Rząd chwali się, że przygotował bardzo szczodrą pomoc na walkę ze skutkami spowolnienia gospodarczego. Szacuje się, że koszt tzw. tarczy antykryzysowej wyniesie 212 mld zł. Sęk w tym, że pomoc ta nie zostanie rozłożona równomiernie. Najmniej, bo ok. 30 mld zł, trafi do sektora MŚP.
Ta pomoc ma polegać dokładnie na zwolnieniu ze składek ZUS czy pożyczkach w wysokości 5 tys. zł. To działania skierowane do najmniejszych, czyli mikroprzedsiębiorców i samozatrudnionych. Tzw. mali i średni – a jest ich łącznie w Polsce ok. 70 tys. (dane PARP z 2018 roku) – na pomoc się nie łapią.
Jednym z takich przedsiębiorców jest Zbigniew Kargul z Wrocławia. Mężczyzna prowadzi firmę konserwującą sprzęty sklepowe, jak wózki czy kosze. Pan Zbigniew przyznaje, że w tym momencie firma utrzymuje się dzięki oszczędnościom i pojedynczym zleceniom. Na pomoc od państwa przedsiębiorca nie liczy.
- To wszystko jest zagmatwane. Jedno mówią, a potem okazuje się, że w tej całej ustawie jest coś innego. Z tymi dopłatami do pracowników jest tyle papierów do wypełnienia i przedstawienia w urzędach, że nie jest to warte zachodu – skarży się Zbigniew Kargul.
- Inny znajomi przedsiębiorcy, którzy prowadzą mniejsze firmy, też wcale nie palą się do składania wniosków do ZUS o zawieszenie składek. Wszystko przez biurokrację – dodaje.
Przedsiębiorstwa, które zatrudniają od 9 do 250 osób, mogą liczyć w razie przestoju na subwencje płacowe. I właściwie na tym pomoc się kończy. Co więcej, okazuje się, że wypłaty mogą się opóźnić, a to dlatego, że są one uzależnione od wysokości przeciętnego wynagrodzenia w pierwszym kwartale, a jego wysokość poznamy najwcześniej w maju. Oznacza to, że miliony firm, które nie mają przychodów, a mają stałe koszty, znalazły się pod ścianą.
- Ustawodawca, przygotowując tarczę antykryzysową, zapomniał o średnich i dużych przedsiębiorcach. Zwolnienie ze składek na ubezpieczenia społeczne tylko samozatrudnionych i mikroprzedsiębiorców nie jest wystarczającym rozwiązaniem. Wszyscy pracodawcy powinni otrzymać możliwość zwolnienia ze składek na analogicznych zasadach – komentuje dla money.pl ekspert Instytutu Emerytalnego Oskar Sobolewski.
- Ponadto pracodawcy powinni otrzymać również możliwość zawieszania finansowania PPK, a nie tylko możliwość późniejszego wdrożenia programu. W tym momencie należy pomagać przedsiębiorcom przetrwać w sytuacji kryzysowej poprzez zwolnienie z dodatkowych obciążeń zarówno ubezpieczeń społecznych, jak i PPK – dodaje.
Ekspert wymienia też, że składki na ubezpieczenia społeczne powinny zostać sfinansowane z FUS. Z kolei odroczenie składek na FUS może nie być dobre dla pracodawcy, ponieważ po trzech miesiącach może on wpaść w spiralę długów.
Ostrożniejszy w ocenach rządowego projektu jest Piotr Arak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, który zwraca uwagę na rozwiązania kredytowe, które mogą poprawić płynność przedsiębiorstw.
- Chodzi o działania w ramach w BGK, ARP i PFR. To są instytucje, które mogą zapewnić dopływ środków na przetrwanie obecnego kryzysowego czasu – podkreśla Piotr Arak.
Już teraz widać, że firmy boją się o swoją przyszłość. Z badania dla Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor wynika, że co siódme przedsiębiorstwo może wytrwać najwyżej cztery tygodnie, ale część już nie daje rady. Może się więc okazać, że po kryzysie na placu boju pozostaną tylko państwowe molochy i osłabieni mikroprzedsiębiorcy.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl