PKP Energetyka jest wskazywana jako ostrzeżenie dla zagranicznych inwestorów. Dwa lata temu spółkę sprywatyzowano, a po zmianie władzy do sądu trafił pozew o stwierdzenie nieważności transakcji. - Na pewno informacja, że jest spór nie pomaga w prowadzeniu działalności. Mam nadzieję, że szybko ten spór zażegnamy - mówi money.pl prezes PKP Energetyki Wojciech Orzech.
Pod koniec września miną dwa lata od prywatyzacji PKP Energetyki. PKP SA zainkasowała wówczas za spółkę 1,4 mld zł. Po roku ta sama PKP SA zmienia zdanie i składa do sądu pozew o stwierdzenie nieważności transakcji. Co się zmieniło? Władza. PiS od początku krytykował sprzedaż spółki. Po wyborach zaczął się przyglądać transakcji i uznał, że doszło przy niej do nieprawidłowości. Nie ujawnia do jakich, ale mają one być poważne.
- To na szczęście nie dotyczy bezpośrednio naszej spółki. Nie jesteśmy stroną - mówi money.pl prezes PKP Energetyki Wojciech Orzech. - Na pewno nie pomaga spółce w rozwijaniu działalności informacja, że jest z nią związany jakiś spór. Nie my ten spór wszczęliśmy i mam nadzieję, że go szybko zażegnamy i wyjaśnimy wszystkie wątpliwości w sposób nie budzący zastrzeżeń - dodaje.
Pod koniec zeszłego roku PKP Energetyka ogłosiła na sprzedaż sieci trakcyjnej na bocznicach przy pięciu kopalniach. To wywołało burzę. Chodzi o kopalnie Brzeszcze, Ziemowit Lędziny, Piast, Dębieńsko i Wesoła Mysłowice. Pojawiły się głosy, że stało się właśnie to, czego obawiali się przeciwnicy prywatyzacji - prywatny właściciel firmy wyprzedaje majątek, który jest niezbędny dla prowadzenia ruchu kolejowego.
- Nie ma mowy o wyprzedaży. Chcemy, żeby sieć w kopalniach należała do kopalni - mówi Orzech. Wyjaśnia, że żadnej kontrowersji tu nie ma.
Zapraszamy do obejrzenia rozmowy.