zapłacę o około 250 zł mniej co miesiąc - szacuje w money.pl.
Jak jednak przyznaje, "każdy kij ma dwa końce". - Niby zapłacę niższe składki, ale przez to dostanę też niższą emeryturę. Więc to broń obosieczna - twierdzi pani Aleksandra. Ale założenia reformy uznaje za zasadne.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl