Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Sebastian Ogórek
Sebastian Ogórek
|

Rafał Brzoska w money.pl: Prawnicy chcieli upadłości całego Integera. Dziś mam 3 tysiące Paczkomatów

0
Podziel się:

- Prawnicy dziesięć razy kładli mi na biurku wniosek o upadłość całej grupy - mówi w pierwszym od ponad roku wywiadzie Rafał Brzoska. Prezes Integera w rozmowie z money.pl przyznaje, że sytuacja jego firmy była tak zła, że sprzedawał maszyny warte pół miliona za 20 tys. zł. Odnosi się też do sprawy Bezpiecznego Listu. Byłym pracownikom tej firmy wypłacił po tysiąc złotych, a chce dać jeszcze więcej. - To jest jedno z przepraszam, które jeszcze nieraz padnie - mówi Brzoska.

Brzoska przyznaje, że wypłacił 600 tys. zł byłym pracownikom spółki Bezpieczny List, a zamierza wydać jeszcze milion złotych.
Brzoska przyznaje, że wypłacił 600 tys. zł byłym pracownikom spółki Bezpieczny List, a zamierza wydać jeszcze milion złotych. (materiały prasowe)

Sebastian Ogórek, money.pl: Wszystko pod kontrolą?

Rafał Brzoska, prezes Integera: Nawiązuje pan do mojego hasła? Nigdy nie jest wszystko pod kontrolą. Ale dziś jest więcej pod kontrolą niż rok temu.

Dzięki funduszowi Advent, który wykupił Integera?

Fundusz jest jednym z kluczowych elementów, który pozwolił ustabilizować sytuację w grupie. Pomógł też przeorganizować proces decyzyjny, strategię, w sposób zbieżny z moim sposobem patrzenia na rozwój firmy. To był kluczowy problem w relacji z inwestorami giełdowymi, którzy w większości patrzyli inaczej na strategię niż patrzy fundusz private equity. Ucieczką do przodu było wycofanie spółki z warszawskiej giełdy i pozyskanie zagranicznego inwestora.

Jednocześnie ma dużo więcej udziałów niż pan. To jak jest z tą kontrolą?

Jak wchodziłem na giełdę, miałem 60 proc. udziałów. Potem liczba akcji spadła do 30 proc. Wyznaję zasadę, że lepiej mieć mniejszy kawałek w większym torcie niż 100 procent w niczym. Najważniejsze było przetrwanie firmy, spłata wierzycieli, spłata obligatariuszy, spłata banków, zachowanie jak największej liczby miejsc pracy, ocalenie Paczkomatów i tego, co cały zespół zrobił przez ostatnie kilka lat.

Teraz jesteśmy firmą, która przy półmiliardowych przychodach rośnie wolumenowo 50 proc. rok do roku. To wyjątek w skali Europy, jeśli nie świata. Tu nie ma efektu niskiej bazy. To ile mam udziałów, ma drugorzędne znaczenie.

Przyspiesza pan? Będą duże inwestycje w kolejne rynki?

Polska jest obecnie dla nas najważniejsza. Chcemy skoncentrować się na jeszcze dwóch rynkach: Wielkiej Brytanii i Włoszech. Z pozostałych się wycofujemy albo już się wycofaliśmy. Nie oznacza to, że tam nie wrócimy. Pierwotne założenie, iż każdy rynek jest gotowy na absorbcję naszego pomysłu od razu tu i teraz, było błędne. Mam na tyle odwagi cywilnej by powiedzieć: tak, pomyliłem się.

Bał się pan bardziej rok temu czy kiedy zaczynał z 20 tys. zł?

Ja się boję cały czas. To jest najgorsze. Żyję w ciągłym strachu od 1999 roku, kiedy zaczynałem działalność. Najbardziej bałem się mniej więcej półtora roku temu, gdy prawnicy dziesięć razy kładli mi na biurku wniosek o upadłość całej grupy. Ludzie wokół mnie bali się znacznie bardziej niż ja. Zostali ci, którzy byli przekonani, że możemy ocalić firmę.

Ponad rok czasu z dyrektorem finansowym i szefem działu prawnego szukaliśmy inwestora. Wierzyliśmy, że się uda, bo mamy wspaniały produkt, super team i osiągnięcia. Nasza wina była mocno ograniczona. W wielu obszarach to decyzje polityczne decydowały o tym, jak potoczą się losy firmy.

