Od czterech lat rośnie liczba upadających w Polsce firm. W tym roku może przekroczyć 900, czyli wzrost o ponad jedną czwartą, w porównaniu do 2011 roku. Z jeszcze większym nasileniem tego zjawiska będziemy mieć do czynienia w przyszłym roku.
Pogorszenie koniunktury gospodarczej doskonale widoczne jest z perspektywy kondycji firm, odzwierciedlanej liczbą ogłaszanych upadłości. Daje ona obraz trwałych tendencji i nie podlega krótkookresowym, koniunkturalnym wahaniom. Z tego punktu widzenia, stan polskiej gospodarki już od kilku lat nie wygląda różowo. Co gorsza, w ostatnim czasie negatywne tendencje wyraźnie się pogłębiają.
Według danych Coface, w ciągu trzech pierwszych kwartałów tego roku sądy ogłosiły upadłość 614 firm. Ich liczba zwiększa się od 2009 roku, a więc od czterech lat. Wyjątkiem był jedynie 2010 roku, gdy zanotowano niewielki ich spadek. W kolejnych latach było coraz gorzej, mimo przekraczającej 4 proc. dynamiki wzrostu gospodarczego. Tegoroczna liczba upadłości firm po trzech kwartałach jest niemal identyczna z tą, zanotowaną w 2005 roku. Wówczas także miało miejsce przejściowe spowolnienie tempa wzrostu naszej gospodarki. Obecne prawdopodobnie będzie znacznie bardziej dotkliwe.
Prognozy KUKE wskazują, że w tym roku upadnie ponad 900 firm, czyli o prawie 26 proc. więcej niż w 2011 roku. Sytuacja pogarsza się z każdym m miesiącem, co wskazuje na to, że negatywne tendencje będą utrzymywać się także w nadchodzącym roku. W październiku liczba ogłoszonych przez sądy upadłości zwiększyła się o 75 proc. w porównaniu do września. W odniesieniu do października 2011 roku wzrost wyniósł 44 proc.
Choć między liczbą upadłości a tempem wzrostu gospodarczego i koniunkturą na giełdzie trudno doszukać się ścisłej korelacji, występującej w stopniu umożliwiającym ocenę bieżącej sytuacji i prognozowanie nadchodzących tendencji, to jakościowa analiza występujących w tym zakresie współzależności jest jak najbardziej uzasadniona i prowadzi do trafnych wniosków.
Trudno nie dostrzec, że huśtawce nastrojów, dostrzegalnej na warszawskiej giełdzie od trzech lat, towarzyszy systematyczny wzrost liczby upadłości. Wyjaśnienia uporczywej stagnacji głównych giełdowych indeksów, trwającej od kilkunastu miesięcy, także można szukać w niepewnej sytuacji gospodarczej, której jedną z oznak są upadłości firm.
Nie trzeba wielkiej przenikliwości, by dostrzec, w jakich branżach sytuacja jest najbardziej niekorzystna. W tym zakresie dane statystyczne, gromadzone przez firmy monitorujące finansową kondycję firm są zbieżne z sygnałami płynącymi z obserwacji reakcji inwestorów giełdowych. Najbardziej zagrożone branże to budowlanka, produkcja mebli i przemysł metalowy.
Poważne kłopoty dotykają też spółki działające w sektorze kultury, rozrywki i rekreacji. Spośród tych dziedzin działalności, na warszawskiej giełdzie największą reprezentację mają branża budowlana i deweloperska oraz w znacznie mniejszym stopniu metalowa. Subindeksy WIG Budownictwo i WIG Deweloperzy należą do najgorzej spisujących się od kilkunastu miesięcy wskaźników. Kiepsko radzi sobie wskaźnik odzwierciedlający koniunkturę na rynku akcji spółek metalowych. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy stracił prawie 16 proc.
W tym ponurym obrazie jest jednak promyk nadziei. Kulminujący właśnie sezon publikacji wyników finansowych spółek, notowanych na warszawskiej giełdzie skłania do umiarkowanie pozytywnych prognoz. Mimo wyraźnego spowolnienia tempa wzrostu polskiej gospodarki, wyniki sporej części firm za trzeci kwartał są całkiem niezłe. Choć więc trudno spodziewać się kolejnej nominacji do miana zielonej wyspy, nie musi wcale być tak źle, jak wieszczą pesymiści.