Pan Tomasz z Warszawy prowadzi usługi doradcze public relations. Jak setki tysięcy przedsiębiorców skorzystał z pomocy państwa i zwrócił się do ZUS o zwolnienie ze składek za trzy miesiące: od marca do maja 2020 r. Na złożenie wniosku pechowo wybrał dzień 2 kwietnia.
- System był przeciążony z powodu ilości składanych elektronicznie wniosków. Ciągle wyskakiwał komunikat o błędzie, więc postanowiłem osobiście wybrać się do oddziału ZUS przy ul. Wrocławskiej w Warszawie i złożyć tam wydrukowany w domu wniosek – opowiada pan Tomasz.
Dodaje, że dodzwonienie się na infolinię ZUS tego dnia również nie było możliwe.
Po przyjeździe do oddziału okazało się, że urząd jest dla petentów zamknięty. Pracownik ochrony wskazał mu przez szybę tekturowy karton, który stał przed budynkiem, do którego miał wrzucić wniosek. Tak też zrobił. - Potwierdzenia nadania wniosku nie mam – relacjonuje.
Pan Tomasz spełniał kryteria ustawowe, nie zawieszał działalności, miał też spadek obrotów. Był więc przekonany, że decyzja ZUS to tylko formalność. Tak się jednak nie stało.
W sierpniu otrzymał z ZUS pierwszy telefon z pytaniem, kiedy zapłaci zaległe składki?
- Myślałem, że to jakaś pomyłka. Wnioskowałem o zwolnienie, a nie o odroczenie płatności – mówi przedsiębiorca.
Urzędniczka z ZUS wyjaśniła mu jednak, że formularz, który otrzymali od niego, to wniosek o prolongatę, a nie zwolnienie.
Pan Tomasz nie dał jednak za wygraną. Na wygenerowanym formularzu, który przysłał nam do redakcji, wyraźnie jest napisane, że jest to wniosek o zwolnienie z opłat. Formularz jest więc prawidłowy.
"Nie wiem, co o tym myśleć. We wtorek dostałem maila z ZUS, że przygotowali dla mnie umowę o odroczeniu płatności za składki za te trzy miesiące, o które wnioskowałem. Mam to podpisać i dostarczyć do urzędu" – napisał do money.pl.
Skontaktowaliśmy się z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. Ten podtrzymuje jednak swoje stanowisko, że nie otrzymał od pana Tomasza wniosku o zwolnienie ze składek, ale wniosek o prolongatę płatności.
- Bardzo nam przykro, ale jeśli chodzi o pana Tomasza, to nie odnotowaliśmy wpływu kompletnego wniosku RDZ, czyli o zwolnienie z obowiązku opłacenia należności z tytułu składek. Pan Tomasz wrzucił do skrzyni na dokumenty jedynie wniosek RDU (odroczenie składek) i taki dokument był przez nas rozpatrywany – informuje Paweł Żebrowski, rzecznik prasowy ZUS.
Na skorygowanie błędu jest już za późno, wnioski o zwolnienie ze składek można było składać tylko do 30 czerwca. Pan Tomasz będzie musiał ZUS-owi zaległe składki zapłacić.
- Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby jak najwięcej firm skorzystało ze zwolnienia z opłacania składek. Nasze zadania związane ze zwolnieniem przedsiębiorców ze składek realizowaliśmy zgodnie z przepisami tarczy antykryzysowej. Zdajemy sobie sprawę, że na pomoc oczekiwało wielu przedsiębiorców – zapewnia rzecznik.
Dodaje, że w początkowej fazie lockdownu, kiedy można było składać wnioski również papierowo, pojawiało się w nich mnóstwo błędów. Przedsiębiorcy wpisywali niepoprawne dane swoich firm, dopisywali na marginesach uwagi, zdarzało się też, że wypełniali wniosek, wpisując w nim dosłownie słowo w słowo to samo, co zawierał formularz instruktażowy, udostępniony przez ZUS tylko jako przykład.
- Nasi pracownicy na bieżąco kontaktowali się z wnioskującymi w celu poprawienia lub uzupełnienia formularzy. Gdyby pan Tomasz przesłał nam prawidłowy wniosek, ale np. źle wypełniony, pomoglibyśmy mu naprawić błąd – twierdzi Żebrowski.
Liczba błędnie wypełnionych wniosków była tak duża, że ZUS szybko przeszedł na przyjmowanie wniosków jedynie drogą elektroniczną.
– Nasz system został tak skonstruowany, że wymuszał poprawne wypełnienie formularza. Dzięki temu liczba błędów i pomyłek znacząco zmalała – relacjonuje rzecznik.
Przypomnijmy, że zwolnienia ze składek za marzec, kwiecień i maj skorzystało łącznie ponad 2 mln firm, co pozwoliło ochronić 6,5 mln miejsc pracy. Łączny koszt operacji pochłonął 13 mld zł.