Niepodpisywanie kontraktu na obsługę Centrum Usług Wspólnych.

Tak, to był początek problemów.

Bezpłatne wejściówki na Impact'18 - * *wystarczy się zarejestrować

Zobacz także: Obejrzyj: Rafał Brzoska o coacherach: Nie wierzę w nich

Powiedział pan, że musiał spłacić wszystkich wierzycieli, obligatariuszy, wszystkie banki. A pracowników?

Jeżeli pan pyta, o pracowników spółek, które nie były w momencie transakcji częścią grupy...

Pytam o tych, których pan sprzedał razem z Bezpiecznym Listem. Pół Polski żyło tymi wydarzeniami.

Staliśmy wtedy na krawędzi bankructwa. Mieliśmy dwa wyjścia: albo złożyć wniosek o upadłość całej grupy, albo uratować maksimum biznesu, które jest do uratowania: zachować miejsca pracy, poszukać inwestorów do zbycia części aktywów. Taki był scenariusz działań naprawczych.

W ten sposób ratowaliście Integera? Sprzedając spółkę-córkę za 10 tysięcy złotych?

Sprzedawaliśmy maszyny sortownicze za 20 tysięcy, choć ich wartość wynosiła pół miliona. Walczyliśmy o jakąkolwiek gotówkę.

Sprzedaż 1,5 tysiąca pracowników za 10 tysięcy złotych nie była po to, by zarobić.

Staraliśmy się zabezpieczyć los spółek zależnych, m.in. Bezpiecznego Listu. Ona została powołana do obsługi kontraktu Centrum Usług Wspólnych. Pomimo oficjalnego potwierdzenia wyników przetargu i wygranej InPost, CUW nie podpisał umowy i nie mogliśmy rozpocząć świadczenia usług.

CUW czynił to pomimo 14 orzeczeń sądowych potwierdzających prawidłowość oferty InPost i nakazujących CUW wykonanie zobowiązań . W całej sprawie nie było ani jednego niekorzystnego dla InPostu orzeczenia. To decyzje polityczne wymusiły sprzedaż spółki Bezpieczny List. Dzisiaj zrobiłbym to jednak inaczej. Dziś ogłosiłbym upadłość tej spółki w grupie.

Dlaczego?

Bo efekt końcowy byłby ten sam. Ludzie i tak straciliby pracę. A nie byłoby tej całej otoczki, że specjalnie ktoś coś sprzedaje. Prawo upadłościowe przyznaje prawo do upadłości w ramach grupy. Przykład Almy pokazuje, że firmy upadały, a pracownicy otrzymywali pieniądze z funduszu gwarantowanych świadczeń.

Nie licząc tych na fakturze.

Nie było takich pracowników w spółce Bezpieczny List. Ten kontrakt zakładał, że pracownicy muszą być pracownikami spółki, która finalnie będzie wykonywać ten projekt. Według kodeksu pracownikami są pracownicy na umowach o pracę i zlecenie. Otrzymali swoje zaległe wynagrodzenie. Niestety z opóźnieniem, bo był to scenariusz z trudnymi decyzjami. To nie jest tak, że my o tej sytuacji zapomnieliśmy. Ja się nadal źle czuję z tą decyzją. Powtórzę: dziś ogłosiłbym upadłość tej spółki w ramach grupy.

Pracownicy szybciej dostaliby pieniądze.

Oczywiście. My mieliśmy jednak obietnicę inwestora, który powiedział, że weźmie spółkę, poszuka ludziom pracy. Wiadomo, że Poczta Polska szukała pracowników. Poprzez rzecznika zapowiadała wprost, że chce przejąć listonoszy spółki Bezpieczny List i jakąś część przejęła. Gdy zaczęliśmy wychodzić na prostą, jedną z pierwszych decyzji było powołanie Fundacji InPost, by w sposób ciągły pomagać pracownikom m.in. Bezpiecznego Listu.

Wypłaciliście im po 1000 zł.

Był to bezzwrotny grant edukacyjny. Szykujemy już kolejny program na koniec tego roku.

Z raportu Państwowej Inspekcji Pracy wynikało, że pracownicy stracili dwa miliony złotych.

Wypłaciliśmy ponad 600 tysięcy na początku tego roku. To jeden z największych takich programów w kraju. Pieniądze otrzymali wszyscy pracownicy, którzy się zgłosili do programu i dopełnili minimalnych formalności. Z kolejnego programu przeznaczymy prawie 1 mln złotych. Programy Fundacji nadal będą kierowane do obecnych i byłych pracowników.

Po co Rafał Brzoska, ten kapitalista, ta twarz kapitalizmu w Polsce, ten nowy Balcerowicz robi coś takiego?

To nie jest pytanie do mnie.

Pan te pieniądze wypłaca.

To będzie nieobiektywne. Trudno jest mówić o sobie. Bardzo wielu obserwatorów nie zauważa, że Grupę Integer.pl uratowali managerowie i pracownicy tej firmy i ja jako część tego zespołu. Najprościej było ogłosić upadłość.

Nikt nie chce zauważyć, jak wiele tych elementów było niezależne od nas, były nawet bezprawne. 14 wyroków sądowych nakazujących podpisanie kontraktów na obsługę Centrum Usług Wspólnych. Tymczasem konieczność utrzymywania stałej gotowości do realizacji kontraktu z CUW kosztowała firmę 25 mln zł.

Taka strata plus dumping cenowy na rynku listów zwykłych wywołały lawinę zdarzeń wokół InPostu, Integera, zdjęcie spółki z giełdy, konieczność poszukiwania inwestora, sprawę Bezpiecznego Listu itd. Uratowaliśmy miejsca pracy – na starcie mieliśmy cztery tysiące pracowników, dzisiaj to już 7 tysięcy. Firma nadal się rozwija, przetrwała i będzie dalej zatrudniać. Nie zamiatamy problemów pod dywan. Ten program pomocowy powstał ze zwykłej przyzwoitości, ja i managerowie czujemy się w pewien sposób odpowiedzialni za te trudne decyzje.

Czy to jest przepraszam Rafała Brzoski?

To jest jedno z przepraszam, które jeszcze nieraz padnie.

Jak pan mówi o tych ryzykach i strachu, to czego dzisiaj pan się boi? Jest inwestor, jest spółka, jest dynamicznie rosnący rynek, jest stabilność z tego co pan mówi?

Boję się zdarzeń, których nie mogę kontrolować. Lekcje z 20 lat biznesu uczuliły mnie na tysiące ryzyk. Natomiast cały czas będąc uczestnikiem gry rynkowej wiem, że są elementy, na które kompletnie nie mamy wpływu. Boję się, że znów zaliczymy jakieś perturbacje.

Takim ryzykiem jest rynek pracownika? I to przy wojnie cenowej, która doprowadziła do upadłości Delta Kurier czy strajku przed świętami kurierów DHL.

To się już kończy. Trend tanich przesyłek się odwraca. Byliśmy pierwszą firmą, która ograniczyła rabaty. Dobrze liczymy koszty. Przeszliśmy od rynku listów, do rynku paczek. Teraz wszyscy nas naśladują. Bycie prekursorem, tym numerem jeden, za którym peleton podąża jest fajne, ale to właśnie jest wyciąganie lekcji z przeszłości. My nie będziemy uprawiać walki cenowej na rynku. Będziemy walczyć jakością, efektywnością. Wszystkie raporty e-commercowe pokazują, kto jest liderem. My chcemy tę koszulkę utrzymać. Ale tak jak powiedziałem. Boję się czegoś, nad czym nie mam kontroli.

To mój ulubiony temat. To pierwszy wywiad od półtora roku jaki udzielam, więc jeszcze nie miałem szansy powiedzieć swojego zdania na ten temat. My mamy sto paczkomatów pod Biedronkami. Taki jest mój komentarz do tego. My robimy swoje.

No to Biedronka was wystawiła inwestując w duńskie maszyny.

Biedronka chce uatrakcyjniać swoje sklepy z różnymi partnerami. Na przykład dlatego ma kilka firm od bankomatów. Testuje różne rozwiązania. Paczkomaty InPostu sprawdziły się. Myślę, że przy Biedronkach będzie ich więcej niże te sto, które obecnie mamy.

I dlatego podpisuje kontrakt z inną firmą?

My mamy rozwiązanie outdoorowe i uważamy, że jest ono najlepsze jeśli chodzi o funkcjonalność. Biedronka stwierdziła, że przetestuje rozwiązanie indoorowe. Jest takim samym uczestnikiem tej gry jak my. Nie obrażamy się. Nas konkurencja dopinguje.

Ile macie na teraz paczkomatów?

Osiągnęliśmy poziom 3 tysięcy paczkomatów.

Czyli więcej niż Biedronek.

Będzie jeszcze więcej. Mamy strategię zatwierdzoną na kilka najbliższych lat.

5 tysięcy w kilka lat?

Mam na swoim biurku trzy scenariusze. Mniej i bardziej optymistyczne. Ta najbardziej pozytywna wersja zakłada znacznie więcej niż mamy obecnie.

Idziecie teraz w małe miasta?

Zdecydowanie. Wczoraj na Helu, dzisiaj w Sobkowie, Szepietowie, Cewicach. W ostatnich dniach postawiliśmy paczkomaty w 36 miejscowościach, z czego dotychczas znałem trzy.

Gdzie leży Sobkowo?

Ja też nie miałem wcześniej pojęcia. Muszę się uczyć na nowo mapy. Mam głębokie przekonanie, że polski e-commerce będzie najbardziej rósł i budził się właśnie w takich miejscowościach. Infrastrukturalnie one są mocno niedoinwestowane.

W takich lokalizacjach Paczkomaty wręcz zachęcają do zakupu przez internet. W małych miejscowościach to jest takie małe święto lokalnych władz. Wójt czy burmistrz chwalą się, że stawiamy u nich nasze urządzenie. My budujemy w tej chwili infrastrukturę w tej Polsce o mniejszej gęstości zaludnienia. Ale są to miejscowości o olbrzymim, moim zdaniem niesłusznie niedocenianym, potencjale.

Jak Biedronka was według mojej opinii jednak wystawiła, to jest jeszcze jeden sklep, który dynamicznie rośnie w tej Polsce właśnie nawet gminnej - Dino. Czy z nimi też rozmawiacie?

Pyta mnie pan o kwestie związane ze strategią handlową. Dzisiaj się do tego nie odniosę.

A z Orlenem jak pan żyje?

Z Orlenem nigdy nie mieliśmy żadnych relacji. Jestem po dziesięciu latach uprawiania biznesu na styku z państwem. Wiem, że im dalej tym lepiej. Lubię Orlen, tankuję tam.

Ale rozumiem, że to jedyna relacja, która może pana z Orlenem łączyć?

Tak. Tankowanie. Zakupów w niedzielę też nie robię.

To jest ważna informacja. A paczkomaty mogłyby służyć do obejścia zakazu handlu?

Nie, absolutnie nie. Gdy tylko powstały pierwsze plany zakazu handlu w niedzielę, my jako pierwsi wiedzieliśmy, że naturalną furtką by go obejść, jest stawanie się agencją pocztową. Jesteśmy przecież operatorem pocztowym.

Teoretycznie moglibyśmy sprzedawać licencję do bycia agencją pocztową InPostu, ale ostatnie lata nauczyły mnie, że nie chcę mieć nic wspólnego z tym, co jest na styku polityki i biznesu. Mając tak silnego partnera, jakim jest amerykański fundusz, mamy inne priorytety. Inaczej prowadzimy biznes, mamy trochę inną kulturę.

Fundusz zawsze przychodzi na pewien okres. Zazwyczaj trzy, cztery lata. Potem sprzedaje firmę. Nie boi się pan, że straci Paczkomaty?

Ja ze swojego biznesu miałem wychodzić już z dziesięć razy. Pierwszą ofertę na sprzedaż Integera miałem w 2001 roku, kiedy kończyłem studia. To była kwota 10 mln euro. Nie skorzystałem. Nie prowadzę firmy rodzinnej. Mogę w każdej chwili spakować swoje rzeczy z biurka i powierzyć kierowanie firmą komuś, kto poprowadzi tę firmę do większego sukcesu. Bo to leży w moim interesie jako akcjonariusza nadal.

Czy jest opcja, że pan odzyska władzę całkowitą?

Co to znaczy władzę całkowitą?

51 proc. lub akcje uprzywilejowane?

W ogóle o tym nie myślę.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)