- Reformę Otwartych Funduszy Emerytalnych należy dokończyć - zapowiedział premier Mateusz Morawiecki na ostatnim spotkaniu z dziennikarzami. Terminów i szczegółów jednak nie podał. OFE, w których wciąż jest 15 milionów rachunków Polaków, miało zniknąć 1 czerwca. Miało, ale nie zniknęło.
W funduszach emerytalnych jest za to ponad 130 mld zł. Średnio każdy z uczestników ma tam nieco mniej niż 10 tys. zł na koncie. I to właśnie wspomniane środki, pomniejszone o podatek, miały wrócić do Polaków. Stąd premier przez długie miesiące powtarzał, że "to oddanie pieniędzy, przywrócenie własności". Na razie jednak Polacy muszą czekać.
Reformy OFE nie sposób odnaleźć ani w nowelizacji budżetu na 2020 rok, ani w projekcie budżetu na 2021 rok. Jak informował wiceminister finansów Waldemar Skuza, zmian resort po prostu nie uwzględnił. Reformy nie ma po stronie przychodów budżetowych, a powinna być tam widoczna.
Reforma jednak nie przepadła. Cytując premiera: 10 tys. zł wróci do Polaków. Jednak reforma, zanim gospodarka stanie na nogi, jest po prostu mniej opłacalna.
Warto pamiętać, że średnia 10 tys. zł w OFE to tylko statystyka. Więcej środków mają tam zwykle mężczyźni (w wieku 46-50 lat mają nawet 15 tys. zł), a mniej kobiety (powyżej 51. roku życia mają około 8 tys. zł). Co trzeci Polak w OFE ma więcej niż 10 tys. zł, co drugi jednak nie więcej niż 5 tys. zł. To może nieco tonować optymizm.
Aktywa OFE jeszcze kilka miesięcy temu były warte o 20 mld zł więcej. Koronawirus wywrócił giełdę do góry nogami, a co za tym idzie - również wartość akcji posiadanych przez OFE.
- Nie mam wątpliwości, że reforma Otwartych Funduszy Emerytalnych będzie przeprowadzona. Plany w tym względzie się nie zmieniły, choć przez epidemię koronawirusa musiały zostać nieco odłożone w czasie - mówi money.pl Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. Dodaje, że w tej sprawie wszystko zależy od decyzji rządu.
I jak przypomina, ustawa po przegłosowaniu przez Sejm trafiła do Senatu, a tam… została odrzucona. Stało się to w marcu tego roku. I cały proces się zatrzymał, bo Sejm podczas epidemii do sprawy już nie wrócił. Ustawa jest za to już do wyrzucenia, bo opiera się na terminach, które dawno minęły. Całą ścieżkę legislacyjną trzeba powtórzyć.
Zatem Sejm zdominowany przez posłów Zjednoczonej Prawicy znów będzie musiał o nią walczyć z Senatem opanowanym przez opozycję.
Jak wynika z informacji money.pl, nowy "stary projekt" wróci w ciągu najbliższych kilku tygodni. Najprawdopodobniej już po długo zapowiadanej przez rząd Zjednoczonej Prawicy rekonstrukcji gabinetu Mateusza Morawieckiego. W tej chwili za projekt odpowiedzialne jest Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej, którym kieruje Małgorzata Jarosińska-Jedynak.
A to oznacza, że przyszłoroczny budżet wzbogaci się o blisko 20 miliardów złotych.
Dlaczego? Środki przekazywane na OFE były odliczane od dochodu do opodatkowania, więc przy ich planowanym "uwolnieniu" państwo ma zamiar ten podatek ściągnąć. Nie będzie to na szczęście ani 17 proc., ani tym bardziej 32 proc., ale 15 procent.
Co to oznacza dla Polaków? Gdy zebrali 10 tys. zł, to ich zwrot na IKE wyniesie 8,5 tys. zł. 1500 zł powędruje na konto budżetu. Gdy zebrali 5 tys. zł w OFE, zwrot na IKE wyniesie 4250 zł. Do budżetu powędruje 750 zł.
Przy drugim podejściu do likwidacji OFE stawka nie ma się zmienić. Gdyby rząd skusił się na dodatkowe 3 punkty procentowe w tym podatku, to zyskałby kilka miliardów złotych. Jak wynika z szacunków money.pl, mogłoby to być nawet 4 mld zł. Warto pamiętać, że emerytury również są opodatkowane. Opłata przekształceniowa jest nieco niższa niż stawka podatku, ale zapewnia wpływy do budżetu już w momencie przekształcenia OFE. A nie za kilkadziesiąt lat, gdy dzisiejsi uczestnicy systemu przejdą na emeryturę.
Ministerstwo Funduszy i Rozwoju Regionalnego, które pilotuje projekt, na razie się nie wypowiada. W resorcie można usłyszeć za to, że "premier Mateusz Morawiecki dał sygnał i to potwierdza, że reforma będzie kontynuowana". Jedyna kluczowa kwestia do ustalenia to terminy.
Jak słyszymy od osób związanych z reformą, "pośpiechu nie będzie". Powód? Otwarte Fundusze Emerytalne zderzyły się z koronawirusem. I z tego zderzenia wcale nie wychodzą zwycięsko. Jeszcze pod koniec roku aktywa zgromadzone w OFE warte były ponad 150 mld zł. Dziś to ledwie 130 mld zł, czyli o ponad 15 proc. mniej. Im mniej warte są aktywa, tym mniej środków "wróci" do Polaków. Jednocześnie mniej pieniędzy trafi do budżetu państwa w formie tzw. opłaty przekształceniowej.
W szczytowym momencie epidemii aktywa Otwartych Funduszy Emerytalnych były warte 115 mld zł. W takim układzie z obiecywanych 10 tys. zł dla każdego uczestnika, zostałoby już tylko 7,5 tys. zł do zwrotu (po opodatkowaniu byłoby to 6,3 tys. zł). Giełda jednak odbiła.
Informacje o projekcie pojawiły się też w wykazie prac Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Termin pojawienia się ustawy ostatecznie likwidującej OFE to III kwartał tego roku. Jeżeli rząd Mateusza Morawieckiego chciałby dotrzymać tego terminu, to nowy projekt powinien pojawić się do końca września. To jednak wyjątkowo optymistyczny termin.
Jak będzie wyglądać reforma? Uczestnicy dotychczasowych OFE mieli stanąć przed wyborem: albo oszczędzanie na Indywidualnym Koncie Emerytalnym (IKE) lub przeniesienie środków na konto w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych.
Choć wybór jest ograniczony, to różnice są znaczne. Opcją domyślną będzie przejście z OFE na IKE. Ma się to stać bez wniosków, bez deklaracji, bez dodatkowego wysiłku. Pieniądze przekazane do IKE będą podlegały dziedziczeniu. W przeciwieństwie do tych, które trafią do ZUS. W przypadku śmierci zgromadzona przez 40 lub więcej lat składka emerytalna przepada w całości.
Co z tymi pieniędzmi, które będą leżały na IKE? Dalej będą inwestowane przez te same firmy, które działały w OFE. Tuż przed emeryturą będziemy mogli sami nimi dysponować. Albo wypłacić całą gotówkę w wieku 60 lat, albo zostawić ją na "jesień życia". I co miesiąc sobie z niej pobierać dodatek do emerytury z ZUS.
Wybierając ZUS, uniknie się opłaty przekształceniowej, ale środki nie będą dziedziczone. Emerytury są jednak i tak opodatkowane, więc zysku nie będzie.
Warto pamiętać, że dziś ze składki na ubezpieczenie emerytalne - pobieranej z pensji - w wysokości 19,52 proc. zaledwie 2,92 proc. trafia do OFE. I to jedynie w przypadku tych osób, które złożyły oświadczenia o przekazywaniu składek do Otwartych Funduszy Emerytalnych. Siłą rzeczy liczba odkładających w OFE maleje z roku na rok.