Dla jednej z największych agencji eventowych w kraju - Powerevents - świat zatrzymał się 5 marca. Wtedy odwołano termin realizacji pierwszej imprezy w maju. Potem już jak kostki domina powywracały się kolejne wydarzenia, a maj i czerwiec to najgorętsze miesiące w tej branży.
Branży, której roczną wartość szacuje się na 3 mld zł, gdzie pracę ma ponad 30 tys. ludzi. Blisko 100 proc. tych firm to przedstawiciele sektora małych i średnich przedsiębiorstwa z polskim kapitałem.
Na czas kryzysu Powerevents stworzyła własną tarczę. Za każde 5 tys. zł zaliczki na przyszły event, odejmuje 1 proc. z prowizji. Firma realizuje imprezy z budżetami od 50 tys. zł, a nierzadko przekraczają one 100 tys. zł
Zobacz także: "Rząd pstryczkiem wyłączył gospodarkę". Najbogatszy poseł o branży hotelarskiej
- Cała sytuacja panująca w kraju nie daje jednoznacznej odpowiedzi, co się i kiedy wydarzy. Klienci pytają o naszą tarczę, ale na razie widzimy, że każdy czeka na rozwój sytuacji. Po majówce wracamy już normalnie do biura i liczymy, że cała gospodarka również ruszy - mówi money.pl Paweł Haberka, właściciel i założyciel Powerevents.
"Nic znaczącego do końca roku"
Jak ocenia, najwcześniej we wrześniu mogą odbyć się imprezy plenerowe i pikniki rodzinne. Możliwe jednak, że typowe imprezy integracyjne ruszą już w czasie wakacji. - Z pewnością będą to wydarzenia dla mniejszych grup. Prawdziwy rozruch zauważymy pod koniec roku. Gorzej wygląda sytuacja w kwestii imprez otwartych, festiwali, targów, koncertów. Tutaj możliwe, że w tym roku nie odbędzie się nic znaczącego - mówi Haberka.
Powerevents na razie utrzymuje zatrudnienie, ale z końcem maja firma będzie już wiedzieć, czy i ewentualnie ile osób musi pożegnać. - Na dziś w agencjach można spodziewać się do 50 proc. redukcji etatów - szacuje właściciel Powerevents. Widzi też zagrożenie dotyczące podwykonawców. W jego ocenie, wielu freelancerów i specjalistów np. techników będzie szukać pracy w innych sektorach i jeżeli ją znajdą, to już nie wrócą do eventów.
Pytanie zatem, kto pozostanie w branży, jakie usługi będą dostępne - jest otwarte. Powerevents przewiduje spadek obrotów na poziomie 30-40 proc., a ogólnie, dla całej branży - nawet ponad 50 proc. Ofera rządowej pomocy jest dla niej zbyt ogólna.
- Dobrym krokiem jest zwolnienie z opłat na ZUS. Dla takiej agencji jak nasza wsparcie w postaci 5 tys. zł daje niemal nic. My nie do końca musimy dostać konkretne zapomogi, wsparcie finansowe, potrzebujemy zawieszenia kosztów lub ich odroczenia, z resztą sobie poradzimy - mówi Haberka.
Jak dodaje, pomogłyby kredyty obrotowe bez oprocentowania z opcją części ich umorzenia. Haberka zatrudnia 12 osób na umowę o pracę, ale przynosi dochody setkom podwykonawców. Organizuje ponad 60 imprez rocznie, obroty przekraczają 6 mln zł rocznie.
"Rynek nie istnieje"
- Nie ma możliwości realizacji eventów w wyobrażalnej przyszłości. Żadna firma więc nie podejmie rozmów na temat kontraktów. Rynek eventów obecnie nie istnieje - mówi Piotr Pasek, wiceprezes Work Group. On również przewiduje, że dopiero we wrześniu coś może drgnąć w biznesie. Trzeba jednak liczyć się z tym, że może to być też wiosna 2021 r. Dlatego firma szuka na siebie nowych pomysłów.
- Ponieważ dysponujemy profesjonalnym sprzętem do realizacji TV, staramy się rozwijać tę cześć działalności firmy. Sprzęt daje nam również możliwości produkcji szkoleń, tutoriali zamieszczanych w internecie. Możemy też przenieść realizację dużych konferencji do sieci - mówi Pasek.
To może być jednak za mało, by przetrwać. - Nie ma kompleksowego programu pomocy dla naszego sektora. Możemy oczywiście skorzystać z programów tarczy antykryzysowej, ale na jak długo to wystarczy? - pyta retorycznie Pasek.
Jak ocenia, wiele firm z branży nie będzie miało możliwości wystawienia żadnej faktury przez pół roku, dlatego starty będą niewyobrażalne. - Nasz rynek wyjdzie z tej sytuacji w ruinie. Oczekujemy przedstawienia mapy drogowej dotyczącej odmrażania turystyki, kultury i sztuki - apeluje Pasek.
Eventy online. To też możliwe
W nowych warunkach próbuje też działać September Events. Straciła ponad 25 pewnych realizacji eventowych, więc rozwija inne działania marketinowe, a eventy próbuje przenieść do sieci. - Nie pozostawiliśmy eventów całkowicie, wyszliśmy naprzeciw oczekiwaniom naszych klientów, organizując je w formule online. Są to szkolenia, prezentacje produktów, ale również spotkania z kluczowymi klientami - mówi właściciel firmy Jakub Fajfrowski.
Jego zdaniem eventów, jakie pamiętamy, w tym roku już nie będzie. - Nie jest to wyłącznie kwestia obostrzeń. Pewnie niedługo i tak będzie można stopniowo organizować grupowe spotkania. Największym problemem jest ograniczone zaufanie społeczne - mówi Fajfrowski.
- Jak mówi Werner Zepf, chińskie słowo "kryzys" składa się z dwóch znaków. Pierwszy oznacza "niebezpieczeństwo", a drugi "szansę". Tak więc my staramy się wykorzystać wspomnianą "szansę" i pracujemy jeszcze więcej niż dotychczas - dodaje Fajfrowski.
Gruba decha
Nowej szansy szuka też Piotr Nakielski, właściciel Raptor Tech. Przed pandemią zapewniał oświetlenie, nagłośnienie, sceny i scenografię dla kilkunastu imprez miesięcznie. - Nasz nowy projekt nazwaliśmy "Gruba decha". Wykorzystujemy nasze doświadczenie sceniczne i budujemy drewniane altany, garaże, tarasy, a nawet toalety na budowy. Dopiero z tym wystartowaliśmy, ale już mamy zmówienia - mówi Nakielski.
Jak ocenia, eventy wrócą dopiero w przyszłym roku. Wszystkie jego realizacje, nawet te wstępnie przeniesione na wrzesień i październik, zostały anulowane. - Wrzesień nie jest realnym scenariuszem. Wszyscy pozostajemy w zawieszeniu i totalnej niepewności, dlatego coś musimy robić - podsumowuje Piotr Nakielski.
Pytaliśmy w Kancelarii Premiera, resortach rozwoju oraz zdrowia o plany i propozycje związane z branża eventową (tzw. MICE), jednak do czasu opublikowania tego tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie