Do tej pory nie musieli bowiem płacić składek na ubezpieczenia społeczne. Pozwalało im to co miesiąc oszczędzić ponad 1000 zł. Po wprowadzeniu nowej daniny może się to zmienić.
Pomysł PiS może zatem okazać się problemem nie tylko dla tych przedsiębiorców, którzy do tej pory rozliczali się z fiskusem liniowo, a więc 19-proc. stawką, o których pisaliśmy niedawno w money.pl. Teraz głos podnoszą ci, którzy pracują na etacie, a działalność gospodarczą traktują jako dodatkowe źródło dochodu.
W świetle obowiązujących do tej pory przepisów nie musieli płacić składek na ubezpieczenia podwójnie. ZUS uznawał bowiem, że skoro są one odprowadzane ze stosunku pracy, to nie ma obowiązku, by je dublować i płacić jeszcze raz od działalności gospodarczej. Warunek był jeden - na umowie o pracę musiała widnieć przynajmniej kwota minimalnego wynagrodzenia, czyli w 2015 roku 1850 zł brutto (od stycznia 2017 roku będzie to już 2000 zł brutto).
Nie dotyczyło to tylko składki zdrowotnej, którą tak czy siak trzeba było płacić dwa razy. Na pocieszenie jednak, przedsiębiorcy mogli znaczną jej część (aż 86 proc.) odpisać później od podatku. Co miesiąc trzeba było odprowadzać de facto nie ponad 1120 zł składek, a zaledwie 40 zł. To duża zachęta do tego, by etatowcy zakładali własne firmy.
- Oszczędność ponad tysiąca złotych miesięcznie przy moich niewielkich obrotach sprawiała, że działalność była opłacalna. Gdybym musiała płacić pełny ZUS, to o jakikolwiek zarobek byłoby dużo trudniej - mówi nam pani Barbara, która oprócz pracy w szkole jest jednocześnie tłumaczem języka niemieckiego. I obawia się, że wprowadzenie jednolitego podatku może zabrać jej ten przywilej.
Jej obawy potwierdza Łukasz Kozłowski, ekonomista Pracodawców RP. - Rzeczywiście, zakładając wprowadzenie podatku w takiej najbardziej ujednoliconej formie możemy się spodziewać, że zniknie przywilej zwalniający etatowców z opłacania ZUS-u - twierdzi ekspert i tłumaczy, że przy takiej koncepcji nie będzie przecież wiadomo, ile wynoszą składki na ubezpieczenia społeczne. Nie ma więc mowy o jakimkolwiek odliczaniu, skoro nie będzie znana dokładna kwota.
- To fundamentalna kwestia i trzeba sobie postawić pytanie, czy w takim wypadki składki mają pełnić rolę podatku i źródła finansowania sektora finansów publicznych czy jednak zapewniać ochronę i świadczenia ubezpieczonemu - zastanawia się Kozłowski. - Możemy założyć, że przedsiębiorca, który płaci składki od etatu jest już wystarczająco zabezpieczony. Płaci bowiem składkę emerytalną i chorobową.
Co więcej, podwójne oskładkowanie generuje długookresowy problem dla finansów publicznych. - Na krótką metą to się sprawdzi, bo będzie więcej pieniędzy ze składek, ale należy pamiętać, że jednocześnie ZUS kumulowałby zobowiązania na przyszłość. Z tych podwójnych składek trzeba będzie za jakiś czas wypłacić przecież podwójną emeryturę - przypomina Łukasz Kozłowski.
Ekspert przyznaje przy tym, że może niektórzy będą chcieli płacić więcej, żeby dostawać np. wyższy zasiłek chorobowy. - To jednak powinno pozostawać w gestii przedsiębiorcy. Jeśli chce płacić wyższe chorobowe i potem na L4 dostawać wyższy zasiłek, to już jego wola, ale państwo nie powinno go do tego przymuszać - twierdzi. I dodaje, że podwójne opodatkowanie stanowiłoby "czynnik zniechęcający" do zakładania firm przez etatowców.
Zdaniem przedstawiciela Pracodawców RP to zaprzeczenie idei wspierania przedsiębiorczości. - Trzeba pamiętać, że charakter dochodów uzyskiwanych z działalności gospodarczej jest zupełnie inny. Jest ona przecież obarczona większym ryzykiem niż praca na etacie, a i przychody nie są takie pewne i różnią się z miesiąca na miesiąc - podkreśla, nawiązując przy tym do idei ryczałtowego opłacania składek ZUS. Tyle samo muszą bowiem płacić firmy, które obracają setkami tysięcy złotych, jak i te ledwo zarabiające na swoje utrzymanie.
Zniesienie ryczałtu zapowiadał jednak przed wakacjami Parlamentarny Zespół na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego, który przekonał do swoich pomysłów resort rozwoju. Nie wiadomo jednak, co z tym pomysłem w świetle jednolitego podatku.
Inna sprawa, że często mechanizm zwolnienia z obowiązku opłacenia składek ZUS był przez przedsiębiorców wykorzystywany do obchodzenia prawa. Właściciel firmy zatrudniał się w zaprzyjaźnionej spółce (lub u jednego z kontrahentów) na przykład na fikcyjnym etacie "doradcy" za minimalną krajową. Co miesiąc oszczędzał przy tym tysiąc złotych na składkach, a wynagrodzenie z etatu odliczał później od faktury, którą wystawiał kontrahentowi.
Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk, który odpowiada w KPRM za prace nad jednolitym podatkiem, jest oszczędny w udzielaniu informacji na ten temat. Jak mówił ostatnio na jednej z konferencji prasowych w Sejmie, "cieszy się, że ta kwestia wywołuje tyle dziennikarskich spekulacji" i przyznawał, że na ten temat trzeba rozmawiać. Projektu ustawy wciąż jednak nie ma. Tak jak żadnego innego dokumentu, który mówiłby więcej o pomyśle PiS. Do tej pory z wypowiedzi członków rządu dowiadywaliśmy się, że rewolucja w podatkach ma zakładać 4-5 stawek od 19,5 do 40 proc. w zależności od dochodów.
Nic więc dziwnego, że nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania, dotyczące opisanego mechanizmu. Zapytaliśmy rządzących o to, czy sytuacja "przedsiębiorców na etacie" będzie uwzględniona w projekcie ustawy o jednolitym podatku i czy będą oni mogli liczyć na utrzymanie przywileju. Z resortu finansów skierowano nas do KPRM, tam odpowiedź miała być skonsultowana z samym ministrem Kowalczykiem. Do momentu publikacji tekstu jednak jej nie uzyskaliśmy.