Państwową Inspekcję Pracy należy wzmocnić, ale nadanie inspektorom prawa do samodzielnego ustalania stosunku pracy może wiązać się z ryzykiem odszkodowań - mówi ekspertka prawa pracy Monika Kolasińska.
Jak powiedział wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed, propozycję przyznania inspektorom inspekcji pracy uprawnienia do jednostronnej zamiany pracownikom umów cywilnoprawnych na umowy o pracę w drodze decyzji administracyjnej w sytuacji, gdy w ich ocenie umowa cywilnoprawna została zawarta z naruszeniem przepisów prawa pracy, Prawo i Sprawiedliwość zgłaszało już w poprzedniej kadencji. Teraz pomysł ten zostanie poddany pod dyskusję stronom w Radzie Dialogu Społecznego.
Zdaniem Kolasińskiej z Kancelarii Sadkowski i Wspólnicy zmiana, pozwalająca podważać umowy cywilnoprawne inspektorom pracy, stanowiłaby "sporą rewolucję".
- W tej chwili inspektor może wystąpić z powództwem o ustalenie istnienia stosunku pracy, ale to wydziały pracy w sądach cywilnych rozstrzygają jego zasadność. Gdy uprawnienie wydawania takiej decyzji zostanie przyznane inspektorowi pracy, to o ile nowa ustawa o PIP nie wprowadzi w tym zakresie odrębnych mechanizmów procedowania, całe postępowanie będzie się toczyło w trybie administracyjnym i to sąd administracyjny będzie w dalszym etapie ewentualnie badał zasadność decyzji wydanej przez inspektora pracy - wskazała ekspertka.
Jak mówiła, z jej doświadczenia wynika, że nierzadko negatywne oceny kontroli PIP, przeprowadzanych w zakładach pracy, są następnie kwestionowane przez sądy.
- Taka rozbieżność dokonywanej przez inspekcję pracy i sąd oceny legalności zatrudniania pracowników na podstawie umów cywilnoprawnych, przy przyznaniu Inspekcji Pracy prawa do władczego wydawania decyzji administracyjnych, stwarza ryzyko występowania przez pracodawców z roszczeniem o odszkodowanie od państwa za niezgodne z prawem działanie organu władzy publicznej - oceniła ekspertka.
Podniosła także kwestię istotnych różnic w przygotowaniu i wykształceniu inspektorów pracy i sędziów.
- Absolutnie nie podważam kompetencji inspektorów pracy, gdyż, żeby wykonywać te zadania, trzeba wykazać się wyższym wykształceniem i zdać odpowiedni egzamin. Ale np. nie jest wymagane wykształcenie prawnicze czy odbycie aplikacji, więc w wypadku sądu to przygotowanie jest pogłębione - zauważyła.
Zwróciła też uwagę na zupełnie różną procedurę i sposób rozstrzygnięcia w wypadku wydawania decyzji administracyjnej oraz przy procesie sądowym w postępowaniu cywilnym.
- W postępowaniu sądowym toczącym się przed wydziałem pracy obie strony przedstawiają swoje argumenty, dowody, a sąd je rozważa, natomiast decyzja administracyjna ma charakter władczy: inspektor przychodzi, ocenia i wydaje decyzję, a dopiero później można się od niej odwołać.
Jej zdaniem taka sytuacja może też nie być korzystniejsza dla samego pracownika, gdyż przed sądem pracy rozpoznawany jest spór pomiędzy pracownikiem i pracodawcą, a przed sądem administracyjnym - między pracodawcą i urzędem.
- Dzięki temu pracownik nie musi co prawda stawać jako strona przed sądem pracy, ale z drugiej strony ma mniejszą szansę na aktywność. Do postępowania przed sądem administracyjnym może się włączyć, ale na prawach uczestnika - zauważyła.
Jak dodała, istotne jest także pytanie, w którym momencie decyzja inspektora pracy stanie się wykonalna.
- Na razie nie mamy tekstu projektu noweli ustawy o PIP, natomiast generalnie w Kodeksie postępowania administracyjnego jest taka zasada, że wstrzymuje się wykonalność decyzji w momencie, kiedy zostaje wniesione odwołanie od tej decyzji do wyższej instancji. Później, jeżeli skarży się dalej decyzję utrzymaną przez organ drugiej instancji do sądu administracyjnego, można złożyć wniosek o wstrzymanie wykonalności tej decyzji. Ale ten wniosek już rozpoznaje sąd administracyjny, który może się do niego przychylić, a nawet wstrzymać wykonalność decyzji z urzędu, ale tylko w razie spełnienia przesłanek wstrzymania wykonalności decyzji, tj. gdy zachodzi niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków, co w praktyce zdarza się rzadko - mówiła.
Kolasińska podkreśliła jednak, że jej zdaniem działania, które sprzyjają zwiększeniu uprawnień i wzmocnieniu Inspekcji Pracy, tak aby skutecznie czuwała nad tym, żeby nie nadużywać umów cywilnoprawnych, są jak najbardziej pożądane.
- Nie powinno być np. tak, że w jednym zakładzie pracy zatrudnia się osoby, które pracują na tych samych stanowiskach i ich organizacja pracy jest taka sama, czyli w praktyce wykonują te same czynności, które są im na takich samych zasadach zlecane, a potem rozliczane, i część z nich zatrudnia się w oparciu o umowę o pracę, a część w oparciu o umowy cywilnoprawne. W takich sytuacjach zazwyczaj powinien zostać ustalony stosunek pracy, podobnie jak w wypadku pozornego samozatrudnienia - zauważyła.
Jej zdaniem należałoby przede wszystkim zwiększyć częstotliwość kontroli PIP, gdyż w tej chwili często prowadzone są one dopiero po złożeniu skargi.
Gros przedsiębiorców nigdy nie miało kontroli, ze statystyk wynika, że odbywają się one w przeciętnym zakładzie średnio raz na dwadzieścia parę lat. Trudno się dziwić, że kontrole są mało skuteczne, jeśli jest ich tak mało - podkreśliła.
Podobnie - jak podniosła - powinno się rozważyć zwiększenie kar dla pracodawców za świadome, uporczywe i powtarzalne łamanie prawa pracy, by były bardziej dotkliwe, gdyż dla większej firmy nawet przewidziana w Kodeksie pracy najwyższa możliwa grzywna nakładana przez sąd, czyli 30 tys. zł, jest "nieodczuwalna", a do tego w takiej wysokości nakładana jest niezmiernie rzadko.