Zmiana w składce zdrowotnej, koniec z odliczaniem pełnej daniny na NFZ od podatku, wyższa kwota wolna od podatku i nowości dla przedsiębiorców. Tak może wyglądać "Nowy Polski Ład", czyli plan PiS na najbliższe dwa lata. Podatkowa rewolucja ma wyjść dla budżetu na zero - zapewniał w rozmowie z money.pl minister finansów Tadeusz Kościński.
Jeżeli rewolucja ma wyjść "na zero", to oznacza jedno: część zyska, część straci. I coraz więcej wskazuje na to, że stracą niektórzy przedsiębiorcy. Dla wielu wybór pomiędzy samozatrudnieniem (dziś korzystniejszym) a umową o pracę (dziś mniej korzystną) będzie o wiele trudniejszy. Bo obie formy zatrudnienia się do siebie zbliżą.
Co może znaleźć się na stole w ramach "Nowego Polskiego Ładu"? Jak wynika z informacji "Dziennika Gazety Prawnej", jednym z pomysłów jest likwidacja (lub znaczne obniżenie) możliwości odliczenia składki zdrowotnej od podatku PIT.
Warto tę kwestię wyjaśnić, bo dotknie każdego zarabiającego. Od pensji każdy pracujący w ramach umowy o pracę odprowadza 9 proc. składki zdrowotnej. W przypadku pensji 3 tys. zł brutto jest to 232 zł co miesiąc. Z tego jednak spora część - dokładnie 7,75 proc. - wraca w postaci odliczenia od podatku dochodowego. Płacimy mniejszy podatek niż wynikałoby to z kalkulacji, bo odprowadzamy składkę zdrowotną.
We wspomnianym przykładzie zwrot wynosi 200 zł. Gdyby odliczenie wynosiło dokładnie 0 zł - 0 proc., to dość znacznie spadłaby pensja "na rękę". Zarabiający 3 tys. zł brutto otrzymałby 2 tys. zł na rękę, zamiast obecnych 2 tys. 202 zł.
Gdyby odliczenie spadło z 7,75 proc. do 5 proc., to pensja na rękę skurczyłaby się o około 80 zł (do 2131 zł). Premier Mateusza Morawiecki i minister Tadeusz Kościński najprawdopodobniej chcieliby te stratę rekompensować wyższą kwotą wolną od podatku. Ta sprawiłaby, że zarabiający najmniej (definicja "najmniej" zależy w tym wypadku od przyjętej kwoty wolnej) nie płaciliby podatku. Dla nich zmiany w składce zdrowotnej byłyby niewidoczne - skorzystaliby na zmianach podatkowych, więc wyższej daniny zdrowotnej by nie odczuli.
Odczuliby ją za to ci, którzy zarabiają więcej. I tak np. osoba z pensją 8 tys. zł odprowadza dziś 621 zł składki zdrowotnej. Od podatku odlicza jednak 534 zł. Gdyby całkowicie straciła tę możliwość, to na rękę miałaby o tyle mniej. Zamiast 5,7 tys. zł - byłoby 5,1 tys. zł. Część straty pokryłaby również wyższa kwota wolna od podatku, ale koniec końców - pensja na rękę i tak byłaby mniejsza.
I dlatego w przypadku osób pracujących w ramach umowy o pracę (lub oskładkowanej umowy cywilnoprawnej) zmiana w oskładkowaniu musi być rozpatrywana wraz z kwotą wolną. Tylko w tym układzie można sprawdzić, kto zyska, a kto straci.
Czytaj także: Podatek handlowy. Sklepy oddały do budżetu 197,4 mln zł
Jak wynika z informacji "Dziennika Gazety Prawnej", zmiany mają dotyczyć również przedsiębiorców. A w ich przypadku straty będą o wiele większe. Samozatrudnieni płacą w 2021 roku co miesiąc po minimum 381 zł składki zdrowotnej.
Przedsiębiorcy płacą składkę ryczałtowo, a nie od pełnej zarobionej kwoty. Dla nich punktem wyjścia jest 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia w ostatnim kwartale 2020 roku. Podstawa wymiaru składki - a zatem podstawa wyliczeń - to 4,2 tys. zł.
I to właśnie od tej kwoty obliczają 9 proc. Dość łatwo wyobrazić sobie zmianę w sposobie obliczania. I to zmianę kosztowną. I tak - przedsiębiorcy mogliby płacić składkę od całości zarobionych pieniędzy lub np. od 100 proc. przeciętnego wynagrodzenia.
Czytaj także: "Holding PiS" mocno ucierpiał przez koronakryzys. Zyski niższe o ponad 4 mld zł
Co to by zmieniło? Dziś jednoosobowa działalność gospodarcza zostawia 381,81 zł w składce zdrowotnej. Gdyby podstawą było 100 proc. przeciętnego wynagrodzenia, to składka warta byłaby już 509 zł.
A gdyby została uwolniona - mogłaby być zawsze powiązana z wykazanym przez firmę dochodem (lub przychodem w zależności od wyboru rządzących). I wtedy przedsiębiorca wykazujący np. 10 tys. zarobków mógłby odprowadzać i 900 zł składki zdrowotnej (czyli niemal 3 razy więcej niż dziś). Jak wynika z informacji "Dziennika Gazety Prawnej", składka miałaby być obliczana od dochodu jednoosobowej działalności gospodarczej.
I tak przedsiębiorca, który dziś ma 8 tys. zł dochodu (dla ułatwienia przyjmujemy, że jest to kwota do dalszego opodatkowania i opłacenia składek), okładałby na poczet składki zdrowotnej 720 zł. To blisko dwa razy więcej niż dziś. Przedsiębiorca, który ma 15 tys. zł dochodu co miesiąc, musiałby na składkę wyłożyć 1,3 tys. zł. To blisko 1 tys. zł więcej niż dziś.
Czytaj także: Frankowicze dostali własny wydział w sądzie. Może przyspieszyć sprawy i ujednolicić orzeczenia
Oczywiście są też tacy przedsiębiorcy, którzy przy niskich dochodach płaciliby niewielką składkę zdrowotną. Mniej płaciliby ci, którzy zarabiają do około 4,2 tys. zł miesięcznie. Przy 3 tys. zł dochodów składka wynosiłaby 270 zł. To ponad 110 zł mniej niż dziś.
Tu jednak znów pojawia się pytanie: czy jakakolwiek część ze składki byłaby do odliczenia od podatku? Jak wskazuje w rozmowie z money.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, dyskusja na temat składki zdrowotnej niemal natychmiast uruchamia kilka innych tematów.
- Pojawia się pytanie, dlaczego tylko ta jedna składka miałaby być ustalana w taki, a nie inny sposób. Przecież ryczałtowa opłata dotyka również ubezpieczenia społecznego. Jeżeli chcemy zmieniać sposób obliczania składki zdrowotnej, to musimy jednocześnie odpowiedzieć na pytanie, ile z tej składki można odliczać i kto to w zasadzie może zrobić. A tylko to już pokazuje, że taka jedna nowość rodzi liczne pułapki. Mała zmiana wcale taką nie jest - mówi Łukasz Kozłowski w rozmowie z money.pl.
Jak dodaje, jeżeli wraz z prezentacją "Nowego Polskiego Ładu" nie pojawią się odpowiedzi na te kwestie, to bardziej prawdopodobne stanie się, że to na barkach przedsiębiorców będzie koszt reform.
- Oczywiście, że rodzą się obawy, że to właśnie przedsiębiorcy zapłacą za reformę - dodaje Kozłowski. Na inną kwestię zwraca dr Aleksander Łaszek z Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Podkreśla, że niwelowanie różnic pomiędzy poszczególnymi formami zatrudnienia jest korzystne. W Polsce wciąż finansowo bardziej opłaca się założenie własnej działalności niż praca na etacie.
Pracodawca, mając do dyspozycji 6 tys. zł na pracownika, może mu zaoferować umowę o wartości 5 tys. zł brutto. 1 tys. zł pochłaniają jego składki. Z tego pracownik ma na rękę 3,5 tys. zł. Samozatrudnienie z fakturą o wartości 6 tys. zł i miesięcznych kosztach prowadzenia działalności na poziomie 500 zł pozwala mieć na rękę 4,3 tys. zł. Różnica? 800 zł co miesiąc. W ciągu roku to już 9,6 tys. zł.
To wyliczenia przy preferencyjnej składce ZUS - obowiązującej przez dwa lata. Pierwsza, półroczna ulga na start, pozwala zyskać jeszcze więcej. A później? Nawet pełny ZUS oznacza 3,7 tys. zł na rękę, czyli wciąż więcej. Zmiany w sposobie wyliczania składki spowodowałyby, że przejście na samozatrudnienie byłoby mniej opłacalne dla części osób.