Francja, Niemcy, Włochy i Hiszpania stworzyły wyjątkową koalicję. W efekcie jej działań Google, Facebook czy Amazon mają płacić większe podatki w Europie. W grze potężne sumy, bo wg. ostrożnych szacunków wszystkie kraje UE tracą 70 mld euro rocznie. Pytanie tylko, czy tym razem się uda? - W tej grupie nie ma Wielkiej Brytanii, a to tam właśnie powstać może kolejny fiskalny raj na naszym kontynencie - ocenia Daria Żebrowska-Fresenbet, z Instytut Globalnej Odpowiedzialności.
Zjednoczona Europa od lat nie radzi sobie ze wspólnym problemem unikania opodatkowania przez największe globalne - w tym i amerykańskie - korporacje. Rzecz nie jest prosta, nie tylko ze względu na zawiłości prawne, ale też brak jednomyślności.
Nawet wtedy, kiedy wszystkie państwa na kontynencie oficjalnie zdają się w tej sprawie wypowiadać jednym głosem, to potem dość szybko okazuje się, że ważniejsze są partykularne interesy. One sprawiają, że w Luksemburgu albo Irlandii największe korporacje mogą płacić niższe podatki.
- Francuzi bardzo mocno dociskają w tej sprawie, nie pierwszy już raz. Problem jednak zawsze pojawia się w ostatniej fazie, kiedy z deklaracji przechodzi się do realizacji. Dowodem na to jest np. Luksemburg, gdzie z oficjalnych 23 proc. podatku można też płacić 1 proc. ze względu na duże możliwości optymalizacyjne - mówi Daria Żebrowska-Fresenbet, koordynatorka projektu IGO „Sprawiedliwość podatkowa”.
Podatki od przychodów, a nie od zysków
Żeby do takich sytuacji w zjednoczonej Europie już nie dochodziło, Francja wraz z Niemcami, Włochami i Hiszpanią stworzyły, jak pisaliśmy w money.pl, nieformalną grupę nacisku na KE. Ministrowie finansów z tych czterech krajów we wspólnym liście apelują do KE o zmiany zasad opodatkowania wielkich firm.
W największym skrócie chodzi o to, żeby wszystkie firmy, w tym i te największe, płaciły podatki na podstawie przychodów a nie zysków. Ta inicjatywa ma pozwolić skończyć z wieloletnim procederem unikania opodatkowania przez wielkie międzynarodowe firmy, takie jak Google czy Facebook, które obecnie całą swoją europejską działalność rozliczają w Irlandii.
"Nie możemy dłużej akceptować sytuacji, gdy te firmy prowadzą biznes w Europie, płacąc minimalne podatki do kas naszych państw" - napisali Bruno Le Maire, Wolfgang Schaeuble, Pier-Carlo Padoan oraz Luis de Guindos w liście zaadresowanym do estońskiej prezydencji UE, z kopią do Komisji Europejskiej.
Podobnie jak we wcześniejszych inicjatywach tego typu, o czym wspomina też Żebrowska-Fresenbet, za pomysłem stoją Francuzi. Paryż już nie raz pokazywał, że nie ma zamiaru poddawać się w starciu z największymi graczami na globalnym rynku.
Niestety, w tej walce ciągle brakuje sukcesów, a porażek jest bez liku. W lipcu 1017 r. Francja przegrała spór sądowy z Google. Paryski sąd administracyjny odrzucił wniosek tamtejszego fiskusa o nałożenie na giganta internetowego 1,1 mld euro podatku za lata 2005-2010.
Sędziowie rację przyznali prawnikom koncernu, którzy argumentowali, że Google nie posiada we Francji stałej siedziby i nie zawiera w tym kraju żadnych umów. Na poziomie możliwości wpływania na kraje członkowskie sama KE też nie pokazała dotąd skuteczności.
Jak pisaliśmy w money.pl, w sierpniu minister finansów Irlandii Paschal Donohoe odrzucił żądanie Komisji Europejskiej dotyczące ściągnięcia od firmy Apple 13 mld euro zaległych podatków.
Donohoe oświadczył po prostu, że nie jest to sprawą Dublina, bo Irlandia "nie jest globalnym poborcą podatkowym". Jak zatem ostatecznie miałoby wyglądać rozwiązanie prawne, które zmusiłoby globalne firmy do płacenia większych podatków?
Minimalny podatek dla firm w UE?
- Ten list może popchnąć do przodu prace nad ustaleniem wspólnej bazy podatkowej w UE. To rozwiązanie określiłoby minimalny poziom stawki podatkowej we wszystkich krajach członkowskich - mówi Daria Żebrowska-Fresenbet.
Taki zapis zakończyłby wreszcie niezdrową konkurencję poszczególnych państw, które kuszą firmy proponując jak najniższe stawki CIT. Tak dzieje się np. w Irlandii (12,5 proc.) czy na Węgrzech, gdzie obniżono ten podatek do 9 proc.
O wspólnym stanowisku Francji, Niemiec, Włoch i Hiszpanii pozostałe kraje będą debatować podczas szczytu w Tallinie 15 i 16 września. Jakie będzie polskie stanowisko? Zapytaliśmy o to nasze Ministerstwo Finansów. Wiele wskazuje na to, że powinniśmy tu iść ramię w ramię z sygnatariuszami tego listu.
Polsko-niemiecka koalicja miała tu nawet przewodzić. To Warszawa, o czym pisaliśmy w money.pl, miała dać nowy impuls Europie, która cały czas przegrywa z wielkimi korporacjami. Tak przynajmniej na początku roku zapewniał wicepremier Morawiecki po spotkaniu z niemieckim ministrem finansów Wolfgangiem Schaeublem na szczycie G20.
Niestety do czasu opublikowania tego artykułu nie dostaliśmy od MF żadnej odpowiedzi. Nie wiemy zatem czy Polska będzie wspierać Niemcy i Francję i co z naszą przewodnią rolą w tej trudnej walce z globalnymi korporacjami.
- Szumne zapowiedzi ministra Morawieckiego, słowa o ścisłej współpracy z Niemcami i wspólnym przywództwie w tym zakresie w Unii rzeczywiście robiły wrażenie. Pamiętajmy jednak, że Polska nie jest europejskim championem. Nie jest też wiadome, na ile tamta inicjatywa nie zyskała rozgłosu ze względu na to, że politycznie znaleźliśmy się na obrzeżach UE - mówi ekspertka IGO.
Daria Żebrowska-Fresenbet zapewnia również, że gdzieś tam w kuluarach, między polskimi a niemieckimi urzędnikami, taka współpraca rzeczywiście ma miejsce. Zastanawiające jest jednak, dlaczego nasz rząd się tym nie chwali i o efektach współpracy nie informuje.
- Czasami nie chcą o tym mówić, bo w niektórych sprawach chodzi o mechanizmy uniemożliwiające pranie brudnych pieniędzy. Jednak nie zawsze ta współpraca dotyczy tak wrażliwych kwestii i zastanawia mnie, skąd to milczenie na ten temat - mówi Żebrowska-Fresenbet.
Marny trud. Wszystko przez Brexit
Polska rola w tej nowej europejskiej inicjatywie nie jest jeszcze znana, ale łatwo się domyślić, jaka może być ta odgrywana przez Londyn już po Brexicie. W ocenie Darii Żebrowskiej-Fresenbet to najsłabszy element porozumienia czterech najsilniejszych krajów w UE. Brakuje tu piątego gracza, który niestety UE opuszcza.
- W tej grupie nie ma Wielkiej Brytanii, a to tam właśnie powstać może kolejny fiskalny raj na naszym kontynencie - ocenia ekspertka z Instytut Globalnej Odpowiedzialności. Jak dodaje, i bez tej - tak znaczącej dla wspólnoty zmiany - pozostaje jeszcze wiele innych przeszkód, które od lat trudno pokonać.
W poszczególnych państwach UE istnieją ulgi i zwolnienia, które nie figurują w oficjalnych zestawieniach i danych statystycznych. Dobrym przykładem jest tradycyjnie sprzyjająca przedsiębiorcom Szwajcaria. Na poziomie krajowym stawki podatkowe są tam bardzo wysokie, ale w niektórych kantonach można liczyć na znaczące ulgi. Oczywiście im firma większa i bardziej znacząca, tym więcej może ugrać na tym lokalnym poziomie porozumienia.