Rząd, Sejm i Senatw nieco ponad miesiąc zatwierdziły wprowadzenie w Polsce nowego podatku. I to wbrew ostrzeżeniom dwóch kluczowych dla biznesu resortów – przedsiębiorczości i technologii oraz inwestycji i rozwoju. Ministrowie przekonywali, że nowa danina może negatywnie odbić się m.in. na wpływach podatkowych.
"Sama danina solidarnościowa w wysokości 4 proc. dochodów przekraczających poziom 1 mln zł będzie stanowiła dodatkowe obciążenie dla przedsiębiorców oraz przedsiębiorstw. Może ona prowadzić do działań optymalizacyjnych w zakresie lokalizacji wysokopłatnych miejsc pracy w ramach dozwolonych praktyk unijnych" – ostrzegało w swojej opinii MPiT. Jak się okazuje, to jedynie wierzchołek góry lodowej.
Ustawa o daninie solidarnościowej bowiem likwiduje obecny system podatkowy i wprowadza nowe stawki dla biznesu. Jak wyliczają eksperci Grant Thornton, podatek liniowy z 19 rośnie do 23 proc., a najwyższa 32-procentowa stawka progresywnego sięga 36 proc.
Zanim jednak ci "najbogatsi", do których kieszeni chcą sięgnąć politycy, łykną walerianę, warto, by spojrzeli na konstrukcję daniny solidarnościowej. Zakłada bowiem ona, że nie każdy zarabiający ponad 1 mln zł rocznie będzie ją płacił. Opodatkowaniu daniną nie podlegają bowiem spółki: z ograniczoną odpowiedzialnością, akcyjne oraz komandytowo-akcyjne. Autorzy ustawy stwierdzili także, że nie będą jej pobierać od dywidend, odsetek i odpłatnego zbycia nieruchomości.
Zapłacą za to wszyscy najlepiej zarabiający, którzy dochody uzyskają choćby z kontraktu menedżerskiego oraz jednoosobowej działalności gospodarczej - również w wypadkach spółek osobowych (np. jawnej czy komandytowej).
Tak skonstruowane przepisy zachęcają wręcz do zmiany formy prowadzenia działalności, by w ten sposób zmniejszyć swoje zobowiązanie podatkowe o 40 tys. zł od każdego miliona zarobionego powyżej limitu.
Dorzucenie tych pieniędzy do już dziś oddawanego państwu podatku dochodowego (przy założeniu opodatkowania 19 proc. liniowego PIT) powoduje, że stawka podatku staje się bardzo powoli, ale jednak progresywna. Jak wyliczyli eksperci Grant Thorntona, przy 2 mln zł dochodu rocznie wynosi 21 proc., przy 4 mln już 22 proc., a przy 10 mln 22,6 proc.
Istnieje jeden sposób, który pozwoli zachować 19-procentową stawkę podatku od prowadzonej działalności. Wystarczy, żeby wspólnicy spółki kapitałowej (może być także jeden - red.) byli osobami fizycznymi, a wypłaty na ich rzecz stanowiły choćby zwrot pożyczek czy wynagrodzenie z tytułu powołania do zarządu. Wówczas wszystkie pieniądze do kwoty 85 tys. zł rocznie będą objęte 19 proc. stawką podatku i będą stanowić koszt dla spółki.
Dla porównania prowadzenie spółki kapitałowej i wypłata całości zysku w formie dywidendy powoduje znany od dawna problem podwójnego opodatkowania. Efektywna stopa podatkowa sięga w tym wypadku 34,39 proc.
Istnieje także nieco bardziej korzystna opcja – skorzystania z rządowej obniżki CIT, ale to zarezerwowane jest dla firm, których obroty nie przekroczą 1,2 mln euro. Zapewne część kadry menedżerskiej może załapać się do tego progu. W takiej sytuacji 9 proc. CIT od dochodu i 19 proc. podatku od wypłaconej dywidendy. Efektywna stopa oprocentowania wyniesie 26,29 proc.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl