Zagrożeniem dla każdej firmy jest bezkrytyczny i nabożny stosunek podwładnych do kierownictwa. Uważajmy na szefów z syndromem kapitanozy - przestrzega "Puls Biznesu".
Psycholodzy społeczni nazywają kapitanozą "bezkrytyczne słuchanie poleceń osób, które uważa się za autorytet" - wyjaśnia dziennik.
Określenie ma związek z katastrofą lotniczą, do której doszło 13 stycznia 1982 r. Załoga Boeinga 737 nie odważyła się podważyć złych decyzji kapitana, mimo że zdawała sobie sprawę z tego, iż były błędne. "Maszyna tuż po starcie uderzyła w most i runęła do rzeki. Zginęło 78 osób" - przypomina gazeta.
- Wszystko, co w biznesie najlepsze: innowacje, wysokiej jakości obsługa, produkty budzące zachwyt rynku, bierze się z odwagi. Jeśli w zespole zabraknie atmosfery, która sprzyja wyrażaniu swoich opinii, otoczymy się przeciętnością. Wtedy o Stevie Jobsie będziemy mogli tylko czytać - powiedział dziennikowi Julia Izmałkowa, dyrektor firmy badawczej "Izmałkowa".
- Menedżer musi pokazać, że umie ze spokojem przyjmować krytykę. Dzięki temu pracownicy staną się bardziej otwarci, twórczy, gotowi do przyjęcia na siebie odpowiedzialności - twierdzi z kolei Magdalena Olechnowicz z firmy Bendson Szkolenia.
"Stawianie na wyjątkowe jednostki, które mają buntowniczą naturę i entuzjazm", a nie są jedynie mierne i bierne, "to żadna fanaberia, tylko konieczność. Bez nich przedsiębiorca może zapomnieć o swojej ambicji podbijania świata" - podsumowuje "Puls Biznesu".