W czwartek, pierwszego dnia strajku, ponad 100 pracowników protestowało w siedzibie firmy. W piątek rano nie zostali wpuszczeni do budynku, gdyż - jak tłumaczył Kubicki - firma wróciła do normalnej pracy i nie może dopuścić, żeby "30 osób postawiło na głowie firmę, w której pracuje 3 tys. osób".
Z kolei w sobotę, pikietujący przed siedzibą związkowcy, poinformowali na Twitterze, że zabroniono im korzystać z toalet. - Będzie wojna o sedes - napisał Związek Zawodowy Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT.
Szybko odpowiedział im rzecznik prasowy spółki Adrian Kubicki, również na Twitterze. - Jest ogrzewanie, prąd i pełne warunki sanitarne. Proszę skończyć z teatrem szkalującym dobre imię LOT-u - napisał.
Głównym punktem sporu między związkami zawodowymi działającymi w LOT a władzami spółki jest wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. LOT wówczas stanął na krawędzi bankructwa i musiał przeprowadzić restrukturyzację.
Zobacz też: Prezes LOT ostro o związkowcach. Strajku się nie boi
Spółka otrzymała pomoc publiczną, którą notyfikowała Komisja Europejska. Stare zasady dotyczące wynagrodzeń zostały zastąpione nowymi, ramowymi - zdaniem związków - mniej korzystnymi dla pracowników.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl