Emil Stołecki skończył reżyserię dźwięku na wydziale akustyki UAM. Trafił tam za sprawą pasji muzycznej. Emil jest basistą. W trakcie próby z jednym ze swoich zespołów zaczął używać zwykłych słuchawek, zamiast odsłuchu z pieców gitarowych. To był punkt zwrotny.
- Komfort, czytelność brzmienia i doświadczenie były znakomite. Poszperałem w internecie i okazało się, że rozwiązanie w postaci idealnie dopasowanych słuchawek to na Zachodzie standard od kilku lat. Wśród polskich muzyków ten temat zaczynał dopiero raczkować – tłumaczy Stołecki.
I tak basista stał się przedsiębiorcą. Stołecki zdecydował, że zamiast kupować, sam zaprojektuje i wykona słuchawki. Do współpracy zaprosił ekspertkę - Karolinę Roman, która miała doświadczenie w wykonywaniu obudów aparatów słuchowych.
W 2012 dwuosobowy zespół wygrał konkurs "Pierwszy Krok We Własny Biznes", organizowany przez Poznański Park Naukowo-Technologiczny. Powoli duet zapaleńców zaczął przekształcać się w firmę.
Pierwsze gotowe konstrukcje powstawały ponad rok, pochłonęły setki godzin pracy i pieniądze, które Stołecki dostał ze sprzedaży dwóch gitar basowych.
- Wiele rzeczy robiliśmy metodą gospodarczą. Stronę internetową i projekty opakowań zrobiłem sam, zdjęcia produktowe robili nam znajomi – podkreśla.
Działalność od początku rozwijała się organicznie, a zamówienia pojawiały się od czasu do czasu. Kolejne dwa lata były czasem pracy u podstaw. Stołecki przyznaje, że czekał, aż rodzimy rynek dojrzeje do tego, aby sięgać po profesjonalne i nietanie rozwiązania.
- Przez niemal cały ten czas pracowałem na etacie projektanta akustyki wnętrz. Dopiero gdy zdobyliśmy pewną popularność w rodzimej branży i weszliśmy na rynki zagraniczne, strona biznesowa zaczęła się spinać. Mogłem zacząć traktować Lime Ears jako moje pełnoetatowe zadanie – tłumaczy twórca firmy.
Lime Ears sprzedaje kosmicznie wyglądające słuchawki, których ceny wahają się od 1800 do 5200 złotych. Za bardziej złożone opcje wykończeniowe użytkownicy chętnie dopłacają, a realizacja takich pomysłów to koszt dodatkowy na poziomie od 100 do 400 złotych.
Produkty przypadły do gustu takim artystom, jak Dawid Podsiadło, Organek czy Krzysztof Zalewski. Także muzycy death-metalowego Decapitated korzystają ze słuchawek od Lime Ears. Klientami Emila Stołeckiego są też zagraniczne zespoły: Paradise Lost, Katatonia czy Pinneapple Thief. A szczególnym powodem do dumy może być fakt, że z polskim projektem na scenę wychodzi wirtuoz gitary basowej Les Claypool.
- Z muzykami od samego początku rozmawiamy. Dowiadujemy się, czego potrzebują i dajemy możliwość przetestowania oferowanych przez nas rozwiązań. Zespoły miały możliwość doświadczenia przed zakupem naszej jakości dzięki egzemplarzom demonstracyjnym. To nie były zakupy "w ciemno". Okazało się, że nasze słuchawki doskonale zaspokajają ich potrzeby – tłumaczy Stołecki.
Coraz częściej wśród klientów Lime Ears są osoby grające dla przyjemności czy tworzące zespoły z przyjaciółmi. Chcą zwiększać komfort ćwiczeń, prób czy koncertów, więc decydują się na zakup. Nie bez znaczenia jest też fakt, że dobrze dopasowane słuchawki pozwalają zachować słuch w dobrej formie.
- Nasze słuchawki stworzone są w wieloprzetwornikowej technologii. Oznacza to, że pojedyncza słuchawka mieści w sobie kilka współpracujących ze sobą miniaturowych głośniczków. To wysokiej jakości system stereo, który można schować do kieszeni – komentuje nasz rozmówca.
Lime Ears rozwija się teraz dzięki funduszom europejskim, pozyskanym na stworzenie nowej linii innowacyjnych słuchawek, która ma powstać w tym roku. A co będzie melodią przyszłości?
- Eksplorujemy kilka pomysłów z wykorzystaniem nowych technologii takich jak VR, AR i dedykowany im dźwięk przestrzenny. Kolejne duże kroki biznesowe dzieją się równolegle, ale o nich będę mógł opowiedzieć już niedługo – puentuje pomysłodawca Lime Ears.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl